Najnowsze wpisy, strona 13


maj 27 2003 Przysłowiowa pietruszka, a ciasta wróble...
Komentarze: 27

"Będziesz musiał przez okno rzucić to łapać będę"- powiedziała mysz o pyszności własnymi rękami przez "siostrzyczki" upieczonej  i wlasnymi rękami Arturka z Zielonej przywiezionej- a strumień śliny ściekł jej po podbródku.:) W odpowiedzi usłyszała smutne:"Ptaszyska złapą, nie moge rzucać".   "Co to to nie!"-  z kolei waleczna myśl siadła na ścianie."Miejsce wróbli w krzakach"- jak powiedział ktoś "kochający"kogoś kto kocha. Nosa w nasze ciasto nie pchać proszę! A potem napatoczyło się: "Raz kozie śmierć. Kochanowski jak kocha, poczeka". Co by wyrzuty sumienia stłamśić rulon papieru kancelaryjnego i praca na brudno z literatury receptruką oplątana tyż:) I mała żółta kartka na ławie u mamy:"Poszłam do A.". I to był błąd, droga moja nieświadomości! " Wrócę za tydzień"-brakowało:)* myśl przez Diabła takiego jednego podrzucona:) Albo przynajmniej "o drugiej w nocy"* co zresztą miało miejsce:) I cicho było, wiatr przez okienko się wkradał, deszcz uderzał o parapet i tak się jakoś szybko ciemno zrobiło....A grzeczne dzieci po dobranocce idą spać, prawda?:) 

***"Niech nikt nie sądzi, że walka o to trofeum jest walką o przysłowiową pietruszkę"- napisał gdzieś ktoś. A nie wiadomo do jakiej "przysłowiowej pietruszki" autor czyni aluzję, bo słowniki języka polskiego notują tylko zwrot: siać,skrobać, sprzedawać pietruszkę. Ani nie tłumaczy wcale "przysłowiowej pietruszki" jako nowego potocznego frazeologizmu "ni z gruszki ni z pietruszki". Walka o przysłowiową pietruszkę nie istnieje. Każda walka ma inne badyle za trofeum. Albo po prostu każda walka przynosi korzyść niepietruszkową. Jeszcze nad tym pomyślę:)

 

*** -Napusćił sobie tyle wody( pani pokazuje, że do kostek) i stoi. To ja sie pytam"Czego się nie kąpiesz" a On:

-Bo się święte instrumenta zamoczą.

Rozmowy w toku jutro o 18.00:)

*** Dostałam autorski egzemplarz "Internetu". Pani Ewie dziękuję:*

ani-mru-mru : :
maj 25 2003 Yhmm,yhmm:oP
Komentarze: 54

A ja chce się kochać, o!

ani-mru-mru : :
maj 24 2003 Na początku było...(he)llo :)
Komentarze: 16

„Na początku było słowo...”. Jeśli to faktycznie Bóg jest tym Programistą to i na „pocztątku” Internetu Biblia się nie myli. Na początku Internetu (ponad 33 lata temu) było, bowiem słowo. Nawet, jeśli miało być inaczej. Mało kto zna tę historię.

Wieczorem, 20 października 1969 roku grupa informatyków w centrum komputerowym Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles(UCLA) miała po raz pierwszy w historii ludzkości doprowadzić do tego, aby dwa komputery zaczęły „rozmawiać” z sobą. Tym drugim komputerem był komputer w Stanford Research Institute(Stanford) w północnej Kalifornii. UCLA miało wysłać słowo „log,”(które tak naprawdę jest kodem i nic nie znaczy), podczas, gdy, po każdej odebranej literze, Stanford miał potwierdzać powtórzeniem tej litery. UCLA wysłało L, Stanford potwierdziło do „LL”. UCLA wysłało „O”, Stanford potwierdziło do „”LLO”. W tym momencie zostało przerwane połączenie. Cały system przestał działać. Na ekranie w Los Angeles zostało „LLO”. I to jest tak niezwykle symboliczne. Amerykanie wymawiają „Hello” bardzo często z głuchym „he” jako „(he)llo”. „Witam Cię” była pierwszą wiadomością przesłaną na Internecie. I to wbrew woli nadawcy.

Na początku było słowo...

Janusz Leon Wiśniewski, Frankfurt n. Menem

* uciekam do mniej miłych słów i "prawie słów", bo formantów, derywatów, podstaw słowotwórczych,fleksyjnych i innych. Słowotwórstwa znaczy się:)

 Miłego wieczoru:)

ani-mru-mru : :
maj 23 2003 Banda rowerowa:)
Komentarze: 24

- No dawaj, dawaj, słabeus! Ale fujaja jesteś!- krzyknął boss bandy rowerowej dzieciaczków z mojego podwórka, lat osiem.

Wyszłam zza rogu pobliskiej kamienicy. W podwórko skręcał samochód, a pan kierowca nie kwapił się mnie przepuścić. Ledwie zdołałam przystanąć, gdy pod moimi nogami... trzask prask!... "Słabeus" rozłożył się jak długi. Na nim rower, pod nim kawałek mojej stopy i twardy bruk.Mina bardzo nie tęga. " Biedactwo, małe niewinne, biedactwo"-pomyślalam. I już chciałam podać mu rękę, już chciałam odkopać go spod piekielnego żelastwa, już chciałam pytać  o stan jego obitego tyłka, gdy usłyszałam pełen gniewu i pretensji głos:

-Spiejdajaj kujwa!!! Jak lazis...??

:o) no i jak ja "kujwa" laze?

 

ani-mru-mru : :
maj 22 2003 Marionetki z teatru lalek rodem:)
Komentarze: 2

Koło ogródka Teatru Lalek z kukłą krasnala- ręce i nóżki na sznurki, a głowa z otworem w środku na dłoń aktora- przechadzał się pan w średnim wieku, zainspirowany rozmową z nieco młodszym osobnikiem płci jednakowej:) Odwróciłam dyskretnie głowę i uśmiechnęlam pod nosem. Sympatyczny widok ten krasnal, iście z Królewny Śnieżki...:) W ogródku piwnym pod parasolami ukryci degustatorzy trunku chmielowego, być może strudzeni aktorzy w przerwie próby spektaklu. Czyżby remont treatru dobiegł końca, a przedstawienia już się odbywają? Nie dociekłam. Odeszłam kilka kroków zaledwie, gdy usłyszałam za plecami:

- Widzi pani tego wielkiego kucharza  z tą olbrzymiastą łychą, ojoj, no coś takiego- siwiejąca pani z zachwytem w głosie, próbowała zwrócić moją uwagę na jeden z elementów scenograficznych owego ogródka, w którym to prócz piwa, obywatel w białej mycce, nieco mniejszych rozmiarów niż ten olbrzym z wielką łychą, a co ważniejsze zachwycający widownię zgrabnymi ruchami(!)(żywy!żywy!:P) serwował kiełbaski i boczek z grilla:) I machała pani siwiejąca rękami, co by bardziej wymownym być, i znikała na horyzoncie wciąż nawołując: "Ale olbrzym! Ale fajny!":)

Miłego dnia:)

ani-mru-mru : :