Archiwum wrzesień 2002


wrz 30 2002 Bez tytułu
Komentarze: 1

  Boję się tego co będzie... Własne myśli a jakby obce...I ta bezsilność...

ani-mru-mru : :
wrz 30 2002 Pociąga, dekscytuje, zastanawia
Komentarze: 1

Pisząc na murze białą kredą największe litery, lub na pergaminowej kartce te najmniejsze, tudzież mówiąc poprawną polszczyzną zgrabnie i starannie, nie sposób wyrazić tego, co można wyrazić dotykiem. Miłośnik słowa miłośnikiem nicości. Taniec wyrazów wobec czułości niezsynchronizowanymi ruchami rozpaczy. Najbardziej finezyjne sprężyście dobrane wyrazy nie sprostają magii ciepła warg i dotyku opuszkami palców. Tylko one bowiem,przeszywają do głębi, mówią wszystko milcząc.Nie będąc wynikiem rotacji powietrza, drgających strun głosowych w głebi krtani,ani poprawnego ułożenia jezyka. A język jest ciepły.  Dotyka i pali. Muska delikatnie wyrażając wszystko."Chcę dać Ci to, co moge dać czule, czulej, najczulej"(Jonasz Kofta "Czułość")

 

ani-mru-mru : :
wrz 29 2002 Immatrykulacja
Komentarze: 2

Wróbelka Ćwirka z mordką uśmiechniętą od uszka do uszka wylądowała w piątkowy dzionek na immatrykulacji na uniwersytecie, ćwir,ćwir. Immatrykulacja, która w zasadzie miała się odbyć w poniedziałek, zatem dopiero jutro zaskoczyła wszystkich. Przydreptala Ćwirka raniutko, znaczy okolo godzinmi 11 do nowego budynku wydziału prawa i adminictracji gdzie miał się odbyć zapowiadany kurs bhp, o immatrykulacji mowy żadnej nie było. Bożesz Ty mój po drodze Ćwirka serduszko już na ramionku miała jak szła ulicą Biskupa Nankiera z wszystkimi niedoszłymi i już doszłymi hehe żakami, ćwir, ćwir. Zachłysnęła się już lekkko ta atmosfera i troszeczke szczerze mówiąc się przeraziła. Specyficzne powietrze chyba  w przestrzeni,ćwir, ćwir wąska dość uliczka w starej części miasta, i inne czynniki wpłynęły na ogólny posmak studenckiego życia. Kontynuując dotarła Ćwirka do Amfiteatru B wydziału Prawa i Administracji. Patrzy na drzwi - kartka o poniższej treści: " Uprzejmie przepraszamy za wszelkie niedogodności, lecz rozkład zajęć podczas dni adaptacyjnych uległ zmianie". A pod spodem, ćwir, ćwir informacja, że dnia 27 września 2002 roczku dla studentów pierwszego roku Filologii Polskiej, Germańskiej i Dziennikarstwa odbędzie się najpierw kurs Bhp, następnie po półgodzinnej przerwie okolo godz. 14.15 uroczysta immatrykulacja, po niej w budynku dziekanatu czyli na ulicy Nanakiera 15 w sali Nehringa test z wybranego języka, ćwir, ćwir. Ale lekko namieszali. Pierwszy symptom nieuporządkowania uczelnianego, do którego przyjdzie się przyzwyczaić, ćwir, ćwir.Nic to. Jak każa to trzeba i poradzić nic nie można, ćwir, ćwir. Amfiteatr B przeżywał oblężenie bo już od wczesnych godzin porannych odbywały się tam szkolenia dla różnych wydziałów. Z reguły było tak, że na jednych zajęciach było około trzech wydziałow, Ćwirka miała zaszczyt mieć je z Filologią Germańską i Dziennikarstwem, ćwir, ćwir. Chciałoby sie powiedzieć niestety dziennikarstwem, bo Ćwirka z utęsknieniem patrzyła na ludzi ztego kierunku i tylko wzdychała. Ehhh. Slzag by ich trafił. Ćwirka sobie i tak poradzi z nimi czy bez nich, ćwir, ćwir. Na korytarzu rotacje ludzików sposowdowały ogólne zamieszanie i trudnio było odnaleść bodajże jedną znajomą osobę, ćwir, ćwir. Ale po czasie jakoś się udało. Przyszła Magda, która Ćwirce na egzaminku wstępnym prawie, że mdlała obok, bo  wyjątkowo źle się czuła tego dnia. Ćwirka zamiast skupić się na egzaminie pytała co chwilę Magdy czy da rade wytzrymać i jak się czuje, a jej bladość i rozbiegne tępe oczy mówiły same za siebie, cwir, ćwir. Przez pierwsze półtorej godziny egzaminu miała pustą kartkę. Prawie, że płakała, ćwir, ćwir. A w  piątek na tym korytarzu też wyglądała na troche zagubioną, ćwir, ćwir. Wzięła ją Cwirka za łapkę i powiedziała, żeby się jej pilnowała to razem jakoś damy sobie radę. W amfiteatrze trzy wydziały, więc ludzi sporo, jak tak Ćwirka policzy to około 500 set osóbek będzie, cwir, ćwir.Każdy nikt nic nie wie, przy wejściu jakś pani rozdawała tajemnicze kartki, potem się okazało, że trzeba je wypełnić bo na ich podstawie będzie zaliczenie owego kursu bhp. Przez pierwsze pól godziny panie ze studium językowego z Nankiera 2/3 tłumaczyły nam zawile kwestie nauki owych języków obcych i jak to wygląda w naszym pryzpadku, ćwir, ćwir. Potem śmiesnzy pan tłumaczył jak postępować w przytpadku kiedy to koleżanka schodząc tyłem po schodach złamie sobie nóżke, ćwir, ćwir, albo kolega grzebiąc coś w kabelkach zostanie porażony prądem, ćwir, ćwir, Jego opowiadanka, rady i nakazay wzbudzały ogólnie rozluźneinie sytuacji i śmiech na sali, ćwir, ćwir. Wszystko trwalo jakieś poł półtorej godziny, ćwir, ćwir. W międzyczasie odnalazłą się Gosia. Ćwircza koleżanka ze studium dziennikarskiego, cwir, cwir. Oczywiście spóźniła się na kurs, bo ona zawsze i wszęzdzie sie spóźnia, więc Cwirka już zdążyła się przyzwyczaić, ćwir, ćwir.Miałyśmy po tym bhp pół godzinki czasu do immatrykulacji, a że doszły nas słuchy, ze na Nankiera jest już plan zajęć, więc postanowiłyśmy się tam przejść, ćwir, ćwir.Z Więziennej na Nankiera jest bliziutko więc fajnie. Dotarłyśmy, ćwir, cwir. Po krótkiej chwili zastanowienia doszłysmy do wniosku, ze trzeba by było sprawdzic najpierw w której się jest grupie, ćwir,, ćwir, I się okazało bardzo fajniutko dla Ćwirki zresztą, że jest razem z Magduchą  w grupie szóstej., ćwir, ćwir, Gosia niestety w dziewiątej, ale egoistycznie myślac, to może dobrze, bo Cwirka by nie wytrzymała jej ciągłego spóźniania się i czekania na nią. Cwirce zawsze takie coś działalo ogólnie na nerwy, cwir, ćwir. Następnie podreptałyśmy skserować plan zajęć. Wchodzimy na ksero, atam pani już od wejścia mówi, ze podsłuchała rozmowę, i że już nam właśnie kseruje ten plan, bo wie, że my z pierwszego roku polonistyki, ćwir, ćwir i mówi, że w ogóle to ona nam życzy powodzenia i wita na uczelni i się pyta co my takie przerażone, cwir, ćwir, A my z tym planem w ręku i z otwartymi buźkami stoimi i oczkom uwierzyć nie możemy. Bożesz ty mój. Tyle zajęć, ćwir, ćwir, godziny takie sobie, ehhh. Ale się przeraźiłyśmy.Wrażenie jednak to to robi, ćwir, ćwir. Usiadłyśmy na ławce i zaczęłyśmy sudiowanie rozkładu, ćwir, ćwir. Poniedziałek: Łacina-8.25-10.00, Poetyka-10.10-11.40, Gramatyka opisowa-11.50-13.20 itd itd. , ćwir, ćwir Jezusiczku. No ale nic to, Trzeba było się pospieszyc, ćwir,cwir, żeby znów zadreptać na Więzienną na immatrykulację, ćwir, ćwir. W międyz czasie Gośka zdząrzyła już nam zniknąć, potem się znaleźć i taka to z nią robota hi hi, ćwir, cwir. Przyszłyśmy zniów podAmfiteatr B , usiadłyśmy sobie na parapecie i czekamy, ćwir, ćwir. Rajdałyśmy o wszystkim. Dziewczyny opowiadały o przeprowadzkach do wrocławia, bo obie sa z innych miast i jak się okazało Goska wynajęła z koleżankami mieszkanie na Hauke-Bosaka więc ulice obok ode mnie hihi:oP oj będą imprezki:oP ćwir, ćwir. Opowiadały o zwożeniu garnków, ciuchów i innych rzeczy i o wrażeniach z pierwszej nocy pobytu we Wrocławiu, ćwir, ćwir. Gośce się któs dobijał do drzwi, przez cała noc i spać nie mogła, to ją pocieszyłam, ze musi się przyzwyzcaić bo to taka okolica i tak będzię częściej, cwir, ćwir. Po pewnym czasie pod salę pryzsżły panie z dziekanatu z koszami pełnymi indeksów, ćwir, ćwir. Zrobiły wrażenie swoim wejściem. Może nie tyle swoimi osobami ale indeksami właśnie. Rozdały nam kartki z przysięgą hehe, ćwir, ćwir ale to śmiechotkowe:o) Po czym otworzyli amfiteatr i zaczęło sie wsypywanie ludzioof do środeczka, ćwir, ćwir. Usiadła Cwirka z dziewczynami z przodu, bo doszłyśmy do wniosku, że i tak będą nam każac się wygramoliwać hehe, ale słówko, po indeksy. Więc krótsza droga do przejscia, cwir, ćwir. I się zaczęlo. Wpełżneli ci wszyscy rektorzy i inne kreaturki w ubrankach jakiś fioletowych z zasłonek hehe:oP Ale śmiechotka miałyśmy z dziewczynami. Gadu, gadu, jakiś wykład o znaczeniu słowa filolog, ćwir, ćwir, i się Ćwirka dowiedziała, że jest MIŁOŚNIKIEM SŁOWA, ćwir, ćwir. Czytać uważnie, i się nie dziwić przypadkiem , ćwir, cwir. Potem nastąpił wielki harmider na sali, bo pryzszedł czas na rozdawanie indeksów.Tak w ogóle to Filologia Polska otrzymała indeksy pierwsza we Wrocku hihi. ale sie Ćwirka chwali:oP Niom ciom. Bożesz Ty, ale dziwni ludzie. Jeden lepszy od drugiego. Przynajmniej tak na pierwszy rzut oczka, cwir, ćwir. Jak dostałyśmy już nasze indeksy, oczywiście obowiązkowo pozaginałyśmy te prawie, że ostatnie kartki, znaczy się świadecto odejścia z uczelni hhih:oP Szukałyśmy kogoś do podeptania. ZNaczy się nie ze jego chciała Cwirka zdeptać, ale zeby ten któs zdeptał Ćwirce indeks, hihi. Ale nie znalazłyśmy więć ćwirka postanowiła, że zostawi robotę dla Asmika, ćwir, ćwir. I tak się też stało, ale proces deptania odbywał się w sobotę rano , po nocy spędzonej w Golden Cornerze ze znajomymi Asmika, gdy Cwirka jeszcze spałą, a Asmik już wstał i zbierał się do wyjścia, ćwir, ćwir. Mówił Ćwirce, że nawet bucika wytarł, co by Cwirce indeksiku nie pobrudzić, hi hi./ Niom taka trochę śmiechotkowa ta inauguracja była a już w ogóle fajnie było jak co chwilę ktoś spozniony dochodził, ćwir, ćwir i robil mnóstwo zamieszania, albo jacyś ciekawscy zaglądali przez szpare w drzwiach, cwir, ćwir. Po inauguracji Ćwirka z Magda i Goska podreptały znów na Nankiera tym razem na test z angielskiego do sali Nehringa, cwir, cwir. Strasznie fajny sufit ma ta sala. Taki bajerancko rzeźniony. Zamieszanie też niezłe było na tym teście  zangielskiego. Strasznie dziwny tekst i w ogóle jakieś takie głupawe tio było. Ogólnie Ćwirka wylazła wcześniej z tego egzaminu, bo doszła do wniosku, ze i tak już nic mądrego nie wymyśli. Idzie i patrzy a tu kolejka do dziekanatu jak hoho, bo się okazało, że można już odebrać legitymacje i książeczkę zdrowia, ćwir, ćwir. Bożesz Ty moj. Kolejka to była istnie przemniamuśna, cwir, ćwir Ale cóz zrobić. Stała w niej Cwirka chyba z godzinę, ćwir cwir, Ale w rezultacie się udało. Nasłuchała się trochę o tym jaki to Wrocek fajny i gdzie kto idzie dzisiaj na impreze:o)i tak sobie patrzy Cwirka na zegarek. A tu już 19. Matko z córką hehe. Cały dzień na uczelni, a tu już się Asmikm dobija, że niedługo u mnie będzie i idziemy do knajpy. A Ćwirce nóżki to już lepiej nie mówić gdzie wchodziły, ćwir, cwir. była impreza, dzisiaj druga, ćwir, ćwir. Cwirkę łepek boleje jak cholercia, ale cio tam ,ciwr, cwir:oP

ani-mru-mru : :
wrz 27 2002 Bazgrołków na dzieńdoberek odrobinkę:oP...
Komentarze: 2

Jejkuś, moje Misianko kochane,  niech już do mnie przyjeżdża w końcu, bo chyba umrę z tęskniorka:oP Przeokrutnie za Nim sie wytęskniłam i już nie chcę więcej czekać:o( Ehś. Bożesz Ty mój, chyba bym wszystko teraz oddała, żeby tylko już przytuptał i mnie przytulił tloszeczkem:oP Obudziłam się dzisiaj o trzeciej w nocy, powlekłam się po coś do pićka, bo usychałam z pragnienia i miałam zamiar dalej się kłaść, ale jakoś mi to nie wyszło za zbytnio, bo co zamykałam oczka to tylko Misiaka widziałam i po spanku. Ehhh. A ciężki dzionek mnie czeka, bo dreptam  za jakiś czas na uczelnię , na jakieś niedorzeczne kursy, potem o 16 tescik maleńki z angielskiego i kciuki mi tu trzymac plosiem, następnie idę zapisać się na francuski (!jednak zdecydowałam w końcu, że mnie włoski!) a potem  z Asmikiem wędrujemy się upić  zdeczka, jeszcze nie wiem gdzie mnie wywlecze dokładnie, ale fajnie będzie:o) Deszczyk robi kap kap całutką nockę i wcale nie ma zamiaru przestać, ale w sumie to niech nie przestaje, bo całkiem sympatyczny jest:o)Tylko, że zmoknie mi się odrobinkę, jak wypełznę dziś z domciu. Ale cio tam. Z cukru nie jestem to sie nie roztopię. Ciekawe cio tam Miśku robi teraz sobie, pewnie śpiuńka słodko, ehhh. Biedactwo moje kochane. Ehhhhh idem po kawusie, bo jeszcze za bardzo się rozmarze:oP

ani-mru-mru : :
wrz 26 2002 Mała kolorowa, śliczna wolność
Komentarze: 1

-Agata, zwlecz się z tego łóżka w końcu i pomóż mi go złapać, bo biedaczysko się zmarnuje.

-Co Ty mówisz, kto się zmarnuje, kogo mam łapać? -ledwo co otworzyłam oczy i jeszcze nie za bardzo dochodziły do mnie odgłosy z rzeczywistości.Ale jedno jest pewne. Byłam cholernie wściekła, ze mamuśka mnie budzi o ósmej rano. Zresztą zdziwiłam się, co ona robi na nogach o takiej porze, bo zazwyczaj to dla niej środek nocy.

-Taki mały jest i kolorowy i siedzi w kącie na parapecie a sama nie mogę sobie poradzić , żeby go złapać-powiedziała, ale mi dalej to niewiele mówiło.

-Mamo, mów spokojnie i powoli. Co jest kolorowe i małe i siedzi w kącie parapetu- podniosłam głowę z poduszki i zaczęłam proces racjonalnego(w miarę) myślenia. Jesli takowe w ogóle istnieje o ósmej rano. Ale ósma rano to czas , w którym miliony dzieciaków rozpoczyna codzienna edukacę, zatem czas chyba uznany za psychologów za odpowiedni do kreatywnego myślenia.

- No ptaszek wleciał.Było otwarte okno, ale tylko tak odrobinke i on przez tą szparę wleciał, a teraz nie może sobie poradzić. I Axel go terroryzuje...no wstawaj, pomożesz mi.- powiedziała. A ja przez chwilę pomyślałam, że to kolejny jej wybryk przez sen, ten z serii "klucze leżą na półce pod telefonem" kiedy to kilka ładnych lat temu jeszcze nie mieliśmy telefonu. Zanalizowałam sytuację i doszłam do wniosku, że aby dopisać zdarzenie do " lunatycznych przewidzeń mamy" powinnam je wcześniej poobserwować i zbadać wszystkie namacalne i widoczne objawy.

Zwlekłam się  z łóżka i prawie, że na czworaka dowlekłam się do dużego pokoju. Faktycznie. W kącie na parapecie siedział taki mały i bardzo kolorowy, i strasznie śliczny, malutki ptaszek. Szybko i nerwowo trzepotał w panice skrzydełkami nie mogąc się stamtąd wydostać. Pod parapetem na dwóch łapach stał pies i próbował go dosiegnąć swoim czarnym jak węgiel nosem, obadać z pewnościa interesujący ruchomy obiekt, a  następnie schrupać go szybko by nikt się nie zorientował  a już na pewno byle szybciej, byle przed kotem. Starsznie przy tym ujadał. Nie wiem czemu, ale od razu ptaszek  skojarzył mi się z wolnością. Nagle utraconą wolnością i z desperacją z jaką chcę się ją spowrotem odzyskać. Mała, kolorowa, śliczna wolność...

- Trzymaj psa, to po pierwsze, bo już mnie szlag na niego trafia, Ja złapię ptaszka przez tą firankę, a Ty otworzysz okno.- powiedziała.

-No dobra, spróbuje.- trzymałam Axela za kolczatke i mało co nie powbiłala bym sobie tych metalowych kolców w rękę.Strasznie się szarpał. Mama w tym czasie łapała ptaka. Nei dawał się. Trzepotał skrzydłami jakby obawiał się krzywdy z naszej strony. Pomyślałam, że my ludzie jetseśmy dla zwierząt tylko postrachem i wielkim zagrożeniem. Nawet wtedy, gdy chcemy im pomóc. To strasznie smutne.W końcu udało się go schwytać. Zestwiłam z parapety doniczki z kwiatkami i otworzyłam okno. Poleciał...znów stał się wolnością..

 

ani-mru-mru : :