Archiwum marzec 2003


mar 31 2003 ....
Komentarze: 6

Schudlam już jakieś 7 kilo. Nic to, że matka gania za mną z talerzem ociekającym tluszczem i ziemniakami, a mizerii ladują mi na talerz jak dla stada pulku.Nic to, ze kuszą ciastem z La Scali, albo lodami wszech maści.Chudnę i tyle...A dziś jeszcze boli mnie. I nie wiem co za cholera. Tak jakoś nerki, trochę żolądek...do tego marazm totalny.Poloże się na trochę...

 

ani-mru-mru : :
mar 31 2003 Okup
Komentarze: 0

-Okup?

-Okup.

-Aaaaaa...okup!!!

No to okup:o)))!!!

Okup (pf)

Nie spałem jeszcze, choć zapadałem już w miękki mrok, rozciągający się pomiędzy jawą a snem. Nie spałem więc sobie smacznie, kiedy zadzwonił telefon.

- Jeśli nie powiesz mi, że mnie kochasz albo że masz dla mnie kasę, to cię zabiję. Kimkolwiek jesteś - warknąłem do słuchawki.
- E... przepraszam, że dzwonię o tak nieodpowiedniej porze, ale mam dla pana informacje, które, jak mi się wydaje, powinny pana zainteresować - wyrecytował spokojny, męski głos. Miły nawet.
- Taa...
- To dość delikatna sprawa i nie chciałbym być źle zrozumiany.
- Więc? Człowieku! Dochodzi w pół do trzeciej a ja mam za sobą ciężki dzień. Więc gdybyś był tak miły i streścił w paru słowach swoje przesłanie, byłbym niezmiernie wdzięczny i popadłbym wreszcie w błogi sen, tak?
- Emm... to raczej niemożliwe.
- Co? Co jest niemożliwe?
- Pański błogi sen, drogi panie.
- Niech przyjmie pan do wiadomości, że właśnie podlegam procesowi wkurwienia. Streszczaj się kolego albo się wyczepiam z połączenia.
- Dobrze. Proszę o chwilę cierpliwości a wszystko wyjaśnię.
- Noo...
- Zostałem upoważniony do przekazania panu informacji, że został pan uprowadzony dla okupu.
- Co??? Co ty pierdolisz???
- Rozumiem pańskie rozdrażnienie, ale proszę pozwolić mi wyjaśnić.
- Dawa!
- Jak już wspomniałem, został pan uprowadzony dla okupu. I z tego właśnie powodu pański błogi sen jest raczej mało prawdopodobny. Powód jest dość banalny - trudno błogo spać na siedząco, będąc przywiązanym do krzesła w wilgotnej, źle oświetlonej piwnicy.
- Panie! Pan ochujał albo najarał się jakiegoś świństwa! Człowieku! Ja leżę właśnie we własnym łóżku, szczelnie owinięty ciepłą kołdrą i doznaję zajebiście przyjemnych zawrotów głowy po spożyciu kilku wyśmienitych drynoli. CO TY KURWA PIERDOLISZ?!
- Tak, rozumiem. Dlatego do pana dzwonię, bo powinniśmy kilka szczegółów dograć i załatwić parę formalności.
- Jesuuu... toktumi bejb byle składnie i z odrobiną logiki.
- Dobrze. Miałbym jednak jedną, niewielką prośbę. Mogę?
- Noo...
- Czy mógłby pan jednak postarać się postawić w nakreślonej przeze mnie sytuacji? To znaczy, czy mógłby pan przyjąć, że rzeczywiście został uprowadzony?
- Ale po kiego skoro to bzdura???
- Czy bzdura, to wyjaśni się za chwilę. Tymczasem proszę o odrobinę dobrej woli, która skróci tę rozmowę i ułatwi nam konwersację.
- No dobrze. Załóżmy kurwa, że rzeczywiście zostałem uprowadzony w chuj.
- Ujmując rzecz topograficznie, to nie w chuj a na Sadybę, ale to w zasadzie nieistotne. Gdybym mógł mieć do pana jeszcze jedną niewielką prośbę. Czy mógłby pan być mniej wulgarny? Bo widzi pan, troszkę mnie to razi.
- Spierdalaj!
- Okej, nie było tematu. Wracając do rzeczy. Jeśli uzna pan, że pańskie uprowadzenie jest faktem, to musi pan przyznać, że sytuacja ta wyklucza spokojny sen, prawda?
- No fakt, gdyby rzeczywiście ktoś mnie podpierdolił, to raczej na sen ochoty bym nie miał. ALE TO BZDURA!!! Jestem u siebie i nikt mnie nie porwał!!!
- Hmm... widzi pan. Wszystko zależy od punktu widzenia. Pan twierdzi, że nie został uprowadzony, wnioskując z posłania i ciepłej kołdry. Oraz z tego, że znajduje się pan w dobrze sobie znanym otoczeniu i nie odczuwa pan tego szczególnego zagrożenia, które zazwyczaj kojarzy się z dość nienormalnym stanem, jakim jest porwanie dla okupu. Czy dobrze wnioskuję?
- Wnioskujesz pan zajebiście dobrze i byłbym pełen zachwytu nad pana logiką i elokwencją, gdyby nie to, że jest kurewsko późno, jestem nawalony jak diesel, i chce mi się spać.
- Postaram się streścić. Pokazałem już pański punkt widzenia. Przyzna pan, że z założenia subiektywny, bo taka jego natura. Drugim punktem widzenia jest punkt mojego klienta, który utrzymuje, że tej nocy, a precyzyjnie mówiąc wczoraj o 23.47, uprowadził pana w okolicach tzw. Pigalaka...
- Halo!!! Gościu!!! Zastanów się, co ty pierdolisz, co? PRZECIEŻ LEŻĘ WE WŁASNYM WYRZE POD WŁASNĄ KOŁDRĄ!!! Jakże kurwa mogę być zakładnikiem?!
- To właśnie staram się panu wyjaśnić. Proszę mi dać parę minut.
- Mówże kurwa!
- Mój klient utrzymuje (i popiera to stosownymi dokumentami), że wczoraj o wyżej wymienionej godzinie porwał pana na ulicy Poznańskiej. Wsadziwszy pana do swojego nieoznakowanego samochodu zamroczył pana ciosem w potylicę, związał i zakneblował, dał do zgwałcenia swoim bodyguardom, którzy jednak nie skorzystali, po czym zawiózł do swojej tzw. mety na Sadybie i umieścił przywiązanego do krzesła w ciemnej i cuchnącej piwnicy. Ufam jego relacji, bo widziałem film wideo, który całą sprawę doskonale dokumentuje. Mogę panu, a nawet muszę, bo jestem zobowiązany do tego umową, przekazać kopię filmu, o którym mówię.
- No dobrze sklonowana owco. Powiedz mi w takim razie dlaczego leżę teraz u siebie, bawiąc się ptakiem pod moją własną puchową kołdrą, hę?
- Układ.
- Co?
- Układ. Zawarł pan układ z moim klientem, na mocy którego uwolniono pana pod warunkiem, że w ciągu 48 godzin zapłaci pan za siebie okup w wysokości określonej w umowie.
- CO???
- Tak. I muszę jako przedstawiciel mojego klienta wyrazić swoje niezadowolenie z faktu, że nie dotrzymuje pan warunków umowy.
- Co ty kurwa pierdolisz???
- Proszę pana. Zgodnie z umową, której kopie mam przed sobą, powinien pan po udaniu się do domu przywiązać do krzesła w ciemnej i cuchnącej piwnicy, i o głodzie i chłodzie przebywać tam do czasu, aż uiści pan określony w umowie okup. Jak się dotychczas zdążyłem zorientować, nie wywiązał się pan z zobowiązania.
- Panie!!! Pierdolisz pan bez sensu! To jakaś paranoja przecież!
- Nazywając akt notarialny, który pan podpisał paranoją, naraża się pan na dodatkowe nieprzyjemności. Takie niedotrzymanie warunków umowy może pociągnąć za sobą poważne konsekwencje prawne.
- Pierdolenie! Gówno! Chuj!!! Rozpierdalasz mnie człowieku pieprząc o porwaniach, piwnicach, notariuszach i prawie. Nic nie kumam i mam cię dość. Spadam bejb!
- Moment. Nieznajomość prawa nie daje mandatu do jego łamania. Zgodził się pan w obecności notariusza i świadków do bycia zakładnikiem dla okupu. Zgodził się pan uiścić stosowną kwotę za uwolnienie. Skorzystał pan wreszcie z dobroduszności mojego klienta, który zgodził się, by uwięził i torturował się pan sam. Na wszystko to są dowody i stosowne dokumenty.
- Ale...
- Nie proszę pana! Żadnego "ale" nie ma! To są fakty solidnie podparte prawem. Jeśli nie wywiąże się pan ze WSZYSTKICH punktów umowy, zniszczę pan przed każdym sądem dowolnej instancji. Pogrążę pana tak, że sam będzie pan sobie chciał zrobić z dupy jesień średniowiecza, żeby odczuć choć chwilową ulgę. Zrobię panu taki życiowy koszmar, że jedynym pańskim marzeniem będzie rychła śmierć lub przystąpienie do Samoobrony. Co pan na to???
- Emm... taa... co powinienem zrobić?
- Proszę czym prędzej przywiązać się do krzesła w jakiejś mrocznej i cuchnącej wilgocią piwnicy, torturować się (wystarczy psychicznie) - tu sugeruję telewizor z włączonym kanałem Romantica. Proszę także spożywać jedynie tanią ekspresową herbatę i batony Mars (ludzie mojego klienta przejęli właśnie TIR'a z ich transportem, więc jest tego pod dostatkiem). Proszę poniżać się oddając mocz w bieliznę i słaniać się z wycieńczenia i upokorzenia. Następnie po upływie 48 godzin od chwili uprowadzenia, czyli od teraz 39 godzin, uiścić należny okup, tj. dostarczyć (poprzez umyślnego) do biura mojego klienta potwierdzoną kopię przelewu równowartości ośmiu euro netto, na rzecz Fundacji Obrony Krasnali Ogrodowych z siedzibą w Zielonce pod Warszawą. Czy to jasne???
- Osiem euro???
- Netto!!!
- Przez pieprzone trzydzieści parę złotych mam robić z siebie idiotę przez dwie doby???
- Tak albo czapa.
- Czapa???
- Tak jest! Mój klient ma dość krasnalowych prześmiewców. Kasa albo czapa.
- Osiem euro?
- Netto.
- Da się zrobić.
- Ale niech pan pamięta - pęta, krzesło i wenezuelskie seriale.
- Jesuuu... no dobra.
- Tania herbata i Marsy.
- Dobra, da się zrobić.
- Nie! Nie da! MUSI!!!! To konieczność uwarunkowana notarialnie.
- No dobra już dobra. A nie mogę po prostu wpłacić tych pieprzonych pieniędzy jutro rano w banku?
- NIE!!! To ujęłoby patosu sprawie, za którą walczy mój klient.
- Tym krasnalom w sensie?
- Tak.
- Dobra, niech będzie.
- Dziękuję.

I w ten właśnie sposób zaangażowałem się politycznie. Tylko skąd ja wezmę osiem euro. Netto. O sznurze nawet nie wspominam.

Bezo

* - (pf), czyli historia z cyklu Pulp Fiction. :)

ani-mru-mru : :
mar 30 2003 Luty
Komentarze: 1

Nocne przemyślenia
2003-02-13 04:09
 
Bzusio mam okropnie bolący i czuje się przeokropnie. I w tym bólu, tylko jedno jest piękne. Że mogę sręcić się w klębuszek z kolanami pod brodą, glówkę oprzeć o Moje Kochanie, zamknąć oczka, wtulić się tak bardzo mocno i rozkoszować glaskaniem po glówce, smyraniem po pleckach, buziaczkami w czólko. I nie wiem na czym polega ta magia, ale jest jakby lepiej. Taka magiczna świadomość, że oddaje się ukochanej osobie polowę swojego cierpienia, a ona przyjmuje je z chęcią, bo tkwi w świadomości, że taka pomoc jest bardzo cenna. Pamiętam jak kiedyś A. bolal żolądek. Mówilam wtedy, że jakby tak się dalo...gdyby to tylko możliwe....z chęcia wzielabym od niego polowę tego bólu, by Jemu bylo lżej. I zadzialala chyba potęga slowa, albo jakieś niebiańskie Anioly sprawily, że następnego dnia to mnie bolalo, a On mógl odpocząc. I cieszylam sie z tego bardzo, że...no chyba pomoglam. Jakby na to nie patrzeć, efekt zamierzony byl osiągnięty.
Strasznie uwielbiam w moich relacjach z A. to, że jest w stosunku do mnie bardzo opiekuńczy. Uwielbiam tą myśl, że jest ktos kto się o mnie martwi, dla kogo mogę żyć, dla kogo jestem ważna, komu jestem potrzebna. Czasem zachowuje się jak mój starszy brat, mówi co robię źle i jak wedug Niego byloby lepiej. Kocham Jego spokój w glosie, bo dzięki niemu, przekonana jestem, że to strofowanie to dla mojego dobra...Bardzo chcialabym, żeby w naszym wspólnym przyszlym domu byl taki spokój i opanowanie. Wzajemne rozumienie i zero klótni. Bardzo potrzebuje wyciszenia, bo w moim domu panuje jednak z gola odmienna atmosfera. A. jest dla mnie wielką ostoją. Czasem, bojąc się, że między nami będzie nie tak jak bym tego sobie życzyla, zwyczajnie rozmawiam z Nim o tym i wzajemnie obiecujemy sobie, że bez względu na wszystko, nigdy nie będziemy się klócić. Poprosilam nawet moje Kochanie, zeby zamykal mi mordke calusem w razie potrzeby. Kochany jest....
A między nami jest po prostu pięknie.
Skomentuj(1)
 
Moje Kochanie jednak jest najzdolniejsze na świecie. Siedział biedaczek pół dnia. Ostatnie poty wylewał, ale efekty są super. :o)
2003-02-13 02:01
 
Ale mam fajowy komputerek teraz:o) I porządek przynajmniej. Tylko, że coś czuję, że nie na dlugo znając samą siebie....hihi
No i przy okazji malusie pytanko: czy ktoś wie jaki byl ten skrót klawiszowy do "l" z kreseczką? Bo chyba teraz mam ten sam problem co większość tutaj:oP
Skomentuj(0)
 
Chlipu, chlip, reinstalka, chlipu, chlip...
2003-02-12 17:26
 
Dziś rewolucja.Że się tak wyraże kopię ikspeka w dupe i instaluję coś normalniejszego. Z iinicjatywy mojego Kochania, którego juz szlag jaśnisty trafia na tempo działania mojego komputerka. Ależ On niecierpliwy no! Ale szczerze mówiąc to ja też nie zawsze panuję nad swoimi nerwami, a szkoda głów przechodniów pod blokiem i zachorzałych klientów apteki znajdującej się w moim budynku. Coś latającego i bardzo ciężkiego mogłoby dnia pewnego i wcale nie pięknego dokonać zamachu na ich życie. Ryzyko w  tym wypadku nie wskazane, dlatego dziś pozbywam się tego wirusa, czyt, windows xp. I tu drobna uwaga. Jeśli nie pojawię się w najbliższym czasie na blogowisku, ani w żadnym innym sieciowym miejscu, oznaczać to będzie, że zwyczajnie nie poradziliśmy sobie z tą robotą, albo nie pozwoliła na to złośliwość rzeczy martwych. Albo przyjmijcie po prostu, że się na tym nie znam i zaliczylam intelektualną glebę. Jakby co, to się żegnam, żeby nie było żem nie kulturalna. No, ale trzymajcie kciuki, zeby wszystko się udało. Oj jazda bez trzymanki będzie...:oP
Skomentuj(3)
 
Ogłoszenie płatne
2003-02-12 02:46
 
UWAGA, UWAGA!!!!!
Jakem Mysza,  własnymi łapami i mordką pragnę uroczyście obwieścić, że.........ta dammmmmmmmmm............
KONIEC SESJI!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
 z ostatnim egzaminem zaliczonym na 5.
A teraz prosze państwa, idziemy pić...:oP
Skomentuj(9)
 
Lew się obżarł, a teraz mu się odbija...
2003-02-11 00:10
 
Ja też się obżeram. Dwoma bułkami z hochlandem ziołowym, pomidorem i surowymi pieczarkami, a na deser orzechowa princessa. Pomiędzy jednym kęsem  a drugim gapię się z lekka ciapowato na pudełko grające i tak sobie myślę, że pooglądałby se, yhm...SOBIE ( to nie moje notatki z historii literatury)człowiek coś porządnego, coś mądrego, pouczającego, coś o wysokim stopniu kultury, coś z finezją, taktem, coś ze smakiem, ale niestety najwidoczniej do glosu dochodzą pierwsze oznaki kryzysu TVP spowodowane aferą Rywina i Michnika, bo chyba Kwiatkowski pierdzielnął głośno drzwiami od gabinetu aż się echem rozeszlo po całym Woronicza i do teraz pozbierać sie nie mogą i jeszcze długo nie pozbierają. Od rana, mojego rana, zaznaczam, oglądalam dziś przesłuchania Michnika przez Sejmową Komisję Śledczą i flaki mi się wywracaly po kolejnym : " Wielce szanowni panie posłowie". Szkoda, że nie POŚLI, bo tak też niektórzy umieją. Że pierwsza gęba Wyborczej się jąka, to w zasadzie nie ma znaczenia, grunt, że rozum ma. Bynajmniej facet najbystrzejszy z całego towarzystwa i tak mi się smiać trochę chciało, jak tyłkiem się wypinał na pytania Rokity, Lewandowskiego i spółki. Tajemnica dziennikarska i masz ci babo kwiatek. Przypuszczalne rozmowy telefonicznez prezydentem to w życiu Michnika chleb powszedni i epizod nie godny dłuższego zapamiętania. No bo przecież to co innego niż  to, czy rozmowy z Millerem odbywały się z telefonu stacjonarnego, czy komórkowego i czy łączyła go sekretarka, czy dzwnonił bezpośrednio, albo jak dostał się na Wiejską, z przepustkami czy bez, albo czy Rywin ma jeden czy kilka telefonów komórkowych. Przecież to jasne jak słońce. Ma ich siedem. Jeden na każdy dzień i pod kolor sukienki...no dobra....slipek...Trywializm pełną gębą i pewna jestem, że niektórych korciło, żeby zapytać się o kolor gaci pani sekretarki, ale opamiętali się po uświadomieniu, ze pewnie Michnik nie posiada telefonu z wmontowaną kamera, co by można było pani pod spódnczkę zajrzeć.Wyszły na jaw, jednak nie tylko głupota wielce szanownych panów posłów, ale także sprawy z goła odmienne i bardziej istotne dla rozwiązania afery Rywina. Na przykład domniemania Michnika, jakoby cała sprawa była próbą zmiany rządu Millera., albo, że za nią bezpośrednio stoi Robert Kwiatkowski. Z niecierpliwością czekam na sobotę i przesłuchanie Wandy Rapaczyńskiej, prezes Agory i nowe afery. Wiem! Pewnie wyjdzie na to, że Rywin z Michnikiem są gejami, i jeden zdradził drugiego i teraz ten pierwszy się mści.... Wcale by mnie to nie zdziwiło... Tak czy owak, na razie oglądają Kwiatkowskiego...jego teczki, kieszonki, twarde dyski, komóreczki, gabineciki.....I jedno jest pewne....Lew się obżarł, dupa mu urosła, a teraz mu się odbija...i w dupie przewraca....A oglądam bo w gruncie rzeczy, jeśli mam do wyboru przynudnawy bestseller krajowego teatru telewizji, albo plującego się Michnika, bez zawachania wybiorę tę drugą ewentualność. I tak się zastanawiam tylko, co ja bym zrobiła mając w łapie siedemnaście i pół miliona dolców......Najpierw wylapilabym jęzor na wierzch jak ta siostrzyczka niżej, a potem......
 
PS. Gdyby w tej pieruńskiej tabelce były marginesy, ową wiadomość wpisałabym zapewne na jednym z nich. Ale że nie ma, piszę tutaj. ZMIENIŁAM MAILA. Zwyczajnie dość miałam zapychanej ciągle skrzynki. Nowy adres to : wdziurawymbucie@gazeta.pl Piszta jak chceta. A jak nie chceta, to też piszta...
Skomentuj(4)
 
.....
2003-02-10 19:15
 
Dziś od godziny, mniej więcej dziewiątej rano, w związku z TYM, w związku z ....... zastanawiam się gdzie znajduje się koniec mojej cierpliwości. Zaszłam do kuchni, ale tam tego końca nie było. Poszłam więc do łazienki.Ale tam, tylko kot. A gdy zaszłam do Gośki pokoju z bezsilności tylko siadłam i płakałam. I teraz dalej zastanawiam sie nad kwestią z tym związaną- jak bardzo ludzie mogą być bezmyśni i jak bardzo mogą wykorzystywać naszą uprzejmość. Co więcej, odwrócą kota ogonem tak, że człowiek czuje się w obowiązku, żeby to im dać, albo to dla nich zrobić. Powiedzą tylko: A co ci to przeszkadza. Albo uznają za dziwaczkę. Traktują jak gówniarę i nie liczą się z moim zdaniem ani na krok. Uważają, ze to co moje, należy się i im. Obiecuje, ze nie dam więcej z siebie zrobić wariatki. Mam zwyczajnie tego dość. NAstępnym razem zwyczajnie i bez skrupułów zamknę drzwi przed nosem, a na pytanie: Można? delikwent usłyszy zwyczajne NIE. Skończyło się.
I cągle sie sobą rozczarowuję. A to dlatego, ze moim lekarstwem na wszystko co złe jest płacz. Tak z bezsilności. Tylko to potrafię najlepiej. I raz był moment, kiedy postanowiłam sie przemóc i napomnieć o uczuciach. Szkoda tylko, że zostały zlekceważone, nie mówiąc już o tym, że kosztowało mnie to wiele...
Skomentuj(3)
 
Ale każdemu coś od życia sie należy:oP
2003-02-09 18:49
 
Sześć lat temu miałam okazję, niepowtarzalną zresztą, przez miesiąc obserwować życie w jednym z krakowskich klasztorów. Zdarzały się rzeczy na prawdę bardzo różne. Rywalizacja dwóch sióstr o księdza- przystojniaka, rzucanie bluzgami na prawo i lewo, obżeranie się słodyczami, a łakomstwo podobno jest jednym z grzechów głównych, siedmiu zresztą, obsmarowywanie od stóp do głów współsiostry, ciągłe narzekanie na kolejne niedogodnienia związane z regulaminem i złożonymi przed laty ślubami, nasmiewanie sie z nowych imion przyjmowanych przez siostry  w nowicjacie, plotki postulantek na temat sióstr starych wyjadaczek, urywanie się po kryjomu do domu, do rodziców, i tak dalej, i tak dalej, w nieskończoność. Jednak z czyms takim, to przysięgam, ale nie spotkalam się......
...być może dlatego, że sześć lat temu internet był rzeczą...no powiedzmy...nie tak powszechnie spotykaną...Kto wie co tam się dzieje teraz...:oP
Skomentuj(3)
 
Mea właśnie przeszła przymusowe piłowanie pazurów, Axel ujada pod drzwiami, zatem niebawem czeka mnie przemiła wizyta pana sąsiada,niejakiego B., a reszta w jakim takim porządku...
2003-02-08 22:48
 
Po raz kolejny przekonałam się, że stres jest najlepszą dietą odchudzającą, nieporównywalnie lepszą od jakiś 1000 kalorii, niskoskrobiowej itd.itp. Wlazłam dziś na wagę i stwierdziłam, że kreska pokazuje trzy kilogramy mniej i nie powiem żeby był to powód do jakiś specjanych zmartwień. A może właśnie powinnam się martwić i denerwować, wtedy schudłabym jeszcze więcej...? Zastanawiający jest jednak ten mechanizm, bo od kilku dni nie robię nic tylko opierdzielam się czekoladą i Merci. Zachodze w  głowę na czym to polega i dochodzę do wniosku, że do żadnych wniosków nie dochodzę. I tak sobie tylko myślę,że gdybym jadła tyle co moja siostra, albo mama, nie zmieściłabym się w drzwi żadnych wymiarów, a one chude jak nie wiem co. Hmmm...takie to już geny paskudne, że jednego rozpieszczają a drugiemu w dupę dają... Ale nikt nie obiecywał, że ten świat będzie sprawiedliwy. I sprawiedliwy nie jest...Choć.....hmmmm...dziś moja mamuśka rozbawiła mnie nieziemsko. Przyszła do mnie do pokoju i powiedziała, że mogę sobie wziąć niektóre z jej ubrań, bo chyba z deczka jej się przytyło...a ja sie zastanawiam ciągle jak to możliwe...I mówi:" no widzisz, że się źle układa na cyckach..":oP
Co do spraw zgoła odmiennych, to wczoraj od mojego A. dostałam śliczną łososiową różyczkę, jak to On powiedział:" bo się trochę nazbierało..." Ano i nie watpię, że się nazbierało, ale skończylo się fajnie...Dziś znów za to mam powód do niepokojów, bo A. pojechał do domu. A im dalej jest ode mnie, tym odczuwam większy niepokój o Niego. Gdzies głęboko się zwyczajnie boję i wiem, ze muszę to zwalczyć czym prędzej, bo długo z takim stanem rzeczy to nie zajadę...A od Miśka Mamy do mam opiernicz, a jeszcze większy od Jego sióstr. Bo tak biedaka uwiązałam, ze się w domu pokazuje raz na ruski rok. Już maile  z pogróżkami wysyłają hihi...Normalnie strach się bać...
Skomentuj(1)
 
Bo to jest przecież takie trochę babskie gadanie...
2003-02-07 17:35
 
Jak to facet może doprowadzić Cię do białokremowoniebieskawej albo cholera wie jakiej gorączki, zdołałam przekonac się wczoraj wieczorem. Moje Kochanie miało przyjść jak zwykle i nie przyszło. I może dla niektórych to nic dziwnego i zachowanie w granicach ogólnie przyjętej normy, dla mnie jednak, jak to dla każdej przewrażliwionej baby to już powód do płaczów, lamentów, a już na pewno do wielkiego niepokoju. Tym bardziej jeśli zdarzenie miało miejsce po raz pierwszy ( zarazem ostatni mam nadzieję). W tępie zatrwarzającym przemaglowywały się przez moją łepetynę tysiące powodów dla których On mógłby zrezygnować ze wspólnego wieczorku. Generalizując, jak to się zresztą nie trudno domyśleć, myśli w większości były koloru czarnego, znaczy się tragiczno jakieś tam. Bo za dużo się telewizyjnych biur śledczych 997, kronik kryminalnych i innych takich o tematach znanych ogółowi się naoglądało. Zresztą nie trzeba się zbytnio trudzić i przykładać ucha do specjalnego źródła, żeby zostać ze szczegółami poinformowanym o kolejnej ofiarze Zbyszka Nowaka grasującego po okolicy z siekierą. Cóż. Rzeczywistość jest przytłaczająca i prowadzi do nerwicy. Mnie doprowadziła wczoraj..Myśli bardziej optymistyczne, takie szarawe, to te mianowicie, że biedactwo musiało wtłaczać młotkiem do główki wiedzę wielkości słonia, albo nadgorliwie pochłaniało kolejny tom encyklopedii o tematyce budowlanej, zakladając w ogóle, że takowa na rynku wydawniczym zostaje wydawana. A jeśli jeszcze nie, to znając usposobienie naszych swojskich, bo polskich naukowców zajmujących się wydawnictwami, niedługo taka właśnie encyklopedia powstanie. No bo jak tu nie myśleć w taki sposób, kiedy dowody o wynaturzeniu niektórych świadczą same za siebie. Byli tacy maniacy co to pisaniem bibliografii parali się całe życie, a co więcej owy wirus nieprzyzwoitej rządności wiedzy przekazywany był młodszym pokoleniom.Niejaki pan Estreiher miał zamiar napisania podręcznika szkolnego, i jak zaczął zbierać bibliografię ksiązek , które potrzebne by mu były do stworzenia owego podręcznika, tak spodobała mu się ta robota, że ów podręcznik nie powstał, powstała za to kilkudziesięcio tomowa bibliografia, której nie skończył oczywiście, tylko w spadku przekazał robotę synowi. A swoją dogą, pewnie bardzo go tym uszczęśliwił. No, ale wracając do kwestii wczorajszego dnia, to tak się turlałam od ściany do ściany przytłaczana tymi myślami, aż w końcu potanowiłam, że najlepiej będzie jak pójdę spać. Sen to taki złoty środek na wszelkie zło podobno. Tak, tylko co robić jak zanąc nie można? Powierciłam się dwie godziny i tak sobie pomyślałam, że może się odezwie drogą internetową mój Gad jeden. Oczywiście się nie pomyliłam. A finał był taki, że u kolegi robił projekt i wrócił przed dwunastą. Opieprz dostał oczywiście i pozostaje mi tylko liczyć na to, że sytuacja nie powtórzy się....
 
PS. Tak, tak. Wiem, że nadzieja matką głupich,a  miłość jest ślepa...
Skomentuj(5)
 
....
2003-02-06 15:20
 
Wkurwiłam się. Po co do diabła robię te pieprzone studia, obgryzam rękawy z nerwów przed egzaminami, tak jak teraz, jak i tak gówno z tego mam a co więcej gówno będe mieć. Pierdole wszystko. Moja siostra jeszcze zawodówki nie skończyła, a już kasę zarabia, stroi się w jakieś fatałaszki, kupuje sobie co rusz coś nowego, a ja co...Moge sobie tylko popatrzeć i posłuchać zachwytów mamy nad nowymi jej spodniami czy swetrem. I jeszcze mam udawać, ze się cieszę, a jak nie to wyjdę na niewdzięcznice...Tak, a teraz Agatka ubierze się w białą bluzeczkę i grzecznie pomaszeruje na egzamin z wprowadzenia do literatury. I będzie wciąż należała do grona najemnych naukowców, których jedyną zapłatą jest zatysfakcja, ze wyszło się z Nehringa z podniesioną głową. Piatka  w indeksie. Walić to.
Skomentuj(9)
 
Hahaha:o))
2003-02-05 21:28
 
No tak. Jak zwykle znalazł się ktoś, kto mnie kompletnie rozbroił i ze śmiechu położył na łopatki. Taki jeden malutki zwyczajny mail...Osz ten Gad jeden....
Yo,ro,ro,ro,yo!!!
        Agoonew, itz mi:))) Mam 4 U a little propozisząn;)
Spotkałem ostatnimi czasy Roberta, a i Grzegorza... no i
skonstatowaliśmy, iżby wielce sympatycznym było spotkanko f
gronie sigmiastym f skądinąd znaney arce:)))))))))))))))))) Tak
po sesji- ok. końca miesiąca. Moglibyśmy pogadać, powspominać
sytuacje kryzysowe:) i middleessexy, czyly środkowe strefy;)))
Co Ty na to/ Mam tymczasowo blokade na cegle, toteż poślij mi
odp sms-em (-ami;)))(sugerowanasugestia: -ami:)))))) i, jak coś,
daj znać komu możesz:)))
        Fszelakie błentty spowodowane som zmianami f matrycy,
aliboż mojom tęsknotą za Toooooobąąąąąąąąą......,(((
      Proszem o pozytywne rozpatrzenie mojey prośby...snif...
      Pozdrawiam wielcea nieokiełznanie gorąco, 
     Your Faithful PNC
 
Takim zniewalającym poczuciem humoru tryskają nasi polscy dziennikarze....hihi:o)), no przynajmniej Dominik...
Skomentuj(5)
 
.......
2003-02-05 20:18
 
Zadzwonił ojciec. Żeby złożyć mi i siostrze życzenia. I  w zasadzie to nie wiem jak to opisać, bo nie mogę zebrać się po tym w sobie. Wykrztusił z siebie te życzenia. Zapytał o egzaminy...i był taki jakiś w dobrym humorze... Widuję Go czasem u Babci, ale nie ma na tyle odwagi, żeby choć się odezwać...odwagi, albo sama nie wiem czego. I  mam wrażenie, że się mnie boi...wstydzi...unika i nie bez powodu. Jasne, że dużo we  mnie buntu, ze jest takim sukinsynem....Tylko gdzieś w środku męczy mnie poczucie żalu...szkoda mi Go, w końcu to mój ojciec jaki by nie był i co mi nie zrobił...Jak Go widzę to mnie coś głęboko ściska  w gardle i łzy cisną się do oczu. W zasadzie to nie znam Go już. Nie wiem jaki jest. Czy się zmienił charakterem, czy żartuje czasem, jak kiedyś, czy dalej robi to co robił, czy się opamiętał....nie znam własnego ojca...Czuję się tak jakbym to ja go skrzywdziła, jakby to jemu stało się coś złego i tak jakby tam gdzie teraz jest było mu źle i że to przeze mnie... I wiem, że zadzwonił tylko dlatego, że Babcia mu przypomniała, wiem, ze zainteresowanie nami było sztuczne i cholernie wymuszone, ale jednak żal mi....i się zastanawiam czy przypadkiem nie warto było mu dac kolejnej szansy...Co ja zrobię, że płaczę, gy o nim myśle....wiem jedno...nie chcę mieć  w przyszłości takiej rodziny i takich dylematów, jakie miałysmy we trójkę w związku z nim. Kocham i chcę być kochana, a jesli mój przyszły mąż mnie skrzywdzi...niech wie tylko jedno...że mnie tym kompletnie zabije...
I proszę Was o jedno...nie piszcie nic pod ta notką. Blagam. Musi być pod nią okrąglutkie zero. Nie chcę znać niczyjego zdania na ten temat. Ciężko mi...
Skomentuj(0)
 
Z ostatniej chwili:
2003-02-05 17:52
 
 MF siada pod murem, łatę ma na kolanie, łokciach, dupce, i cała jest jedną wielką łatą, co by wzbudzić ogólną litość przechodniów. Przed sobą na chodniku kapelusz dziadka, skradziony przy ostatniej wizycie z okazji Dnia Wielmożnej Starszyzny, który(ten kapelusz, ma się rozumieć) też nota bene jest jedną wielką łatą( chciał się upodobnić do właścicielki), w ręku pierwsza lepsza bałałajka zakupiona w zabawkowym, która tak w ogóle to miała posłużyć za prezent dla synka koleżanki z okazji Jego pierwszych urodzin. Brzdąka MF jeden z najnowszych hitów Shakiry, czy jak jej tam. A na chodniku obok, kawałek kartonu wyciętego z pudełka po telewizorze od szanownego pana "tatusia", który otrzymałam kiedyś tam, a na kartoniku napis: "Zbieram na dentystę!"
Prościej rzecz ujmując ząb mnie boli. Dziękuję za uwagę...
Skomentuj(8)
 
Agata nogą zamiata.....
2003-02-05 12:21
 
Zamiatająca dziś ma imieninki. Niby nic, ale powód do świętowania może być nawet taki. A fakty świadczą same za siebie. Od rana rozdzwaniają się telefony. Chyba ktos mnie jeszcze lubi, hihi:o) A tak się prezentuję w księdze imion...
Agata,
greckie agathos - dobrze urodzony, szlachetny, dobry - imię żeńskie nawiązuje do Agaty z Katanii (zm. w 251 r. n.e.) U nas imię to skojarzyło się nierozerwalnie z popularną bajką - Jacek i Agatka.
Agata nadzwyczaj dzielna i szlachetna, ale też szczera aż do ostrości. Lubiana i kochana. Kocha dom i rodzinę. Posiada łatwość przyswajania wiedzy. Lubi muzykę i taniec. Kocha bałaganik, ale umie się zmobilizować do sprzątania. Przyszła nauczycielka, zakonnica, krawcowa. Ma talenty. Strojnisia!
Skróty i zdrobnienia: Aga, Agunia, Agusia, Agatonek, Aguś.
W innych językach: łac. Agatha; niem. Agatha, Agathe; fr. Agathe.
Z imieniem Agata związane są następujące przysłowia:
- W dzień Agaty, jeśli słonko przez okienko zajrzy do chaty, to wiosenka na świat pogląda zza zimowej kraty.
- Chleb (sól) świętej Agaty od ognia strzeże chaty
- Agata nogą zamiata.
Imieniny: 05.II. 14.XI. (Agaty)
Skomentuj(3)
 
Punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia....kiedy pierwszy raz popatrzyłam na to zdjęcie inaczej i udało mi się zobaczyć to co trzeba było, to stanęłam jak wryta z niedowierzania...
2003-02-05 01:09
 
Skomentuj(6)
 
A tak poza tym, to wczoraj przeżyłam z początku nie miły(czekałam z niecierpliwością na moje Kochanie, więc czas niezbyt odpowiedni), potem coraz sympatyczniejszy najazd pani B. i pana M, obyło się bez nakazu zmiany windowsa na linuxa, ale za to z opieprzaniem za nie jedzenie mięsa
2003-02-04 20:49
 
Pełna ufności i wiary w moją uczelnianą przyszłość popełniłam czyn niegodny studenckiej pokory i postanowiłam zaopatrzyć się w plan zajęć na semestr letni, przed oficjalnym, no i praktycznym również zakończeniem zimowego(egzamin z wprowadzenia do nauki o literaturze u Bednarka czeka mnie w czwartek) Gdy pierwszy raz rzuciłam okiem ( na moje szczęście wróciło) wydawało się być zupełnie nieźle. Za drugim rzutem natomiast, okazało się już nie być tak kolorowo, bo moje oko spadło, a potem zawiesiło się na czwartku. O zgrozo! Pomijając zajęcia, które są w miarę, to tragizm rzeczy polega na tym, że mam długie przerwy między wykładami i ćwiczeniami. I tak:
9.00-10.30 wykład z Filozofii z Jacykiem, potem pół godziny przerwy i
11.00- 12.30 ćwiczenia z Poetyki z Pięczką, przerwy prawie 2 (!) godziny
14.20-15.05 wykład z gramatyki opisowejz  Kamińską-Szmaj
15.15-16.00 wykład z kultury języka z Miodkiem, potem chyba skakać na jednej nodze, bo czasu na dotarcie do studium języków nam nie zaplanowano i
16.00-20.00 lektoraty, czyli angielski
I co robić przez te dwie godziny....ani to do domu wracać, ani siedzieć na dupie...cholera wie. Niech będzie przeklęta pani z tej swojej kanciapy układająca plan, ale jej to pewnie rybka, że ja np. będę siedzieć od 9.00 do 20.00 na uczelni....cieżkie jest życie studenta, a to dopiero początek, jak pociesza mnie moje Kochanie:"co, Ty wiesz o zabijaniu..." no faktycznie niewiele, chyba, że muchy kapciem...
 
Skomentuj(5)
 
2003-02-04 16:30
 
 Waniliowo  pachniałam, waniliowo smakowałam, waniliowo wyglądałam, wniliowo oddychałam,waniliowo całowałam, waniliowo wytulałam się,waniliowo kochałam... i słyszałam:
- Moja mała wanilijko
Potem byłam waniliowo duszona - taaaaaaaaaakkk mocno...
I jakoś od wczoraj bardzo waniliowo lubię te wanilie...
 
Skomentuj(4)
 
Ufffff
2003-02-03 11:43
 
UFFFFF... to sobie odetchnę chociaż. Takie moje prawo po egzaminowym stresie. W ramach rabatu uśmiechnę się do lusterka,a  potem klepnę po ramieniu i powiem:" No myszo, w nagrodę za nieźle napisany egzamin, możesz zabrać się za naukę  z Bednarka, czyt. z wprowadzenia do nauki o literaturze, rzecz jasna, bo za naukę dotora Bednarka jako takiego brać się nie muszę i nie mam zamiaru. Było stresująco - to fakt. Sam obrazek ponad setki ludzi w odświętnych ubrankach upychających się jak śledzie po salą Nehringa robi wrażenie i incypuje różnorakie skojarzenia, ale każde z nich jest obudowane kołataniem serca. Do czwartku z takim widokiem spokój, dzięki Bogu i wszystkim innym istotom nie z tego świata. Teraz pobuszuje w lodówce, bo  z samego rana jakoś nic nie chcialo mi przejść przez gardło, mimo, że upychałam usilnie... a potem jeszcze tu wróce...
Post scriptum: Dziękuję Sheryllci i reszcie ekipy, że pamiętaliście .
Skomentuj(5)
 
Sytuacja pi razy drzwi przedstawia się następująco:
2003-02-03 01:24
 
Moim stanom lękowym i objawom w formie dygawki przedegzaminowej towarzyszy stan największego rozczulenia. Ten z kolei objawia się chęcią przytulania, żalenia sie, płakania w rękaw, mówienia mojemu Kochanie, że kocham Go nad życie, całowania godzinami, głaskania, wytulania, przylapiania, i nawet tych nieszczęsnych gilgotek, których po prostu nie znosze. Zgadzam sie wtedy na wszystko byle by być z najważniejszą dla mnie osobą  w odległości nie większej niż pięć centymetrów, słowem nie obrażam się, gdy w użycie wchodzi kod proksemiczny, czyli zmienianie odległości pomiędzy odbiarca i nadawcą, w tym wypadku jej zmniejszanie, by kontakt był bardziej intymny i osobisty. Ale jak to w życiu bywa, nie zawsze się ma to co się chce, ale za to ma się to czego się nie chce. Czyt. nie ma się Kochania mojego najmniamuśniejszego pod ręką, ani nawet w zasięgu wzroku, ale ma się za to egzamin z teorii komunikacji jutro o ósmej trzysieści rano, no bo nie wieczorem przeciez. W owym przypadku powiedzenia " Jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma  " jakoś nie znajduje praktycznego zastosowania. Ale za to"Zamienił stryjek siekierkę na kijek" już prędzej. Generalizując kwestie, jest mi źle i boję się jutra. A że " Ze wszystkich kobiet świata, najpiękniesza jest noc" pozwólcie, ze wezmę od niej to co ma najlepszego do oddania, czyli święty spokój i sen. Dobrej nocki.
Skomentuj(7)
 
Stosuję delikatną automotywację...
2003-02-02 18:50
 
 Mysza, ZARAZO, DO NAUKI, RAZ!!!
( i nie ma to, tamto, że Ci kot kuprem notatki zakrył)
Skomentuj(1)
 
Tu jest mój kawałek podłogi, nie mówcie mi więc co mam robić, ale jak wyczyniam głupoty to walcie wałkiem do ciasta po łbie, tak żeby dydniało...
2003-02-02 17:19
 
Polazłam w dezercje i wróciłam równie szybko, jak sobie poszłam. Jezuu, czy wy wiecie jakie tam zadupie. Wieje jak cholera i na dodatek nie ma się do kogo odezwać. Totalna obczyzna, nie ma na horyzoncie zywej duszy, nie mówiąc już  tym że tłok jak w kolejce do mięsnego. Przepychają się łokciami i krzyczą tak strasznie, ze mój głos był tylko cichusieńkim skomleniem. Tutaj mam was i dobrze mi, ale tak sobie myslę, że takie wydarzenie było mi potrzebne, żeby doświadczyc tego, ze jednak jestem tuaj mocno zakorzeniona, związana z ludźmi i nie łatwo się rozstać, bo umówmy się - niby to tylko banalna zmiana adresu, ale jednak nie wielu osobom chce sie zaglądać do konkurencji. Właściwie to krzyk Aniego dał mi do myślenia, no i to co napisala Kotka. Pieprzone szczury uciekające z tonącego statku. Jeszcze nie jest tak krytycznie, zeby nie mogło byc gorzej.Trza zakasać rękawy, podyskutować z Sakamką na niektóre tematy i wygrzebać sie  z tego syfu . I tu się pytam: POMOŻECIE???? i oczekuje jedynie twierdzących odpowiedzi. Taki malutki domek tutaj mamy, no powiedzmy...kawałek własnej podłogi i jaka by ona nie była najważniejsze, że jest nasza. A ja teraz trochę czuję się jakbym zwiała z domu. Córko marnotrawna....Kara wykonana, Naamah przebaczyła, siedzę na dupie i więcej się nigdzie nie ruszam , czy się to komuś podoba czy nie. A teraz to zwlekam tą dupkę i zabieram sie do generalnej powtórki przed jutrzejszym egzaminem z teorii komunikacji, i wiecie co...jestem strasznie dumna z mojego Kochanie, że zaliczył ten durny niemiecki. Buźka Żabcius. Mocno Cię kocham.
Skomentuj(6)
 
Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgodzić trzeba, i niech się wali albo pali, przyjmę to z honorem. Dzień dobry.
2003-02-02 00:04
 
Mysza! Pieprzony czworonogu, chcesz w zęby? Zdezerterowała na jakieś zakichane odludzie, dzidzie zostawiła na starych śmieciach i zgrywa zadowoloną. A pieprzę. Wracam. Ale jaja..i do tego ja taka zdecydowana....Łojojoj. W każdym razie dzieńdobry.
Skomentuj(7)
 
2003-02-01 16:50
 
Wszystko się kiedyś kończy.... Moja egzystencja tutaj też.
Skomentuj(4)

ani-mru-mru : :
mar 30 2003 Chmiel, czarny chlebek i smalczyk:o)
Komentarze: 1

A dzialo się bo ja, jako istoka czasem dająca się manipulować, sterować i podawać nie zawsze aprobowanej integracji z kimś, postanowilam wylamać się i zgodzić na wszystko co oferują." Yo:)) czas akcji:jutro 20.00 stop miejscoofka: pręgierz stop spontan-ustafki sa:) Sigma ekipa na Cie liczy. Za ten rok w kotle...:))PNC" Co uważniejsi kojarzą nierozgarniętego niezwykle pozytywnie "naprawiacza tego nędznego świata", w postaci kolegi dziennikarza napaleńca, niejakiego pana D. Otóż w czwartek kolejny raz dal o sobie niespodziewany znak i w ramach owego naprawiania świata postanowil rozpocząć od polepszenia stosunków między absolwentami studium dziennikarstwa i public relations Sigma, czyli speców od reklamy, dziennikarstwa i public relatnions. Punkt nadrzędny programu to integracja przy kuflu (kuflach:o)) piwa, i jak się potem okazalo chlebka ze smalczykiem. Od razu do pana D. oddzwonilam, na co moje kochanie zareagowalo niebylejaką miną i dowiedzialam się większej ilości szczególów. Wtegy również po raz pierwszy uslyszalam o bycie i nie bycie niejakiego pana Flaishera. Potem niejaki pan Flaisher byl dominantem naszych integracji usilnych przy chmielowym trunku wlaśnie. Arturka oczywiście wzięlam pod rączkę i dalam zastrzezenie, że bez niego nosa nie ruszam nawet za drzwi, a pod drugą rączkę Ewcię, której zastrzeglam to samo. Oboje przyjęli zaproszenie z większą, czy mniejszą aprobatą, grunt, że przyjęli.W piątek punkt 19.30 wyruszyliśm. Pod pręgierzem wszyscy, czyli nikt, w każdym razie nie nasi. Czyżby kolejny szczwany chwyt pana D?( w pamięci mialam sfiingowany wywiad ze mną, który pan D. swego czasu popelnil wlasnie ze mną w niejakiej Arce:o)). Nie bądźmy pesymistami jednak, dajmy spóźnialskim akademicki kwadrans. Podrepatlismy kilka kroków dalej, co by z uwagą poobserwować panienki tańczące z ogniem i panów przyklepujących im do rytmu na bębnach. Swoją drogą- fajna zabawa:o). W końcu ich zobaczyliśmy. Paula jak zwykle w porywie wszechznaczącej gestykulacji, Dominik z fajką w ustach( Malboro Lighty na wieki wieków amen), z jedną ręką w swych skateowskich spodniach, wywracal ślepiami i szarymi komórkami co by zdąrzyć za jej rozumowaniem. Nic a nic się nie zmienili. I zaczynam wysuwać wnioski, ze tak specyficzni ludzie nie zmieniają się nigdy, gdyż byloby wręcz grzechem ze strony tego na górze, gdyby im na to pozwolil:oP Kolejne pól godziny spędziliśmy na przeszukiwaniu przyrynkowych knajp w celu odnalezienia wolnego stolika. I czegoż można się bylo spodziewać wpól do dziewiątej wieczorem w piątek, pierwszy dzień weekendu. No czego się można bylo spodziewać jak nie straszliwego tloku i mieszkańców w ferworze walki z wlasnymi resztkami przyzwoitości. Znaczy się picie. Znaczy się palenie. Znaczy się imprezowanie. I na zdrowie. W rezultacie wylądowalismy w Spiżu. Przy wejściu jeszcze tylko spotkanie z milym ( z pewnością dlatego, że podpitym już) towarzystwem, które usilnie próbowalo uslyszeć od nas konstruktywne rady na temat tego gdzie warto iść i dlaczego. To się chlopcy lekko zdziwili, gdy powiedzielismy im , że za bardzo szans nie mają, bo ludzi wszędzie pod dostatkiem. W Spiżu zgromadzilismy potrzebną ilość krzesel, zamówilismy piwo, gratisowo dostaliśmy chlebek ciemny, i smalczyk, który potem, jak sie okazalo byl obiektem zainteresowania jedynie Arturka( w formie jeszczenia) i pana D.( w formie zrzucania go z talerzyka) ALe przecież każdy robi to co lubi. Po jakimś czasie przyszedl Robert. Rozmowa zdeterminowana przez opowieści uczelniane pana D. jego karierę dziennikarską i niejakie pismo "Negatyw", usilne opowieści o jego fotografowaniu, byla tez polityka z racji funkcji pelnionej przez Roberta, nasze wspominki z czasów studium, pan Fleisher, plotki, ploteczki na tematy osób ogólnie nam znanych, smiechy, chichy i ogólnie super. Usmialam się za wszystkie czasy, moje kochanie bylo naprawdę pod wrażeniem tego towarzysta i myślę, że czul się nieźle.I dwa telefony od mamy. Najbardziej rozbawil mnie ten drugi:"Agata ile zaplacilaś za stanik i majtki i gdzie je kupilaś, bo chcialabym takie same kupiś Aśce":o) Taka to nowa forma sprawdzenia czy córka jeszcze na nogach, czy lezy już pod stolem. Grunt, że zamierzony cel uzyskany, a co dzięki Bogu, na moją korzyść. Gdyby zadzwonila trochę później moglabym już nie zrozumieć tego, czy owego...:o) Po wyjściu ze Spiża wydarzylo się coś, co bedędlugo jeszcze pamiętać, a o czym pisać tutaj nie za bardzo mam ochotę, ani pozwolenie, sygnalizuję jedynie, że takie coś mialo miejsce i jestem strasznie szczęśliwa.

A wczoraj? Wczoraj urodzinki Michalinki:o) Osiemnastka Aśki i kolejny dzień balangi. Ehh  z tymi weekendami:o)

Przytulam wszystkich mocno do serducha, a najmocniej Martynię, dzięki kórej odzyskalam moje notki z lutego. Dobre duszyczki i istotki o anielskim serdudzku chodzą po tym świecie. Trzeba tylko mieć oczy w okól glówki i otwarte ramionka. Buźka:o)

ani-mru-mru : :
mar 29 2003 ....
Komentarze: 0

Oj dzialo się tej nocy, dzialo.....I strach pomyśleć, co moglo by się jeszcze dziać, gdyby nie.........

:oP

ani-mru-mru : :