Komentarze: 1
Burza...pada i grzmi tak głośno, że nie słyszę własnych myśli....boje się..............!!!
Burza...pada i grzmi tak głośno, że nie słyszę własnych myśli....boje się..............!!!
Grozą powiało dnia pewnego we wróbelczym mieszkanku, a co ważniejsze serduszku.Incydent przestraszny miał miejsce, taki, że aż strach się bać, a nawet wizja śmierci zaglądnęła do wróbelczych oczek.Ale po koleji.Ćwirka postara się zrekonstruować wydarzenia. Zaznaczę jeszcze, że wydarzenie bezpośrednio Ćwirki nie dotyczyło, tylko jej przekochanej kuzynki Michalinki, która z zadowolonym pysiem udała się na wakacje do Bułgarii. Wróbelka w przed dzień wyjazdu rozmawiała z Miśka, wypytywała skwapliwie o nastrój i takie tam bajery. Było mniamuśnie. Pełna werwy i ochoty zatopiona w wirze wyprawy z optymizmem opowiadała o baletach, boskiej plaży i nocnych eskapadach, palnowanych już z dużym wyprzedzeniem. Pojechała w sobotę bodajże. W niedzielę rano, no dobra, w południe, Ćwirka spiuńka smacznie i śni o księciu z bajki, a z tu nagle, ni z tego ni z owego sesemesek.Pibip....Ćwirka przeciera oczka, łapką za telefonik, guziczek pstryk i czyta..."Jeden z autokarów, którymi pojechali miał wypadek, ale z Misią powinno być wszystko w porządku"...o boziulku. Tej drugiej części zdania Wróbelka zdaje się nie doczytała tak jak trzeba bo wątpliwości omamiły wróbelczy łepek. Myśli różne zaczęły wirować, świdrować i różne figle wyprawiać.A te myśli różnokolorowe przeokrutnie były. A czarnych to najwięcej. Rosły jak grzyby po deszczu, aż pomieścić się w ćwirczym rozumku nie mogły. Nie podniosła jeszcze Ćwirka łepka z podusi, chwyciła za pilota od tv i pstryk, kolejny już pstryk tego dnia. Poajwiła się głowka niejakiego pana Tomka Lisa. Mielił ozorkiem jak najęty. I ujrzała Ćwirka na swoje zaspane oczęta autokar na poboczu,a raczej to co pozostało z autokaru, płaczące dzieci, a co straszniejsze dzieci w plastikowych czarnych workach...tak samo czarne jak Ćwirki włoski czy myśli...Potem migawki ze szpitala. Trudno opisać słowami..trudno nawet myśleć o tym. Zabrano im to co miały najcenniejszego. Życie.Zabrano plany, marzenia, miłość, radość, smutek i łzy. I usłyszała Ćwirka mroczny bilans. Tyle i tyle ofiar śmiertelnych, tyle i tyle rannych w stanie ciężkim, tyle i tyle w stanie lekkim. I myśl o Michasi. Czy aby na pewno jej tam nie było. Czy aby na pewno...Złapała Ćwirka za telefon i kolejny pstryk. Tym razem do cioci. Żeby się uspokoić, upewnić. Przez godzinę głucho. Nikt nie odbierał. A Ćwirce mało ze strachu serduszko malutkie prasie nie wyskoczyło. No bo, co się dzieje?Co do diabła?W domu pusto, rodzinka na wakacjach, nic nie wie o tym co sie stało...Ćwirka poradna dziewczynka zadzwoniła do drugiej cioci z myślą, ze ona jako wszechwiedząca mądralińska rodzinki szanownej powinna wiedzieć nieco wiecej. I jakiez to zdziwienie okropne bylo Ćwirki, takie ze az dziobek otworzyla, gdy ciocia powiedziała, że nie ma pojęcia najmniejszego o jakimkolwiek wypadku. Kazała jej Ćwirka włączyć telewizor. Tylko tyle trzeba było. Przewróciła prawie, że Wrocław do góry nogami, żeby znależć swoja starszą siostrę, czyt. mame Miśki i czegokolwiek się dowiedzieć. Udało się.Wieści były takie, że Michasia jechała w drugim autokarze, tym, który dotarł na miejsce bezpiecznie. Tamten felerny miał kilka godzin opóźnienia. Policja bowiem nie zgodziła się na kontynuowanie podrózy ze wzgędu na zly stan autokaru. Podstawili nowy. Rocznik 2000.Był.
Kroiłam pomarańczę bólu
Po rumianym policzku bezwolnie spływała
Strużka jej kwaśnego soku
Raniła jak ciernie dzikiej róży czerwonej
Płatki pachniały strachem...
Spałam skulona nago
Jak bezbronny kociak
Łapką proszący o pomoc
Przyszedłeś wierszem...
Kroiłam maliny radości
Po rumianym policzku bezwolnie spływała
Strużka ich słodkiego soku
Przytulała cieplutko jak skrzydła Anioła...
Pióra pachniały uśmiechem...
(S3kvirku dziękuję:o)*)
Panie B... Okruszynkę... Drobinkę... Najmniejszy skrawek. Krztynkę. Jego. Daj. Choć na chwileczkę. Niech wytrze mi polisie i pocałuje.Potem oddam...
Bo w strachu jak w domu/znam wszystkie kontakty,jamy, zakamarki/słyszę windę/ mam tu nawet telefon/ tylko drzwi wyjściowych brak...
Czemu to zamieszczam? Wspomnienia, jakie się z nia wiążą są we mnie wciąż żywe. I pamiętam jak płakałam na " ZIelono mi"...prawie tak jak teraz...
NA ZAKRĘCIE
słowa:Agnieszka Osiecka
Dobrze się pan czuje ?
To świetnie,
właśnie widzę - jasny wzrok, równy krok
jak w marszu.
A ja jestem, proszę pana, na zakręcie.
Moje prawo to jest pańskie lewo.
Pan widzi: krzesło, ławkę, stół,
a ja - rozdarte drzewo.
Bo ja jestem, proszę pana, na zakręcie.
Ode mnie widać niebo przekrzywione.
Pan dzieli każdą zimę, każdy świt na pół.
Pan kocha swoja żonę.
Pora wracać, bo papieros zgaśnie.
Niedługo, proszę pana, będzie rano.
Żona czeka, pewnie wcale dziś nie zaśnie.
A robotnicy wstaną.
A ja jestem, proszę pana, na zakręcie.
Migają światła rozmaitych możliwości.
Pan mówi: basta, pauza, pat.
I pan mi nie zazdrości.
Lepiej chodźmy, bo papieros zgaśnie.
Niedługo, pan to czuje, będzie rano.
Ona czeka, wcale dziś nie zaśnie.
A robotnicy wstaną.
A ja jestem, proszę pana, na zakręcie.
Choć gdybym chciała - bym się urządziła.
Już widzę: pieska, bieska, stół.
Wystarczy, żebym była mila.
Pan był także, proszę pana, na zakręcie.
Dziś pan dostrzega, proszę pana, te realia.
I pan haruje, proszę pana, jak ten wół.
A moje życie się kolebie niczym balia.
Pora wracać, już śpiewają zięby.
Niedługo, proszę pana, będzie rano.
Iść do domu, przetrzeć oczy, umyć zęby.
Nim robotnicy wstaną.