Najnowsze wpisy, strona 34


gru 28 2002 Przygód kilka Wróbla Ćwirka, odcinek Bóg...
Komentarze: 4

Wróbelka Ćwirka jako wnusia dziadzusia udała się razu pewnego, i to  nawet świątecznego, w odwiedzinki do  owej starszyzny, ćwir, ćwir. Zapakowawszy piórka, nóżki i resztę w samochód, mamę i siostrę przy okazji, z flaszką likieru domowej roboty, piernikiem w srebrnej blaszce i w miarę w dobrych humorach postanowiły dokonać swej powinności i zaszczycić obecnością tę część ćwirczej rodzinki, ćwir, ćwir. Dziadek trząsł portkami, jak się domyślać z łatwością można, gdyż wizyty wnuczek i byłej synowej bywają nieprzewidziane w skutkach pełne niespodzianek i wyczynów. A trząsł na myśl o niedawnej naszej wizycie  z okazji jego urodzinek, kiedy to wparowala Ćwirka z mamuśka, siostrą i płonącym tortem ze "Sto lat" na ustach, kiedy to jubilat już nikogo się nie spodziewał. Kiwał tylko dziadek głową, na znak " co znowu wymyśliłyście", a, że żartowniś z niego nieziemski, powiedział:

- A co to tak słabo jakoś wam to spiewanie wychodzi???

Ćwir, Ćwir, przestraszny dowcipniś z niego, śmie podwarzać nasze muzyczne umiejętności. Bądź co bądź nie każdemu wychodzi zawsze dobrze to, co nawet robi na codzień, Zresztą szukać Ćwirka daleko nie musi, wytarczy, że przypomni sobie sytuację , jaka miała miejsce kilka ładnych latek temu, ćwir, ćwir, kiedy to po drodze do Dziadka, nasz maluszek świętej pamięci odmówił posłuszeństwa i się rozkraczył na środku drogi, a na dodatek ze stacyjki zaczął wydobywac się podejrzany dym...Czyżby się paliło, ćwir, ćwir...Ćwircza mamuśka za habety wywalila Ćwirkę z siostrą z smochodu i pognała do pierwszej budki telefonicznej, co by zadzwonić po dziadka- strażaka, tak w ogóle, ćwir, ćwir. Dziadek, jak to strażak, na miejscu zdarzenia pojawił się bardzo szybko, ćwir, ćwir i wszystko byłoby cacy, gdyby nie to, że popatrzył na nasz biedny samochodzik i z wyrzutami  w głosie powiedział:

- Beata, a tyś co tak krzywo zaparkowała?

Ćwir, ćwir, dziadki jakie są każdy widzi. Ale powróćmy do kwestii niedawnych odwiedzin. Otóż przybyłysmy na miejsce, bez większych niespodzianek przebył również pobyt. Mniamusny obiadek ( inny specjalnie dla Ćwirki - wegetarianki) ciasta, ciasteczka, soczki duperelki, ćwir, ćwir, gadaninka, peplaninka na całego. Ćwircza siostra, jak to zwykle bywa, nie wytrzymała długo na oficjalnych zjazdach rodzinnych i ulotniła się w tempie błyskawicy do kuzynki, Misialindy, siotry Asmika, znanego tym i owym mieszkańcom blogowiska. Problemy zaczęły się później, kiedy to do drzwi zapukał wielmożny tatuś. Tatuś, albo niby- tatuś, bo Ćwirka ma to szczęscie widywać go raz do roku, jak Bóg da, z okazji święta jakiegoś, bo, że się tak Ćwirka wyrazi, owy obywatel za zbytnio zainteresowany swoimi latoroślami nie jest, zresztą nie tlko, bo nikim i niczym oprócz własnego szanownego tyłka, ćwir, ćwir. Fajnie siedziało się naprzeciwko w milczeniu, ćwir, ćwir. Nie zamieniliśmy ani słówka. No dosłownie. Hmmm... Potem, jakby tego było mało, wparowali odwieczni przyjaciele rodziny, ich nie naszej, państwo R. ze swoimi przeuroczymi córeczkami, kreującymi się na damulki wysokiego stanu, słowem: przerost formy nad treścią, ćwir, ćwir. Upsss...Ćwirka obiecała, że nie będzie ażtak złośliwa... Ceni się u nich natomiast to, że choc zapytali jak tam Ćwirce na studiach idzie, do czego tatuś szanowny zmusić się za żadne skarby nie zdołał. Jednak, ten jeden ich plus, nie przekonał Ćwirczej mamuśki do zaniechania decyzji, jaką podjęła od razu po tym jak przestąpili próg, czyli:

-Agata!! Zbieramy się do domu!!!

Ćwir, Ćwir, jak uroczo. Spakowała Ćwirka manatki, wpakowała piórka do samochodu, pomachała łapka dziadziusiowi na pożegnanie...a miał biedaczek łzy w oczach z powodu postępowania swojego pożal sie Boże syna, choc on sam przecież winien niczmu nie jest, ćwir, ćwir. I.....daleko Ćwirki nie dojechały. Pierwsze skrzyżowanie nasze! Brummm brummm i prrrrr!. Stop, jakby prądu zabrakło cholera wie gdzie i w czym. Ziąb przy tym przeokrutny, szczękać zębami pozostawało. A ćwircza mamuska chwyciła się za telefon i po dziadka strażaka.

Przyjechał.

A Ćwirka tylko czekała, kiedy powie:

- Beata, a tyś co tak krzywo zaparkowała....

 

Miłego wieczorku

PS Po lewej stronie amerykańskim stylem zamieściłam obrazek swojego pulpitu. Wszak na zachód trza iść:oP

ani-mru-mru : :
gru 27 2002 Po werońsku
Komentarze: 3

Siedzę z noskiem w Romeo i Julii. Bynajmniej nie jest to spowodowane moją ogromną miłością do Diabełcia, ani wielbieniem Miłości, jako takiej, zmusza mnie zwyczajnie powód nieco bardziej przyziemny i lichy, kolokwium z historii literatury. Bądź co bądź odzywają uczucia czyste, niczym nie zmącone poparte tą literacką klasyką. Co tu dużo romansować, wzruszam się jak cholercia i woda w dziurkach oczkowatych pojawia się w co lepszym akcie:

" Miłość jest jak zaraźliwa

Choroba: smutek, co serce mi nęka,

Ciebie zasmuca i moja udreka

Z tego powodu rośnie dodatkowo:

Współczucie staje mi się męką nową.

Miłość to opar westchnienia: ulotny,

Lecz ciężki; płomień spojrzenia zalotny,

Ale palący;morze łez; choć czyste,

Jednak bezdenne. Miłość jest zaiste

Dławiącą żółcią i zbawczym balsamem,

Jest metodycznym szałem-wciąż tym samym

I wciąż rosnącym." 

ROMEO

I chciałoby się ponad zycie, żeby dziś choć raz w życiu móc usłyszeć prawdziwe wyznanie miłości...

A dziś siedząc właśnie z ksiązką na kolanach usłyszałam coś, co bardzo mną wstrząsneło. Kolega mojego "brata", wraz ze swoją dziewczyną,  kąpiąc się wczoraj w wannie zaczadzili się dwutlenkiem węgla. Znaleźli ich nieżywych rano. Razem...

Tragiczne...i piękne... 

Dobrego wieczorku

ani-mru-mru : :
gru 26 2002 Bo tatusia sie ma jednego...
Komentarze: 11

Pierwszy raz, od około pół roku, widziałam swojego ojca. Szkoda tylko, że nie odezwał się choć słowem. No cóż, chyba mnie nie lubi....W sumie nie dziwota- tez nie chciałabym mieć nic wspólnego z kims kto bił mnie popielniczką po głowie...

ani-mru-mru : :
gru 25 2002 Pomarańczowo
Komentarze: 7

Mam taką małą pomarańczę wysadzaną goździkami, a w jej środku pali się malutka świeczuszka. Świąteczny prezent z duszą. Z duszą dlatego, że prezent, ale przede wszystkim  dlatego, że pomarańcza. Strasznie tęsknię za moją połówką pomarańczki...i za ciepłym płomieniem między nami...

Dobrego popołudnia

ani-mru-mru : :
gru 25 2002 Milion dolców w jednym papierku. Chyba co...
Komentarze: 2

Wygląda jak prawdziwy. W dotyku przypomina prawdziwy. Nawet pachnie jak prawdziwy!

The Million Dollar Bill jest najbardziej autentycznym banknotem na rynku! Nie może być używany jako środek płatniczy ale trudno powiedzieć o nim, że nie jest prawdziwy. Tak naprawdę jest jeszcze trudniej jeśli go dotkniesz. W odróżnieniu od różnych podróbek, ten banknot został specjalnie zaprojektowany i wydany w limitowanej edycji przez firmę B.A. Banknote. Organizacja ta w swojej 130-letniej historii zaprojektowała i wydała wiele z najbardziej znanych walut i papierów wartościowych na świecie

Banknot "Milion Dolarów" jest idealnym pomysłem na prezent, zarówno dla bliskiej osoby jak i dla klientów firmy. Podziękuj komuś za przysługę używając do tego Miliona Dolarów. Pokaż ile warci są dla Ciebie klienci Twojej firmy.

Do każdego banknotu dodajemy eleganckie etui z wygrawerowanym złotą napisem "Million Dollar Bill". Etui posiada opis historii banknotu oraz wykaz wszystkich zabezpieczeń - taka "instrukcja obsługi".

A świstak siedzi i zawija je w te sreberka.....chciałam powiedzieć....a świstak siedzi i zawija je w ten milion dolców...

Swoją drogą czekoladki zawinięte w banknot milion dolarowy, taka special edytion dla materialistów, to niezły prezent pod choinkę dla owych właśnie. A tym bardziej dla naiwnych materialistów... mogliby choć przez ułamkę sekund czuć się szczęśliwymi...

ani-mru-mru : :