-Synku idź do sklepu na Wyścigową, kup coś na zupę, jakieś warzywa,śmietanę i coś na drugie, zobaczysz co tam mają, piersi z kurczaka, no nie wiem, co chcesz. I ziemniaki. Pamietaj o ziemniakach. Ja zaraz wsiadam w samochód i będę w domu, ale na wszelki wypadek zacznij obierać warzywa. Tylko, weź tą skrobaczkę, jest w górnej szufladzie, żebyś się nie uciął w palec jak ostatnim razem nożem to zrobiłeś....dobrze?
-Dobrze mamo...coś jeszcze?
-Nie chyba nie...a powiedz : w domu ok?
-Jasne, jak zawsze
-No to pa Synku, zaraz będę
-Mamo! Poczekaj....pamiętaj, że Cie kocham...
Odłożył słuchawkę....J. zapaliła papierosa.Spojrzała w lustro..Poprawiła włosy...Wypiła łyk kawy. Do butiku weszła klientka. J. pomyślała, że jeszcze ją obsłuży , ale na dobrą sprawę powinna już zamykać.Zciągnęła z gwoździa na zapleczu pęk kluczy, zamknęła drzwi wejściowe sklepu. Pani K. nie zastanawiała się długo. Garsonkę mierzyła kilka dni temu. Właściwie tylko przyszła dopełnić formalości....J. wsiadła w samochód. Jechała szybko...bardzo szybko.W myślach kołatały jej się słowa F:"pamiętaj, że Cie kocham..."Przecież Ona zawsze to wiedziała. Był jej jedynym synem, a ona jego najbliższą osobą. To jasne, że ją kochał...Droga z butiku do domu wydawała jej się nadzwyczaj długa tego dnia. Ze Śródmieścia na Ołtaszyn jest dość daleko, lecz nigdy nie wydawało się być tak daleko jak wtedy...Nerwowo trzymała kierownice, paliła jeden za drugim. Bała się...chyba...a już na pewno nie była spokojna. Nagle zza rogu wyjechała policja. J. zatrzymała się....Nie pamięta do dziś o czym z nimi rozmawiała. Co od niej chcieli.Ale fakt jest faktem, że jechała za szybko. Pokazywała mi mandat....Po dom podjechała po godzinie. Było cicho. Wyszła z samochodu. Otworzyła bramę, wjechała na podjazd, otwórzyła garaż, zaparkowała.Zapomniała zabrać kilku drobiazgów z tylniego siedzenia. Nie miała do tego głowy. Wciąż to przeczucie. Podeszła do drzwi wejściowych.Wsadziła klucz. Przekręciła raz, potem drugi, trzeci, czawarty....coraz bardziej nerwowo. Szarpała za klamkę.Waliła pięściami. Krzyczała. Tylko co krzyczała? Nie pamięta. Chyba imię syna. Tak, na pewno, krzyczałą F.....!!!!Ten jej krzyk pamiętam z dzieciństwa. Mieszkałam z nią pod jednym dachem.Zawsze tak krzyczała. F!!toF!!tamto. Tylko F!!!! i F!!!!Cholera mnie brała na to. Chowałam się pod łóżko, gdy ona krzyczała. Prosiłam Boga, żeby już dała mu spokój. Chciałam jakoś Go bronić tylko nie wiedziałam jak. Do J. nigdy nic nie docierało. Była i jest panią swojego losu. Nikt nie mógł mieć na nią wpływu. Nieobliczalna. Rozwrzeszczana.Egocentryczna. Cruella de mone.Bałam się jej. Bałam się, bo nigdy nie mogłam przewidzieć jej kolejnego kroku...A F.?Czy się bał jej? NIe wiem. To była Jego matka. Nie powiedział nigdy na nią złego słowa.Taki już był. Podporządkowany jej zawsze i wszędzie. Jak rzucił szkołę, byłam w szoku. Jak mógł się J. sprzeciwić?Odeszła kawałek od drzwi. Z rozbiegu uderzyła z nich z całych sił. Cały czas krzyczała jego imię.Drzwi nie wytrzymały nacisku. Wiegła na górę. Krętymi schodami z jasnego dębu. Pamiętam jak kiedyś z leciałam z tych schodów. Bałam się ich chyba bardziej niż dzisiejszej burzy.Rozejrzała się po salonie. Nie było nikogo. Tylko cicho grał telewizor. J. otworzyła drzwi od kuchni. Na szafce, leżała siatka z warzywami, obok ziemniaki, pierś z kurczaka i rozsypane pieniądze.Było cicho. Przeraźliwie cicho. Jak nigdy. Zaczęła krzyczeć znów. F!!!!!!!!!!!!!!!!Serce biło jej, jakby chciało zaraz wyskoczyć. Nie mogła trzeźwo myśleć. Zresztą potem już nigdy nie mogła....I stało się coś co zapamięta do końca swoich dni...Otworzyła drzwi od pokoju F. komputer był włączony. Po monitorze latały napisy wygaszacza. Straszny bałagan. Ale tego nie zauważyła. Nie zauważyła tak naprawdę niczego oprócz F.... Siedział na fotelu. Ręce miał wyprostowane na poręczach, jakby się zapierał. Prawie przyklejony do fotela....Na głowie miał czarny worek, obwiązany dookoła sznorówka dziwnego koloru...Zerwała worek....już nie oddychał...był chłodny...
Weszłam do pokoju F. Popatrzyłam na fotel. ...Rozpłakałam się.....
Teraz patrzę tylko na malutki pomniczek w białych kwiatach. Wiem, że tam leży, choć skremowany, ale ON.... F.
Że nie dałaś mi mamo zielonookich snów.
Nie, nie żałuję.
Że nie znałem klejnotów ni koronkowych słów.
Nie żałuję.
Że nie mówiłaś mi, jak szczęście kraść spod lady,
i nie uczyłaś mnie życiowej maskarady.
Pieszczoty szarej tych umęczonych dni, nie żal mi,
nie żal mi.
Nie, nie żałuję.
Przeciwnie, bardzo ci dziękuję, kochana,
żeś mi odejść pozwoliła...........