Archiwum sierpień 2002, strona 3


sie 17 2002 więc niePożegnanie
Komentarze: 2

-I co Ty widzisz w tym Krakowie?-usłyszałam niedawno od S3kvira-Ja się tutaj duszę...

Podrapałam się po łebku, tak jakby to miało pomóc w odpowiedzi na pytanie. Tylko, że nie pomogło...S3kvirku co ja Ci odpowiedziałam wtedy? Chyba coś o atmosferze, coś o tym, że raczej to moje intymne niewytłumaczalne uczucia. Bardzo głębokie... To była prawda. To jest prawda. Może to za sprawą mojej muzycznej przygody ze Skaldami swego czasu. Koncertów.Hmm...ale to chyba nie to. Może za sprawą wydarzeń pewnego lata....Chyba też nie to. No to co do cholery?A żebym ja to wiedziała....Kocham to miasto....

A dziś....Dziś jestem najszczęśliwszą osobą pod słońcem. Będę mogła dotknąć go łapką i serduszkiem.Złapać atmosfery do słoika i przywieść ze sobą. Nie mogę się już doczekać. Żałuję, że nikt nie wymyślił teleportacji. Nieco upraszczało by to sprawę. Szkoda tylko, że będę tam króciutko. Ale cieszę się z każdej chwili...Pożegnań nie znoszę, więc się nie żegnam..przecież nawet nie zdążycie za mną zatęsknić, bo szybciutko wróce...a poza tym to kto by za mną tęsknił...hihih:o))

ani-mru-mru : :
sie 16 2002 F.
Komentarze: 3

-Synku idź do sklepu na Wyścigową, kup coś na zupę, jakieś warzywa,śmietanę i coś na drugie, zobaczysz co tam mają, piersi z  kurczaka, no nie wiem, co chcesz. I ziemniaki. Pamietaj o ziemniakach. Ja zaraz wsiadam w samochód i będę  w domu, ale na wszelki wypadek zacznij obierać warzywa. Tylko, weź tą skrobaczkę, jest w górnej szufladzie, żebyś się nie uciął w palec jak ostatnim razem nożem to zrobiłeś....dobrze?

-Dobrze mamo...coś jeszcze?

-Nie chyba nie...a powiedz : w domu ok?

-Jasne, jak zawsze

-No to pa Synku, zaraz będę

-Mamo! Poczekaj....pamiętaj, że Cie kocham...

Odłożył słuchawkę....J. zapaliła papierosa.Spojrzała w lustro..Poprawiła włosy...Wypiła łyk kawy. Do butiku weszła klientka.    J. pomyślała, że jeszcze ją obsłuży , ale na dobrą sprawę powinna już zamykać.Zciągnęła z gwoździa na zapleczu  pęk kluczy, zamknęła drzwi wejściowe sklepu. Pani K. nie zastanawiała się długo. Garsonkę mierzyła kilka dni temu. Właściwie tylko przyszła dopełnić formalości....J. wsiadła w samochód. Jechała szybko...bardzo szybko.W myślach kołatały jej się słowa F:"pamiętaj, że Cie kocham..."Przecież Ona zawsze to wiedziała. Był jej jedynym synem, a ona jego najbliższą osobą. To jasne, że ją kochał...Droga z butiku do domu wydawała jej się nadzwyczaj długa tego dnia. Ze Śródmieścia na Ołtaszyn jest dość daleko, lecz nigdy nie wydawało się być tak daleko jak wtedy...Nerwowo trzymała kierownice, paliła jeden za drugim. Bała się...chyba...a już na pewno nie była spokojna. Nagle zza rogu wyjechała policja. J. zatrzymała się....Nie pamięta do dziś o czym z nimi rozmawiała. Co od niej chcieli.Ale fakt jest faktem, że jechała za szybko. Pokazywała mi mandat....Po dom podjechała po godzinie. Było cicho. Wyszła z samochodu. Otworzyła bramę, wjechała na podjazd, otwórzyła garaż, zaparkowała.Zapomniała zabrać kilku drobiazgów z tylniego siedzenia. Nie miała do tego głowy. Wciąż to przeczucie. Podeszła do drzwi wejściowych.Wsadziła klucz. Przekręciła raz, potem drugi, trzeci, czawarty....coraz bardziej nerwowo. Szarpała za klamkę.Waliła pięściami. Krzyczała. Tylko co krzyczała? Nie pamięta. Chyba imię syna. Tak, na pewno, krzyczałą F.....!!!!Ten jej krzyk pamiętam z  dzieciństwa. Mieszkałam z nią pod jednym dachem.Zawsze tak krzyczała. F!!toF!!tamto. Tylko F!!!! i F!!!!Cholera mnie brała na to. Chowałam się pod łóżko, gdy ona krzyczała. Prosiłam Boga, żeby już dała mu spokój. Chciałam jakoś Go bronić tylko nie wiedziałam jak. Do J. nigdy nic nie docierało. Była i jest panią swojego losu. Nikt nie mógł mieć na nią wpływu. Nieobliczalna. Rozwrzeszczana.Egocentryczna. Cruella de mone.Bałam się jej. Bałam się, bo nigdy nie mogłam przewidzieć jej kolejnego kroku...A F.?Czy się bał jej? NIe wiem. To była Jego matka. Nie powiedział nigdy na nią złego słowa.Taki już był. Podporządkowany jej zawsze i wszędzie. Jak rzucił szkołę, byłam w szoku. Jak mógł się J. sprzeciwić?Odeszła kawałek od drzwi. Z rozbiegu uderzyła z nich z całych sił. Cały czas krzyczała jego imię.Drzwi nie wytrzymały nacisku. Wiegła na górę. Krętymi schodami z jasnego dębu. Pamiętam jak kiedyś z leciałam z  tych schodów.  Bałam się ich chyba bardziej niż dzisiejszej burzy.Rozejrzała się po salonie. Nie było nikogo. Tylko cicho grał telewizor. J. otworzyła drzwi od kuchni. Na szafce, leżała siatka z warzywami, obok ziemniaki, pierś z kurczaka i rozsypane pieniądze.Było cicho. Przeraźliwie cicho. Jak nigdy. Zaczęła krzyczeć znów. F!!!!!!!!!!!!!!!!Serce biło jej, jakby chciało zaraz wyskoczyć. Nie mogła trzeźwo myśleć. Zresztą potem już nigdy nie mogła....I stało się coś co zapamięta do końca swoich dni...Otworzyła drzwi od pokoju F. komputer był włączony. Po monitorze latały napisy wygaszacza. Straszny bałagan. Ale tego nie zauważyła. Nie zauważyła tak naprawdę niczego oprócz F.... Siedział na fotelu. Ręce miał wyprostowane na poręczach, jakby się zapierał. Prawie przyklejony do fotela....Na głowie miał czarny worek, obwiązany dookoła sznorówka dziwnego koloru...Zerwała worek....już nie oddychał...był chłodny...

Weszłam do pokoju F. Popatrzyłam na fotel. ...Rozpłakałam się.....

Teraz patrzę tylko na malutki pomniczek  w białych kwiatach. Wiem, że tam leży, choć skremowany, ale ON.... F.

Że nie dałaś mi mamo zielonookich snów. 
Nie, nie żałuję. 
Że nie znałem klejnotów ni koronkowych słów. 
Nie żałuję. 
Że nie mówiłaś mi, jak szczęście kraść spod lady, 
i nie uczyłaś mnie życiowej maskarady. 
Pieszczoty szarej tych umęczonych dni, nie żal mi, 
nie żal mi. 

Nie, nie żałuję. 
Przeciwnie, bardzo ci dziękuję, kochana, 
żeś mi odejść pozwoliła...........

ani-mru-mru : :
sie 16 2002 Oj
Komentarze: 1

 Burza...pada i grzmi tak głośno, że nie słyszę własnych myśli....boje się..............!!!

ani-mru-mru : :
sie 16 2002 Przygód kilka Wróbla Ćwirka, odc.5
Komentarze: 5

Grozą powiało dnia pewnego we wróbelczym mieszkanku, a co ważniejsze serduszku.Incydent przestraszny miał miejsce, taki, że aż strach się bać, a nawet wizja śmierci zaglądnęła do wróbelczych oczek.Ale po koleji.Ćwirka postara się zrekonstruować wydarzenia. Zaznaczę jeszcze, że wydarzenie bezpośrednio Ćwirki nie dotyczyło, tylko jej przekochanej kuzynki Michalinki, która z zadowolonym pysiem udała się na wakacje do Bułgarii. Wróbelka w przed dzień wyjazdu rozmawiała z Miśka, wypytywała skwapliwie o nastrój i takie tam bajery. Było mniamuśnie. Pełna werwy i ochoty  zatopiona w wirze wyprawy z optymizmem opowiadała o baletach, boskiej plaży i nocnych eskapadach, palnowanych już z dużym wyprzedzeniem. Pojechała w sobotę bodajże. W niedzielę rano, no dobra, w południe, Ćwirka spiuńka smacznie i śni o księciu z bajki, a z tu nagle, ni z tego ni z  owego sesemesek.Pibip....Ćwirka przeciera oczka, łapką za telefonik, guziczek pstryk i czyta..."Jeden z autokarów, którymi pojechali miał wypadek, ale z Misią powinno być wszystko w porządku"...o boziulku. Tej drugiej części zdania Wróbelka zdaje się nie doczytała tak jak trzeba bo wątpliwości omamiły wróbelczy łepek. Myśli różne zaczęły wirować, świdrować i różne figle  wyprawiać.A te myśli różnokolorowe przeokrutnie były. A czarnych to najwięcej. Rosły jak grzyby po deszczu, aż pomieścić się w ćwirczym rozumku nie mogły. Nie podniosła jeszcze Ćwirka łepka z podusi, chwyciła za pilota od tv i pstryk, kolejny już pstryk tego dnia. Poajwiła się głowka niejakiego pana Tomka Lisa. Mielił ozorkiem jak najęty. I ujrzała Ćwirka na swoje zaspane oczęta autokar na poboczu,a  raczej to co pozostało z autokaru, płaczące dzieci, a  co straszniejsze dzieci w plastikowych czarnych workach...tak samo czarne jak Ćwirki  włoski czy myśli...Potem migawki ze szpitala. Trudno opisać słowami..trudno nawet myśleć o tym. Zabrano im to co miały najcenniejszego. Życie.Zabrano plany, marzenia, miłość, radość, smutek i łzy. I usłyszała Ćwirka mroczny bilans. Tyle i tyle ofiar śmiertelnych, tyle i tyle rannych w stanie ciężkim, tyle i tyle w stanie lekkim. I myśl o Michasi. Czy aby na pewno jej tam nie było. Czy aby na pewno...Złapała Ćwirka za telefon i kolejny pstryk. Tym razem do cioci. Żeby się uspokoić, upewnić. Przez godzinę głucho. Nikt nie odbierał. A Ćwirce mało ze strachu serduszko malutkie prasie nie wyskoczyło. No bo, co się dzieje?Co do diabła?W domu pusto, rodzinka na wakacjach, nic nie wie o tym co sie stało...Ćwirka poradna dziewczynka zadzwoniła do drugiej cioci z myślą, ze ona jako wszechwiedząca mądralińska rodzinki szanownej powinna wiedzieć nieco wiecej. I jakiez to zdziwienie okropne bylo Ćwirki, takie ze az dziobek otworzyla, gdy ciocia powiedziała, że nie ma pojęcia najmniejszego o jakimkolwiek wypadku. Kazała jej Ćwirka włączyć telewizor. Tylko tyle trzeba było. Przewróciła prawie, że Wrocław do góry nogami, żeby znależć swoja starszą siostrę, czyt. mame Miśki i czegokolwiek się dowiedzieć. Udało się.Wieści były takie, że Michasia jechała w drugim autokarze, tym, który dotarł na miejsce bezpiecznie. Tamten felerny miał kilka godzin opóźnienia. Policja bowiem nie zgodziła się na kontynuowanie podrózy ze wzgędu na zly stan autokaru. Podstawili nowy. Rocznik 2000.Był.

ani-mru-mru : :
sie 15 2002 :o)*
Komentarze: 1

Kroiłam pomarańczę bólu

Po rumianym policzku bezwolnie spływała

Strużka jej kwaśnego soku

Raniła jak ciernie dzikiej róży czerwonej

Płatki pachniały strachem...

 

Spałam skulona nago

Jak bezbronny kociak

Łapką proszący o pomoc

 

Przyszedłeś wierszem...

 

Kroiłam maliny radości

Po rumianym policzku bezwolnie spływała

Strużka ich słodkiego soku

Przytulała cieplutko jak skrzydła Anioła...

Pióra pachniały uśmiechem...

                                             (S3kvirku dziękuję:o)*)

 

ani-mru-mru : :