Archiwum sierpień 2002, strona 7


sie 04 2002 To samo drzewo, tylko jakieś inne..
Komentarze: 4

Był sobie dzień.kolejny, niezauważany, taki jak wszystkie podczas mojego nędznego życia. Taki w którym dzieje się wiele a zarazem nic. Odmierzany przez godziny, minuty, sekundy, dziesiąte i setne tych sekund. Przez te same wskazówki starego, wysłużonego już zegara.Ptaki śpiewały takimi samymi głosami, trzepocząc przy tym tymi samymi skrzydełkami. Wiatr dudnił tym samym tembrem, a momentami powiewał leciutko i był dla mnie ochłodą. Studził moje czerwone policzki, moje zmęczone nogi...Te same chmury błękitnookie na rozległym tym samym niebie.Te same szare kamienie na piaszczystej drodze, o tak bardzo ostrych tych samych krawędziach, które czułam na swoich nogach jakby kaleczyły mi skórę, choć przeciez nawet jej nie dotykały..Te same tumany kurzu, które zasłaniały widok. Te same kłosy zbóż, ten sam ich pszeniczny kolor. Ten sam...Ja szłam. Wśród tych samych zielonych i tych pożółkłych traw, tą samą drogą z tymi samymi ludzmi i  ztym samym biciem serca...

I było to drzewo na postoju.To samo drzewo. Identyczne jakich w swoim ziemskim życiu dotychczasowym widziałam tysiące, miliony, biliony. Sama nie wiem ile. Olbrzymie.Leżałam na trawie, więc widziałam go od dołu dokładnie. Pień, potężny masywny, pokryty grubą brązową, miejscami zazieleniona  pomarszczoną korą, która błyszczała w promieniach tego sierpniowego słońca. Na dole szerszy, a wraz z biegiem mojego wzroku ku górze stawal się coraz smuklejszy, bardziej dostojny. Konary rozłożyste, szerokie, niezmiernie szerokie z  wieloma odgałęzieniami. Jakby ramiona przygarniające wszystki strudzone podróżą ptaki. Liście powiewały lekko na wietrze i błyszczały zielenią na słońcu. Kontarstowały z błękitem nieba. To drzewo było takie piękne. Cudowne. Nie mogłam się napatrzeć. Nie chciałam przestać się w nie wpatrywać. Chciałam całą sobą chłonąc jego piękno. Ten cud. Trudno wyrazić słowami tego co wtedy czułam. Uczucia niekiedy niełatwo ubrać w słowa i to tak, żęby być zrozumianym. Chyba tylko ja do końca wytłumaczyłam sobie tę tajemnicę. Zastanawiałam się nad cudem natury, nad jej misterną pracą by takie cudo powstało, a może nad zdolnościami Najwyższego. I zastanawiałam się nad swoją głupotą. Bezdenną ludzką głupotą. Jak można było takiego piękna nie zauważyć wcześniej. Jak można było nie cieszyć się nią. Nie rozkoszować. No jak? Dlaczego byłam tak ślepa. Przechodziłam codziennie ulicą one były. Szłam do szkoły- były. Szłam się upić- były.Szłam do kościoła- one ciągle tam były. Gdy tęskniłam, były, gdy płakałam były, gdy się śmiałam też były. Wtedy gdy szłam, nie miałam nic. Jedzenia, ubrania. Tylko nędzne wytarte spodnie rozczłapane buty, butelkę wody, która udało mi się gdzieś po drodze zdobyć. Ale miałam serce. Miałam pokorę. Miałam miłość ludzi. Pomocną dłoń. Wtedy umiałam dziękować za uśmiech... To drzewo nauczyło mnie kochać. Prostą miłością na miarę prostego człowieka. Bo miłość nie musi być skomplikowana aby była piękna. Jej czar tkwi  w prostocie. To drzewo nauczyło mnie patrzeć i widzieć. Wcześniej patrzyłam, ale nie widziałam. Bo nie chciałam. Na codzień miałam wszystko. Dach nad głową, ciepłą poduszkę i kołdrę, chleb... Tego dnia nie miałam nic, ale miałam najwięcej. Byłam najbogatszym człowiekiem pod słońcem. Miałam cały świat.Miałam miłość bo otworzyłam na nią swoje serce. Bo dałam się pokochać  liściom, trawie, wodzie, powietrzu i ludziom.Zupełnie inna hierarchia wartości. Inne cele.Inny świat. Inny a zarazem przecież ten sam. On się nie zmienił. Zmieniłam się ja. Dostrzegłam jak bardzo gubiły mnie materialne rzeczy. Jak gubiła mnie chęć sukcesu , walka o przetrwanie o bycie najlepszym.Czy ja kiedykolwiek umiałam uśmiechać się do dziecka?Czy umiałam dziekować za uśmiech i dobre słowo, albo za to , że jest przy mnie ktoś?Czy umiałam patrzeć na wróbla skaczącego po chodniku jak piłka i pomyśleć " ale słodki"?.... Pamiętam, że wtedy płakałam...Nie mogłam się opanować i nie chciałam nikomu tłumaczyć dlaczego to robię. Bałam się, że mnie nie zrozumieją. Bo to nie jest normalne. Normalne dziś jest chamstwo, zazdrość, pogarda, kłótnia, rywalizacja, pieniądze. Nie ważne jest to co najważniejsze. Nie ważny jest człowiek. Nieważna jestem ja...i ty...Ważna jest Twoja i moja kieszeń..

ani-mru-mru : :
sie 03 2002 Tarot
Komentarze: 2

A dałam słowo...Obiecałam swojemu przebrzydłemu ego, że nie wezmę do ręki Tarota. Niech gnije w starej zakurzonej szkatułce na górnej półce szafy. Odkąd Anka wpadła pod ten cholerny  samochód. Ona przecież była u mnie kilka miesięcy wcześniej, powiedziałam jej o wypadku.Błagała mnie żebym powróżyła jej. Ja nie chciałam. Mówiłam, że się boję, a poza tym, przecież to bzdury.  Tak układały się karty...Mam poczucie winy, że to przeze mnie nie może teraz chodzić. Ale skąd mogłam wiedzieć. Skąd...

Nie ruszałam ich przez rok. Aż do dzisiaj. Nie wiem co za szatańska siła mnie pokusiła. Ale zrobiłam to.Wyjełam karty z tego cholernego pudełka i dalej już poszło. Jak kiedyś.Układ trójrzędowy. Pierwszy rząd to przeszłość. Na początek Królowa Kielichów.Niby uczciwa kobietka ofiarująca pomoc i wsparcie, jednak ma dwa oblicza...Tylko ja sama wiem kim była w moim życiu...Dziesiątka mieczy...bardziej optymistycznie. Miałam kłopoty zdrowotne, dużo strachu, dobry koniec. Hmm...moja noga..skręciłam kilka tygodni temu.Jest już ok.Piatka monet. Zakończenie kłopotów finansowych w związku z otrzymaniem oferty pracy, jednak na krótki okres.... Opiekowałam się małą Anią...Ósemka monet. Właściwie potwierdzenie tego o pracy i o tym , że moja sytuacja finansowa była  niezła w tym roku.Dalej..karta Arkanów Większych. Rydwan. Lecz w pozycji odwróconej. Problemy w życiu osobistym. Zachwianie wiay we własne możliwości.Rydwan pryzpomina o celu w życiu. Że takowy powinien zawsze być. Że trzeba się go trzymać. A kłopoty i zmartwienia będą zawsze, bo takie sa kolory tego życia. Szkoda tylko, że Rydwana nie było wtedy, gdy ja o tym zapomniałam...Rząd drugi. Teraźniejszość. Zaczyna się od Arcykapłanki w pozycji odwróconej. To kobieta, która ma w sobie nie tylko olbrzymią siłę i mądrość, ale także wiarę i cierpliwość. Ważnym punktem na tej karcie jest księżyc nad jej głową. Księżyc jest reflektorem Słońca, tak jak sumienie jest reflektorem życia ludzkiego. Ta karta pokazuje dwie strony życia ludzkiego. Dobrą i złą. A nasza intuicja jets odpowiedzialna z astronę, którą wybierzemy. Muszę więć słuchac swojej intuicji. Ale Arcykapłanka jest odwrócona więc w tym przypadku to kobieta, która swoją siłe i inteligencję wykorzystuje przeciwko mnie. Jest nerwowa i bezzastanowienia podejmuje decyzje. Myśli co innego i mówi co innego. Jest jakby podobna to Królowej Kielichów z przeszłości. Czyżby to ta sama kobieta?...Szóstka pałeczek.Pozycja odwrócona.Ta karta mówi o nieodpowiedzialnych przyjaciołach. Oni nie dotrzymują obietnicy. Czy ktoś ostatnio mi coś obiecywał?A poza tym co do wyjazdu...To może być niezbyt zadawalający...Walet Kielichów. Pozycja poprawna.Początki nowej miłości, a zakończenie starej. Osoba płci męskiej wyruszająca w podróż. Arturku to o Tobie i o mnie...Cztery Pałeczki. Pozycja poprawna. Mówi o tym, że zbliżające się święto przyniesie mi dużo zadowolenia i satysfakcji. Fajnie..24 tego mam urodziny...Na koniec teraźniejszości As monet. Ale  odwrócony. Jakaś kasa. Nieduża.No ostatnio wpadło trochę...Teraz pryzszłość...Karta Arkanów Większych czyli bardziej znacząca niż ta z Arkanów Mniejszych, a konkretnie Magik...Pozycja odwrócona.To bardzo fałszywy człowiek, który ma bardzo zły wpływ na mnie. Manipuluje by osiągnąć zyski.Zobaczymy. Po tej karcie nie mogę określić przyblióżnego czasu.As Pałeczek. Odwrócony to brak wiary w sukces. Mój brak pośiwęcenia może opóźnić sukces. Muszę być bardziej cierpliwa, muszę pozytywanie patrzeć na świat by osiądgnąć cel...Sprawiedliwość odwrócona. Znów Arkana Większe.To znów nieuczciwość, kłamstwo, kombinacje ze strony przyjaciół. I to cholerne plotkarstwo. Nie potrzeba noża, żeby zabic człowieka. Czasem wystarczy słowo...Dziewiątka kielichów odwrócona. Potwierdzenie znaczenia poprzedniej karty. To ostrzeżenie przed kłamstwem lub oszustwem i plotkami. Znów.Ostatnia karta. Czwórka kielichów. Pozycja odwrócona.Nowe sposoby na stare problemy... A więc happy end...

ani-mru-mru : :
sie 02 2002 A Anioł Stróż na samym dnie...
Komentarze: 8

 Jestem jak mały, pijany uczuciem,samotny, naiwny bachor.Ślepo wierzę, że będzie jakieś kiedyś...Aż mi wstyd, że mam w sobie tyle nadziei. Zagnieździła sie we mnie głupia, bezmyślna wiara w to, że się uda, nawet gdy wszystkie prawa nieba i ziemi wskazują, że udać się nie może . Ten cholerny optymizm. Mogę skakać, tańczyć, machać łapkami i śmiać się od ucha do ucha. Tylko, że wstydzę się mojego optymizmu.Kiedyś ON ugaszał go we mnie  swym  racjonalizmem i tym "zobaczymy"' na moje pytanie "co z nami będzie?"A wzrokiem rozpalał jeszcze bardziej .Teraz sama sobie  z nim radzę. Muszę. A do tego jestem tchórzem do potęgi. Boję się nazywać rzeczy ich imieniem. Boję sie powiedzieć tego słowa na  sześć  literek. Odrobina przyzwoitości, która jeszcze we mnie została zamyka mi buźkę. A chcę to mówić Mu dzień i noc. Niezależnie od tego czy słucha, czy jest. Żeby On tylko dał się... ...KOCHAĆ. Mój Anioł Stróż jak zwykle zapijaczony gdzieś pod mostem i ani przez myśl mu nie przejdzie, że potrzebuję pomocy. Nie obchodzi go moje życie. Ale mniejsza z nim, bo czy obchodzi kogokolwiek? Ja Potrzebuję Jego.I nikogo innego. Jego dotyku, słowa, ciepła, ust.Przy Nim byłam taka szczęśliwa. I to cudowne bicie Jego serduszka. A mówił, że nie ma serca...Kłamczuch. Kochany kłamczuszek.Muszę załatwić też sprawę z Szefunciem. Z Panem B. Żeby choć trochę osłabił Tęsknotę. Nie daję sobie  z nią rady. Jest ze mną w każdym oddechu, każdym kroku.I te łzy. Ciężko z nimi. Ważą chyba tonę. Rozum mówi mi, że tak długo nie dam rady, ale serce...Serce to co innego. A we mnie chyba więcej serca niż rozumu...

ani-mru-mru : :