Najnowsze wpisy, strona 64


sie 29 2002 Poczochrane łebki i chlupu chlup szczęściorka......
Komentarze: 4

Wróbelka Ćwirka jako organizm żywy,ćwir, ćwir myślący(czasem), czujący itd. itp a nie posiadający, co można stwierdzić z olbrzymią stanowczością, właściwości egzegeracyjnych, tudzież, mówiąc prościej, właściwości wyolbrzymiania, od dwóch miesięcy rozgrywa inspirująca partyjkę szachów  z panem, o którym wtajemniczeni  mówią- Tęskniorek.A wtajemniczonych jest wiele i liczba ich rośnie jak grzyby po deszczu, o czym Ćwirka przekonuje się na codzień czytając słodziuchne, aczkolwiek tendencyjne i przyniudziaste opery mydlane blogowiska. Stanęła Ćwirka do tej partii szachów  z wielką nadzieją w zwycięstwo, ba!Wróbelka przekonana była że rozgrywka minie niemalże bezboleśnie i szybko. I tak było. Przez pierwszy miesiąc. Z podniesionym do góry łebkiem, wytrwale brnęła do przodu, myśląc o niebieskich migdałach, tudzież mlecznej rzeczce marzeń, najmniejszym paluszkiem, z nadzwyczajną lekkością, przesuwała pionki na planszy... Czas mijał niezwykle szybko.Ćwirkę pochłonęły do reszty egzaminy na studia, potem mniamuśne wyniki owych egzaminów(przy okazji pozdrawiam panią z dziekanatu, która już na starcie dała odczuć, że chyba Ćwirka nie jest na wydziale mile widziana...dziś także Wróbelka miała okazję usłyszeć na własne uszęta oznaki jej swarliwego charakteru:o() Błogi okres przejęcia inicjatywy w rozgrywce nad tęskniorkiem okazał się jedynie doraźny, czasowy i prowizoryczny.Bo co dobre jak to przysłowiowo bywa, szybciorkiem się kończy.Ujmując zjawisko inaczej - po słonecznym dniu zazwyczaj  przychodzi ciemna nocka.Bo życie ma to do siebie, że nie przepada za głaskaniem wróbelki po główce...Cóż należy mu to wybaczyć, nie każdy musi bowiem przejawiać ornitologiczne zainteresowania.Ołowiane brzemię tęsknoty runęło z hukiem na ćwircze słabiutkie plecki.Nawet kipiący słońcem optymizm nie był w stanie go roztopić.Umiejętności egzaltacyjne Wróbelki natomiast nie są na tyle duże i silne by mogły ujawnić się i coś zaradzić w tęskniorkowej sprawie.Ćwirka zaczęła coraz bardziej potrzebować czułości.Potrzebowała kochać. Dawać siebie całą Jemu.Setki tysięcy najsłodszych buziaczków. Poczochrane łebki hihihi:o))To było przemniamuśne.Cmoczki, cmoczki, cmoczki...jeszcze więcej cmoczków i wzajemne klejenie się do siebie ojojoj:o))Mogła się Ćwirka przylepiac tak cały dzień i jeszcze jej było mało.Taka mała natrętna uwodząca przylepka. Jak On z swoją Myszką wytrzymywał hihih. Oskara powinien dostać w dziedzinie cierpliwości hiohio.A jak prześlicznie biło Jego serdunio.Taka słodka muzyczka. Wróbelki chyba też waliło jak oszalałe, ale ciiii , cio się Wóbelka będzie przyznawać, ćwir, ćwir.Przebardzuitko czuła się  szczęśliwa przy Nim. A On mówił, że to doskonale czuje. Nie umiała Wróbelka niczego ukryć, a już na pewno nie szczęscia.Wychlupywało się na ziemię i robiło taaaakie kałuże.Chlupu, chlup....Rozmawiała Ćwirka z Nim o wszystkim. Albo i nie musiała rozmawiać. On wszystko wiedział. Wiedział o Wróbelce więcej niż jej rodzona mamuśka, ćwir, ćwir.Zaufała Mu do reszty. Tak wewnętrznie czuła, że może i powinna.Gdyby istniał psychiatryk dla oszalałych z miłości i w dodatku taki dla wróbli, Ćwirka siedziała by tam zamknięta już od kilku miesięcy.I pewnie jeszcze długo by posiedziała, ćwir, ćwir. Szwendanie się nockami po mieście było całkiem mniamuśne hiihih:o))Ja On i Nocka.Zresztą noc to chyba nasza pora była.Ukochaliśmy ją sobie oboje. Dwa głupolki hihih:o))Wariatuncie. Miasto spało tylko my nie:o))Kochała Ćwirka te chwile. A potem przyszło najgorsze. Rozstanie. Jakby któs wyrwał Ćwirce połowę serca. Pałakała. Ba!Wyła jak dziecko, bo płaczem tego nazwać nie można. A On tylko Przytulał, całował, wycierał łezki, głaskał po łebku. Nic więcej nie mógł zrobić...Ani ja.Nie mogła się Ćwirka odkleić od Niego. Ale wiedziała, że musi...Przybiegła po schodach do domciu. Skuliła się na łóżeczku i płakunciała już do końca nocki. A potem następną nockę i następną. Płakuncia do dziś. Przegrywa w szachy z tęskniorkiem...

ani-mru-mru : :
sie 28 2002 Upssss
Komentarze: 3

Ta Beatkę przebrzydłą to tylko wziąć i udusiorkać własnymi łapkami. Znaczy się ćwirczą mamusię. No bo jak tak można. Właśnie przyszedł Ćwirki kolega. Mamusia władowała  Go Ćwirce do pokoju...A Ćwirka  w samych majtusiach....ojojoj... hihihi:oP Upsssss What's a shame:o)))A na dodatek się smiechotkuje i mówi: "A co on majtek nie widział"...hehe:o))

ani-mru-mru : :
sie 28 2002 Anne Shirley
Komentarze: 2

Hehehe, to były czasy.....:o)))Moja idolka... hihi:o)))Ojć aż się łezka w oczku zakręciła:o)))

..::'Carrots' 'Hey Carrots!'

'How dare you call me carrots!'::..

 

When Mr. Phillips was in the back of the room hearing Prissy

Andrews's Latin, Diana whispered to Anne,

 

"That's Gilbert Blythe sitting right across the aisle from you,

Anne. Just look at him and see if you don't think he's handsome."

 

Anne looked accordingly. She had a good chance to do so, for the

said Gilbert Blythe was absorbed in stealthily pinning the long

yellow braid of Ruby Gillis, who sat in front of him, to the back

of her seat. He was a tall boy, with curly brown hair, roguish

hazel eyes, and a mouth twisted into a teasing smile. Presently

Ruby Gillis started up to take a sum to the master; she fell back

into her seat with a little shriek, believing that her hair was

pulled out by the roots. Everybody looked at her and Mr.

Phillips glared so sternly that Ruby began to cry. Gilbert had

whisked the pin out of sight and was studying his history with

the soberest face in the world; but when the commotion subsided

he looked at Anne and winked with inexpressible drollery.

 

"I think your Gilbert Blythe IS handsome," confided Anne to Diana,

"but I think he's very bold. It isn't good manners to wink at a

strange girl."

 

But it was not until the afternoon that things really began to happen.

 

Mr. Phillips was back in the corner explaining a problem in

algebra to Prissy Andrews and the rest of the scholars were doing

pretty much as they pleased eating green apples, whispering,

drawing pictures on their slates, and driving crickets harnessed

to strings, up and down aisle. Gilbert Blythe was trying to make

Anne Shirley look at him and failing utterly, because Anne was at

that moment totally oblivious not only to the very existence of

Gilbert Blythe, but of every other scholar in Avonlea school itself.

With her chin propped on her hands and her eyes fixed on the blue

glimpse of the Lake of Shining Waters that the west window afforded,

she was far away in a gorgeous dreamland hearing and seeing nothing

save her own wonderful visions.

 

Gilbert Blythe wasn't used to putting himself out to make a girl

look at him and meeting with failure. She SHOULD look at him, that

red-haired Shirley girl with the little pointed chin and the big

eyes that weren't like the eyes of any other girl in Avonlea school.

 

Gilbert reached across the aisle, picked up the end of Anne's

long red braid, held it out at arm's length and said in a

piercing whisper:

 

"Carrots! Carrots!"

 

Then Anne looked at him with a vengeance!

 

She did more than look. She sprang to her feet, her bright

fancies fallen into cureless ruin. She flashed one indignant

glance at Gilbert from eyes whose angry sparkle was swiftly

quenched in equally angry tears.

 

"You mean, hateful boy!" she exclaimed passionately. "How dare you!"

 

And then--thwack! Anne had brought her slate down on Gilbert's

head and cracked it--slate not head--clear across.

 

Avonlea school always enjoyed a scene. This was an especially

enjoyable one. Everybody said "Oh" in horrified delight. Diana

gasped. Ruby Gillis, who was inclined to be hysterical, began to

cry. Tommy Sloane let his team of crickets escape him altogether

while he stared open-mouthed at the tableau.

 

Mr. Phillips stalked down the aisle and laid his hand heavily on

Anne's shoulder.

 

"Anne Shirley, what does this mean?" he said angrily. Anne

returned no answer. It was asking too much of flesh and blood to

expect her to tell before the whole school that she had been

called "carrots." Gilbert it was who spoke up stoutly.

 

"It was my fault Mr. Phillips. I teased her."

 

Mr. Phillips paid no heed to Gilbert.

 

"I am sorry to see a pupil of mine displaying such a temper and

such a vindictive spirit," he said in a solemn tone, as if the

mere fact of being a pupil of his ought to root out all evil

passions from the hearts of small imperfect mortals. "Anne, go

and stand on the platform in front of the blackboard for the rest

of the afternoon."

 

Anne would have infinitely preferred a whipping to this

punishment under which her sensitive spirit quivered as from a

whiplash. With a white, set face she obeyed. Mr. Phillips took

a chalk crayon and wrote on the blackboard above her head.

 

"Ann Shirley has a very bad temper. Ann Shirley must learn to

control her temper," and then read it out loud so that even the

primer class, who couldn't read writing, should understand it.

 

Anne stood there the rest of the afternoon with that legend above

her. She did not cry or hang her head. Anger was still too hot

in her heart for that and it sustained her amid all her agony of

humiliation. With resentful eyes and passion-red cheeks she

confronted alike Diana's sympathetic gaze and Charlie Sloane's

indignant nods and Josie Pye's malicious smiles. As for Gilbert

Blythe, she would not even look at him. She would NEVER look at

him again! She would never speak to him!!

ani-mru-mru : :
sie 27 2002 Pan Łubuduuu
Komentarze: 1

Wróbelka Cwirka, ćwir, ćwir, jako szczwana malutka, słodziutka bestyjka, skromny ancymonek do tego niemziernie,który zawsze szczęsliwie laduje na swoich zgrabniutkich, hi hi łapkach, wczoraj stał się obiektem realizacji bezlitosnych praw pani mamusi natury,ćwir, ćwir. Dała bowiem znać o sobie pani N,a  raczej przypomniała Ćwirce, że Wróbelka, o dziwo, jest kobietą...!!!A dziś, dla kontrastu, Ćwirka stała się obiektem wyładowań resztek nerwowych odruchów niejakiego Pana Łubuduuu, które to traktowanie ani troszeczkę, ćwir, ćwir nie przypomina traktowania jakie pryzstało kobietom ze strony mężczyzn, ćwir, ćwir.Imię pana Łubudu jest imieniem swego rodzaju roboczym, do celów powstania tego wróbelczego wystąpienia,ćwir, ćwir, lecz Ćwirka otwarta jest na wszelkie propozycje nazwy i oczekuje na kreatywne pomysły pod mailowym adresem, lub, co prostsze, w komentarzach, ćwir, ćwir. Pan Łubudu jest zjawiskiem zewsząd znanym i popularnym, ćwir, ćwir, jednakże nie przez wszystkich  określonych jakas konkretną definicją,ćwir, ćwir, aczkolwiek widoczne tak samo jak zachód czy wschód słońca i tak samo jak owe zjawiska, nie do zatrzymania, ziemskimi sposobami, ćwir, ćwir. A swoją drogą, ćwir, ćwir, Ćwirka zastanawia się coraz częściej nad sposobem zatrzymania słońca,ćwir, ćwir, a przynajmniej nad zmniejszeniem jego mocy promieniowania, które ostatnio bezlitośnie mierzwi piórka na ćwirczych czarniutkich skrzydełkach i skrapia ćwirczy malutki nosek zimnymi, nieprzyjemnymi kropelkami potu, ćwir, ćwir,Więc  z tego miejsca Ćwirka wystosowuje apel, do wszelkich, ćwir, cwir, stworzeń, które posiadają zdolności parapsychologiczne, albo jakies coperfildowskie, mogące zgasić słońce, chodź na sekund parę, cwir, ćwir, Cwirka będzie bezgranicznie wdzięczna.Poza tym Ćwirka obiecuje, że któreś z kolejnych blogowych wystąpień  poświeci, temu niezywkle interesującem zjawisku jako powiedzmy, ćwir, ćwir, Ćwirka -Kopernik. Ale jak zwykle ćwir,ćwir Cwirka odbiega od tematu, co jest zjawiskiem tak samo zesztą częstym jak działania pana Łubudu, zatem wystarczy porównać oba zjawiska by przekonac się o olbrzymiej częstotliwości szczwanych poczynań niejakiego pana Łubudu.Niektórzy użytkownicy ksiąg zaklęć przeciwko destruktywnej mocy pana Łubudu, cwir, ćwir, porównuja go do zatajonej w chaszczach sawanny tygrysicy, ćwir, ćwir, czyhającej cierpliwie na swoją ofiarę. By ja napaść z nienacka, drastycznie rozszarpać ostrzami, bezlitosnych pazurów, wyssać wszystką krew i rozkoszować się jej bólem ofiary, ćwir, ćwir.AAAAApppsikkkk....O niech to!Albo Ćwirka rozchorowała się na samą myśl o bestalskich możliwościach pana Łubudu, albo to sam zainteresowany próbuje zatrzymać Ćwirke przed powiadomieniem świata o jego destruktywnym działaniu i istnieniu w ogóle, cwir, ćwir, O nie panie Łubudu!Ćwirka nie da się nabrać na pańskie, ćwir, ćwir metody!OOOOOO! I ziewaniem tez mnie Pan nie powstrzyma. Ani naprzemiennym ziewaniem i kichaniem!!!Ostrzegam, cwir, ćwir.!!!I niech pan nie próbuje ssania w ćwirczym bzusiu, ćwir, ćwir, dzwonka do drzwi, potrzeby wysiusiania się, ani samolotów terrorystów kamikadze bin Ladena, ani wojsk Arafata!!!!!ćwir, ćwir!!!I tak i tak Ćwirka opisze pańskie, ćwir, ćwir dokonania. Pewnego dzionka pięknuchnego, mniamuśnego, otworzyła Ćwirka swoje zieloniutkie oczęta, przeciągnełą się lekuchno, wyciągnęła swoją jedną nóżkę, koniecznie prawą, Ćwirka zaznacza, spod kolderki cieplutkiej by postawić ją szybciorkiem  na podłodze, następnie zwlec wróbelczy kuperek i główke,ąż tu nagle....łuuuubuuuuduuuu....talerzyk z resztką mleczka i płatkami Gold Flakes, pozostałościami z ćwir, ćwir, kolacji z dnia poprzedniego, wylądował na owej ćwirczej podłodze.Nożka Ćwirki stała się, ćwir, ćwir, mleczną nóżką z domieszka Gold Flaksów, taka mniamuśna, że tylko ją schrupać, ćwir, ćwir. Panie Łubuduu, no extra zaskakujące posunięcie, ćwir, ćwir, takiej akcji, Ćwirka musi się przyznać, bez bicia, nie spodziewała się, ćwir, ćwir. Jest pan mistrzem zaskoczenia, panie Łubuduuu, ćwir, ćwir. Zwlekła się Cwirka z łóżka, wymamlana w mleku i Gold Flakesach postanowiła wybrać się, ćwir, ćwir, do łazienki po szmate, ale przede wszystkim umyć ćwircza, nóżkę, ćwir,ćwir.Zaczłapała, odkręciłą wode w umywalce, wsadziła łapkę i............aaaaaaaaaaa.......... ćwir, ćwir..Woda miała temperaturę zbliżona do temperatury nosków pingwinów na biegunie północnym, ćwir,ćwir. Wróbelka wydała tak głosny dźwięk ze swego prawie, że zamarzniętego gardziołka(prawie łamiąc lody przy tym), bo temeratura wody zdąrzyła przeszyć całe ciało Ćwirki, że aż wróbelcza mamusia w podskokach przytuptała na miejsce zdarzenia i z lekkim zdziwieniem na buziulce zapytala co się stało, ćwir, cwir. Ćwirka czym prędzej postanowiła zabierać kuperek z łazienki, która także nawiedził pan Łubuduuuu, wyleciała na ćwirczy przedpokój, zrobiła maluteńki kroczek i .....łubuduuuuuu....rozpłaszczyła się jak długa na śliskich jakoś dziwnie tego dnia kafelkach na podłodze, ćwir, ćwir.Autorzy disneyowskich kreskówek domlowali by z pewnością w tamtym momencie liczne gwiazdki nad główką Cwirki, ćwir, ćwir. Zakręciło się wróbelce w łepku, a kuperek zdaje się przybrał kolor, sliwkowo, malinowo, gruszkowo, jabłkoow, czereśniowy i bolal niemiłosiernie, cwir, ćwir.Na szczęście, łapki, nóżki, łepek, nosek, oczka cale już  w łezkach  z ćwirczej bezsilności, bzusiu, piórka czarniutkie i skrzydełka dwa, były na miejscu, ćwir, ćwir. Zebrala się Ćwirka czym prędzej z tej podłogi, żeby dłużej nie przypominac rozkwaszonego pomidora, wziela w płucka duuuży wdech i pomyślała, ze w takiej chwili przydala by się gorąca herbatka Lipton Earl Grey,ćwir, ćwir, bo on jedynie dobrze działa na skołatane ćwircze nerwy, ćwir, ćwir. Potuptała do kuchni, podeszła do szafki, podniosła czajnik, już chciała dolać wody i właczyć by się nagrzala, gdy nagle...łubuuuuduuuu....tym razem to czajnik, już nie Ćwirka, wylądował na pdłodze, ćwir, ćwir, Woda rozprysła się po kafelkach i oparzyla, (bo jak się okazalo przed chwila co wróbelcza mamusią robiła sobie kawe i woda była goraca), skaranie boskie, ćwircze nóżki...auuuuuć..ćwir, ćwir... A pan Łubuduuuu wychylił się  z zarogu, ze szczwanym , szelmowskim usmieszkiem na swej oblesnej wyimaginowanej buziulce......

ani-mru-mru : :
sie 26 2002 frrrr
Komentarze: 3

Wróbelce dzieje się krzywda...boleje ojć ojć...nie będzie dziś już Ćwirki...she'll disappear...frrrrrrrrr.....

ani-mru-mru : :