Komentarze: 0
Wróbelka ujrzała na swe zieloniutkie oczęta zjawisko prostej codzienności nadziewane metafizyczną tajemniczością...ćwir, ćwir. Wirujący tancerz mistycznego baletu na arenie małości... ulotny okruszek czerstwego już chleba czmychnął niepostrzeżenie, i z gracją w swojej finezyjnej niezgrabności poturlał się po chropowatej drewnianej podłodze leciwego krużganku, ćwir, ćwir. Kres pątniczej wędrówki odnajdując w gościnnych opiekuńczych ramionach pajęczej zwiewnej nici, uplecionej pracowicie między drewnianymi, także już ze starości kruchymi, balami...Przyjął biedactwo bezlitosny w swej naturze pająk, muszy morderca bez skrupułów.Upadek z wizją unicestwienia w jednej chwili zamienił się w lądowanie na bezpiecznej ostoji tak samo delikatnej i nietrwałej niczym kolorowe skrzydła nieporandnego motyla powiewające z gracją na wiosennym, ciepłym wietrze, i tak samo pięknej jak biblijny Eden...ćwir, ćwir.Immanencja zaistniałego zjawiska autorstwa matki Natury, lub jego esencja nie tkwiła w rozumności.Jego istnienie w istocie rzeczy jedynie dla prostej duszy maluczkich nie dla wybujałego umysłu wielkich.Drżał w palącym, żarzącym się każdego dnia, świetle kandelabru, wyimaginowując swoją mierność, nicość, małość.Lichota w pobłysku jasnego światła zaiste nie tym była jaką ja wcześniej Ćwirka dostrzegała.Wyszukane dźwięki Libretta lekości niczym ćwircze ulotne piórko z elegancją i wyrafinowaniem krążyło wraz z podmuchami lodowatego wieczornego powietrza.Tej nocy dla Cwirki maleństwo nabrało dogłębnego wydźwięku ważności jego okruszkowego bytu, egzystencji na ziemskim padole. Stała się dla Wróbelki perfumowaną konwaliami imaginacją maleńkiej niezgrabnoty codzienności,szarą eminencją w przepychu, na scenie życia prostoty w realnym ubóstwie i niepostrzeżeniu, ćwir, ćwir.Dostojny arystokrata, magnat, lord nicości z kamiennym aczkolwiek kruchym, bo chlebowym w swej naturze, obliczem. Uszczknęła Ćwirka z okruszka widzialnego niebytu okruszek niewidzialnej piękności. Zaczerpneła garścią wody ze źródła radości szczebiotliwej dla nieistotności czyjegoś kruchego żywota.Ćwircze serduszko napełniło się infantylną rozkoszą. Prostota uniesień kreśląca wizję dzieciństwa sielskiego anielskiego. Niczym niezmąconej dziecięcej wrażliwości na piękno tego świata.Choć raz jeszcze Ćwirka umiała stać się dzieckiem spoglądającym odważnie oczami duszy na kruchość tego świata.A co ważniejsze nauczyła się ją pokochać szczerą dziecięcą miłością. Pokochać wróbelki skaczące po chodniku jak piłeczki, zwinne, pracowite pająki, uśmiech od ucha do ucha na rumianej buźce, kolorowe i te szare kwiaty, ulotne motyle, trawę, drzewa, niebo, słońce, księżyc, wodę, ogień, powietrze, ziemię, okruszki chleba, kurz na podłodze,...ŻYCIE I CIEBIE....