Najnowsze wpisy, strona 56


wrz 21 2002 Pan Poeta
Komentarze: 2

Był słoneczny czerwcowy powszedni dzień. Jak zawsze o tej porze siedziałam z Anią w parku, tuż przy ogródku japońskim. Zawsze tam z nią przychodziłam, bo dobrze obydwie się tam czułyśmy. Zresztą to najpiękniejsze miejsce w Szczytnickim. Ania spała w wózeczku. Pamiętam, że rozłożyłam jej parasolkę nad główką, bo bardzo grzało słońce. Miała dżinsową sukieneczkę i kapelusik z takiego samego materiału. W ręku ściskała butelkę ze swoją ukochaną koperkową herbatką.Potrafiła wypić kilka butelek przez ten czas, gdy byłam z nią.Siedziałam na ławce i czytałam Wyborczą. Nie z przyjemności. Z obowiązku. Przygotowywałam się do egzaminu na dziennikarstwo. Byłam zanurzona w zupełnie innym świecie. Nie zwracałam szczególnej uwagi na to co działo się dookoła. Od czasu do czasu tylko wychylałam głowę spod gazety, gdy słyszałam krzyk i smiech, któregoś z dzieci z domu dziecka. Codziennie z opiekunkami przychodziły tam na spacer. Bacznie wpatrywały się w wodę strumienia wyszukując największą rybę. Było mi ich żal. Slyszałam też odgłos piły ćwiartującej na kawałki pień drzewa, które kilka dni wcześniej przewróciło się na drugi brzeg strumienia tworząc naturalny most. Dobiegały też inne dźwięki natury, lecz wszystkie wtapiały się w świat opisywany w gazecie. Było miło.

- Przepraszam- usłyszałam męski głos

-Tak?- odparłam podnosząc lekko głowę znad gazety

-Ma pani ognia- powiedział pan wskazując na papierosa, którego trzymał w ręku

-Tak się składa, że nie palę, przykro mi

- Nie, to nic nie szkodzi, w każdym, razie dziekuję

Poszedł zapytać osoby siedzące na ławce obok. Dziwnie się czułam. Wiedziałam, że pomiędzy tymi wypowiadanymi zdaniami dziwnie mi się przyglądał. Miał około pięcdziesiątki. Posiwiałe lekko wąsy, już teraz nie pamiętam czy miał brodę. Chyba lekki trzydniowy zarost. Był jakby inny. Inny niż wszyscy. Pomyślałam, że musi być interesującym człowiekiem. Nagle zauważyłam,że idzie ponownie w moim kierunku.

-Przepraszam, że Panią tak zagaduję, błagam niech pani sobie tylko nie pomyśli, że mam jakies niecne zamiary względem pani, ale muszę powiedziec, że ma pani bardzo starannie wykonany makijaż

Szczerze mówiąc trochę się zmieszałam.

-Hmmm..dziękuję bardzo

- A córeczka taka słodka, ile ma latek

-Właśnie skończyła półtora roczku- powiedziałam, nie zwracając zupełnie uwagi na to, że nazwał Anię moją córka. Objaśnianie sytuacji, mogłoby być nader skomplikowane, więc postanowiłam się w to nie pakować.

-  Chyba musi być bardzo grzecznym dzieckiem, skoro tak ślicznie śpi na dworze. Wie pani z dziecmi to róznie bywa. Niektóre są takie nieznośne. Trudno je zagonić do spania.

-Nio tak,  z dziećmi to bywa różnie

-Oj, ale nietakt z mojej strony. Jeszcze się pani  nie przedstawiłem. Jestem poeta Janek od Krzyża-chwicił moja rękę i zaczął mnie cmokać.

-Mam na imię Agata, bardzo mi przyjemnie-powiedziałam przez zaciśnięte zęby.

-Jakby tak miała pani kawałek kartki, to dał bym bardzo chętnie pani dedykację. Tak na pamiątkę naszego spotkania.

Niestety nie miałam żadnej kartki. Ale pan Poeta przygotowany na wszystko. Wyciągnął z kieszeni zmiętoloną kartkę. Oderwał połowę i napisał: "Pani Agacie na pamiątkę wspólnego spotkania pod ogródkiem japońskim- poeta Janek od Krzyża"

-Proszę, niech mi pani obieca, że zachowa pani tę kartkę. Tak na pamiątke o mnie.

-Oczywiście, zatrzymam ją-powiedziałam za bardzo nie widząc w tym żadnego sensu.

- Powiem pani, oczywiście jeśli pani pozwoli, mój ulubiony wiersz.

-Alez oczywiście, będzie mi przyjemnie.

I zaczął mówić. Nie pamiętam z wiersza ani jednego słowa. Ani nawet pół. Zamiast zastanawiać się nad rzeczywistością kreśloną barwnymi epitetami przez pana Poetę, myślałam o całokształcie sytuacji jaka zaistniała. I o Nim. Było w nim cos takiego...co nie pozwalało mi o Nim pomyśleć jako o zwykłym brudnym, poszarpanym, zwykłym podrywaczu mizdrzącym się do każdej panienki, napotkanej na spacerze. Chyba fakt, że był poetą. Widziałam w Jego oczach taką wolność.Widziałam pasję. Inne, niezwyczajne podejście do świata. Swoimi oczami widział więcej niż ja. Liczył się z tym, ze bedzie na każdym kroku narażony na śmieszność ze strony ludzi. Wiedział, że oni i tak Go nie zrozumieją. Było mi GO trochę żal, z drugiej strony zazdrościłam....

Skończył mówić wiersz. Pożegnał się i odszedł w głąb parkowej alejki. A ja siedziałam dalej ściskając w ręku kartkę z dedykacją....

 

ani-mru-mru : :
wrz 20 2002 Przyjaciel na talerzu
Komentarze: 0

"Przyjaciel na Talerzu"-  fragmenty rozmowy Renaty arendt-Dziurdzikowskiej z Wojciechem Eichelbergerem

-Czy zwierzęta są do jedzenia?

-Zwierzęta są do kochania, nie do jedzenia.

-Przecież kochamy zwierzęta, ale to nie przeszkadza nam zabijac ich i zjadać. Jak to się dzieje, że jedzenia mięsa nie wiążemy z faktem zabijania, z cierpieniem zwierząt?

-Od dziecka jesteśmy w tej sprawie uczenie hipokryzji. Małe dzieci bardzo kochają zwierzęta. Dziecięca miłośc do zwierzat jest naturalna i wszechogarniająca.Gdy byłem dzieckiem, wszystko co żyje-pies, kot, koń, ptak, motyl, robak, ryba, meduza, jaszczurka czy wąż-przedstawiało sobą jakieś zachwycające objawienie. Ku utrapieniu mamy hodowałem z bratem w domu, co się dało. Sporo czasu w dzieciństwie spędzałem na wsi. Pamietam jak godzinami przesiadywałem w żłobie u pewnego konia. Uwielbialem patrzeć jak zanurza w owies swój wielki pysk, wydmuchuje nozdrzami powietrze i powoli, cierpiwie żuje. To był ogromny, pociągowy koń, spokojny i silny. Dobrze było byc blisko niego. Moje dziecięce serce pełne było zachwytu i przywiązania do wielu różnych zwierząt. TO z nimi przeżywałem swoje pierwsze miłości. Myślę, że niemal każdy dorosły, jeśli mu pamięć dopisuje, odnajdzie w sobie podobne wspomnienia. A mimo to, jak większość dzieci jadłem mięso.Z pewnością któregoś dnia na moim talerzu wylądowało "mięsko" albo "kotlecik". Dziecko nie wie przecież, skąd się wzięło "mięsko". Nie było świadkiem zabijania tego zwierzęcia. Pyta więc rodziców, co to jest. Wtedy wyraźnie zmieszani rodzice mówią mu, że "to taki kawałeczek cielaczka albo kurczaczka, albo świnki". Dziecko jest zaskoczone, zaczyna mieć pierwsze wątpliwości. Pyta zatem, co się stało z tym kurczaczkiem. Czy to znaczy, że został zabity? Wtedy słyszy, że został zabity jakiś inny kurczaczek. Nie ten, którego zna i lubi. W ten właśnie sposób uczymy się hipokryzji i podwójnej moralności. Rozpoczyna się w nas proces  wewnętrznego rozszczepienia na dwie nie mające ze sobą nic wspólnego części. Jedna przeżywa w związku ze zwierzętami niestety już nieprawdziwe, egzaltowane miłosne wzruszenia,a  druga zachwyca się smakiem mięsa i udaje, że nie ma nic wspólnego z zabijaniem. Już jako dzieci całujemy i pryztulamy zwierzatka, jednocześnie nieświadomie uczestnicząc w ich zabijaniu. Świat naszych wyższych uczuć oddziela się całkowicie od świata kuchni i stołu. Zwierzeta, które żyją obok nas i mają swoje imiona, nazywamy przyjaciółmi. Cała anonimowa reszta jest do zabicia i zjedzenia. Zaczynamy żyć podwójnym życiem.

- Rozmawialam niedawno z wrażliwym mężczyzną, właścicielem gospodarstwa rolnego. Ma dużo zwierząt, które- jak twierdzi- bardzo kocha. Te, które zabija, sprzedaje, ponieważ nie byłby w stanie ich zjeść. Dla swojej rodziny kup8uje mięso w sklepie. I jeszcze jeden przykład. Kilka lat temu byłam w delegacji we Włoszech. Organizatorzy pokazywali nam, dziennikarzom ze Wschodu, nowoczesny zakład przetwórstwa mięsnego. Nigdy nie zapomne przygnebiającego wrażenia, jakie zrobiło na nas to miejsce. Pracownicy przy tasmach z fragmentami zwierzęcych ciał byli bladzi i apatyczni, niechętnie odpowiadali na nasze pytania. Czuliśmy się jak w grobie. Przez wiele godzin po tej wizycie nie moglismy dojść do siebie. A jednak wieczorem na banikiecie niemal wszyscy jedliśmy szynkę parmeńską...

-Tak objawia się owo rozszczepienie, o którym mówilem wcześniej. Gdy w okolicach trzydziestki zacząłem robić wewnętrzne i zewnętrzne porządki w swoim zyciu i m.in zdecydowalem się na wegetarianizm, bardzo pomógł mi tekst, na który natknąłem się w książce Philipa Kapleau " Ochraniać wielkie życie": : Od setek tysięcy lat z mięsa duszonego w garnku saczy się wywar żalu i nienawiści, którym tak trudno jest położyć kres. Jesli chcesz wiedzieć, skąd się na świecie biorą nieszczęścia wojen, wsłuchj się w rozpaczliwy kryzk odchodzący z rzeźni o północy" Ktos mógłby zapytac jaki jest związek między jedzeniem mięsa a wojną. Myślę, że bardzo wyraźny. Po to, byby móc brać udział w szaleństwie wojny i zabijac ludzi, najpierw musimy sie wewnętrznie rozszczepić. Tak jak dzielimy zwierzęta na te do kochania  i na te do zabijania, tak samo musimy powdzielić ludzi- na tych, których kochamy i na tych znienawidzonych, których można, a nawte trzeba zabić. Wojna jest tragicznym wyrazem ludzkiego rozszczepienia, którego prototypem może być nasze dziecięce doświadczenie z kurczaczkiem do głaskania i kurczaczkiem do jedzenia.

-Chcesz powiedzieć, że jedząc zwierzęta, wlączamy się w obieg zabijania, pryzkładamy rękę do wojen?

-Na ogół nieswiadomie, ale tak. Świat jest całością, w której kazde zdarzenie nieuchronnie pociąga za sobą następne. A my ludzue, pozostajemy w nieustannym stanie wojny ze światem przyrody. W beslitosny, bezwzględny sposób, na skalę przemysłową eksterminujemy niewyobrażąlne ilości zwierząt, fundując im swoiste obozy koncentracyjne i komory śmierci.

-:Gdyby sciany w rzeźni były ze szkła, nikt nie jadłby mięsa-powtarza Poul McCartney. Relacje tych, którzy widzieli jak zabijane są zwierzęta, to horror. " Widziałam świnie niezdolne do chodzenia i stania na własnych nogach, zaciągane siłą do rzeźni; oklaeczone zwierzęta, które wlokły za sobą własne wnętrzności"-pisze w książce " Milcząca arka" Juliet Gellatley, angielska działaczka wegetariańska. Zdarza się, że żywe zwierzęta są obdzierane ze skóry...

-Niestety, to straslziwe cierpienie zwierząt staje się integralnym składnikiem kawałka mięsa lądującym na naszym talerzu. Mięso zwierząt rzexnych zawiera w sobie nie tylko ogromną ilośc adrelanliny, ale także innych toksycznych substancjizwiązanych z ogromnym stresem, ajki przeżywają one na etapie hodowli, w transporcie i w ubojni- jak to się teraz elegancko mówi. Zawiera też środki chemiczne, którymi karmione sa zwierzęta, takie jak powodujące szybszy przyrost masy anaboliki i antybiotyki stosowane profilaktycznie przeciw epidemiom zwierzęcym.

-Gdybyśmy nie zabijali, nie bylibysmy w stanie przeżyć-twierdzą ci, którzy jedza zwierzęta. W końcu rośliny też czują.

-to kolejne fałszywe alibi tych z nas, którzy sa przywiązani do mięsa. Nie wykluczam, ze rośliny czują, ale na pewno znacznie mniej niź zwierzeta. Wystarczy spojrzeć zwierzęciu w oczy, posłuchac jego głosu, żeby dojrzeć nasze wyraźne z nimi pokrewieństwo w sposobie doświadczenia radości i trudów życia. Dlatego przeciez potrafimy nawiązywac ze zwierzętami tak silne więzi emocjonalne. Z roślinami tak nie jest. Pójdźmy do sadu, zerwijmy jabłko i poczujmy, jak przezywa ten rodzaj "zabijania". A później własnoręcznie zabijmy kaczkę albo świnie.Wtedy zdamy sobie sprawę na czym polega różnica. Nawet zabicie zwierzęcia tak niepozornego i odległego od nas gatunkowo jak żąba jest bardzo bolesnym przeżyciem, jeśli uczynimy to z pełną świaodmością. Gdy studiowałem, na zajęciach z fizjologii dostaliśmy polecenie, aby każdy zabił żabę, a potem wypreparował jej serce. Okazało sie, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, że trzymanie w ręku skazanej na smierć żaby i przecinanie rdzenia kręgowego, a potem wyraziste odczucie jej wyprężającego się w śmiertelnym skurczu ciała było bardzo trudne i bolesne. Na koniec okazało się, że serce tej żaby odłączone od wszystkiego, zanurzone w fizjologicznym płynie biło jeszcze pół godziny.....

ani-mru-mru : :
wrz 20 2002 Bez tytułu
Komentarze: 3

Jest mi źle. Bardzo ciężko. Czuję, że się odwracają. Wszyscy. I bardzo zimno.Co ja im zrobiłam???

ani-mru-mru : :
wrz 20 2002 Przemyślonko
Komentarze: 3

Wróbelka Ćwirka zbulwersowała się dziś lekko aż jej łoczka na wierch wyszły , jak zobaczyła, że jej blogooś, nad którym spędziła mnóstwo czasu, włożyła kilogramy serca, runął w gruzach, ćwir, ćwir I tak sobie Ćwirka pomyślała jak wiele dla niej znaczy ten kawałek wirtualnego papierka, ćwir,ćwir. Zazwyczaj podlega bowiem tylko Ćwirka jednemu rodzajowi ekshibicjonizmu, cwir, ćwir. Daje się Ćwirka podglądać jedynie rażącemu w oczka księżycowi, który cieplutka nocką zagląda do okienka, ćwir,ćwir I tak się Ćwirka zastanawia skąd się w nas bierze taka potrzeba wyładowania wszystkiego co siedzi w najskrytszych zakamarkach naszych dusz, ćwir, ćwir Może to jest przykre, ćwir, ćwir, że nawet przyjaciołom nie chcemy powierzać tyle ćwir, ćwir. Fiuuu fiuuu bo Ćwirka już nie wspomni o szanownej rodzince, ćwir, ćwir.Chyba w grę wchodzi obawa przed niezrozumieniem, ćwir, ćwir, czy nie daj Boże ośmieszeniem.Tutaj, Ćwirka sobie tak myśli, że mniej boli taka konfrontacja, ćwir, ćwir. Anonimowość odgrywa dużą rolę, ćwir, ćwir, mniejsza odpowiedzialność za własne słowa i myśli, ćwir, ćwir. Generalnie tu się chyba łatwiej żyje, ćwir, ćwir. Łatwiej, ale nie do końca chyba jednak prawdziwie, ćwir, ćwir.

ani-mru-mru : :
wrz 20 2002 Ćwirki ćwierkanie i z leniuszkiem przebywanie...
Komentarze: 1

Wróbelkę Ćwirkę wrzuciły siły nieczyste z diabłem rogatym na czele do Frani, przeprały kuperek, po czym przeflancowały przez wyrzymaczkę, wydusiły przy tym wszelkie soki, następnie wymaglowały na gładziutko,ćwir, ćwir. I śmie się Ćwirka dziwić, że takowo własnie się zdechle z lekka czuje cały dzionek, a jak by szczerą Ćwirka chciałabyć to nie tylko dzionek. Poprzewracało się bowiem do góry łapkami, kołami, kopytami, zależy do czego by to nędzne ptasie życie porównać. Noc się z dzionkiem pomyrdała czy pomerdała się pisze, Ćwirka pewna nie jest. Ani ładu, ani składu tylko jedno wielkie bałagnisko, takie po byku, ćwir, cwir. Życie nieuporządkowane ma swoje niezmiernie barwne uroki szczególnie, że leniuszek towarzyszy i przewraca ćwirkę na łóżeczko do góry bzusiem, ewentualnie kuperkiem, zależy jaką Ćwirka pozycję zapragnie przyjąć i do nynania zagania uparcie. A Ćwirka się za zbytnio nie przeciwstawia, nawet łapką w oznace buntu tupac nie będzie i bynajmniej nie dlatego, że sąsiedzi śpią, ćwir, ćwir. Leniuszek słodki jest i przeganiać go nie należy, tym bardziej, że niedługo i tak zostanie zesłany na Sybir, przez takową instutucję, która to Ćwirkę usilnie wzywać będzie, ćwir, ćwir. Wtedy trza będzie tupac łapkami i zapierać o ścianę, jednak Ćwirka obawia się, że nie za wiele obydwie oznaki protestu dadzą, a poza tym to Ćwirka sama się tam pchała to teraz ma, ćwir, ćwir. Okiełznała wczoraj Ćwirka panią z dziekanatu i sama ślepkom własnym i uszętom zarazem uwierzyć nie mogła, gdy owa pani bez mrugnięcia okiem przyjęła dokumenty, które to Ćwirka przydreptała złożyć, a których ostatnim razem pani widzieć nie chciała, ćwir, ćwir. Widać wiaterek jej dobrze zawiał, zlitować się nad biedactwem postanowiła i chwała jej za to, ćwir, ćwir. Wóbelka zobaczyła na własne oczka pierwsze symptomy budzenia sie do życiorka roku akademickiego, ćwir, cwir, coraz większy gwar na uczelni łażą, krzyczą, załatwiają i do nauki się powoli pryzzwyczajają, ćwir, ćwir. A co ważniejsze, remont zakończony i do dziekanatu Ćwirka mogła podryptać, czy podreptać drogą w miarę normalną, a bynajmniej już nei dookoła i przez zafajdane folie, chroniące podłogę przed mokrymi od farby pedzlami panów z ekipy remontowej, ćwir, ćwir A co do leniuszka słodkiego to dziś Ćwirka przyćmiła z lekka jego rozmiary  bzusiem pana pracusia, który od czasu do czasu ocknie się ze stanu hibernacji, w jakiej to przeważnie się znajduje i wywrze na Ćwirce presję zrobienia czegokolwiek, ćwir, ćwir. Dziś za sprawa pana pracusia właśnie Ćwirka posprzątała w szafie i szafce z ubraniami, ćwir, ćwir, wywaliła wszystko siuuupp, ćwir, ćwir na podłogę i składala po koleji a brudasy do prania, ćwir, ćwir. Fiuuu fiuuu aż Ćwirka sama z siebie dumna:oP W każdym razie  w ćwirczych szafkach istnieje od dziś szansa znalezienia czegokolwiek, ćwir, ćwir. Ćwirka się tylko zastanawia na jak długo:oPZamierza tez Ćwirka zakasać rękawki, a raczej zbudzić z nynania swoje szare komóreczki, ćwir, ćwir, i zmusić je do nauki angielskiego, bo 27-ego test, ćwir, ćwir.Fiu, fiu no i jeszcze się Ćwirka zastanawia na jaki jezyk drugi ma się zapisać. I tak Ćwirka wybiera między francuskim a włoskim , ćwir, ćwir. Trudne decyzje to niestety nei należa do ćwirczych specjalności. Postara się Ćwirka w tej kwestii zasięgnąć języka u osóbek mądrzejszych, w każdym razie bardziej od Ćwirki obeznanych, ćwir, ćwir. Fiuuu, fiuuu ale już leniuszek klepie Ćwirkę w ramionko, zamyka oczka i każe iść nynać. Nio chyba Ćwirka się posłucha, cwir, ćwir....Aaaa kotki dwa, szarobure obydwa...yhm yhm, czy Ćwirka powiedziała kotki?:oP Te szczwane beste z ostrymi zębami i długimi pazurami?! brrrrr....nigdy!:oP

ani-mru-mru : :