Komentarze: 1
-Agata, zwlecz się z tego łóżka w końcu i pomóż mi go złapać, bo biedaczysko się zmarnuje.
-Co Ty mówisz, kto się zmarnuje, kogo mam łapać? -ledwo co otworzyłam oczy i jeszcze nie za bardzo dochodziły do mnie odgłosy z rzeczywistości.Ale jedno jest pewne. Byłam cholernie wściekła, ze mamuśka mnie budzi o ósmej rano. Zresztą zdziwiłam się, co ona robi na nogach o takiej porze, bo zazwyczaj to dla niej środek nocy.
-Taki mały jest i kolorowy i siedzi w kącie na parapecie a sama nie mogę sobie poradzić , żeby go złapać-powiedziała, ale mi dalej to niewiele mówiło.
-Mamo, mów spokojnie i powoli. Co jest kolorowe i małe i siedzi w kącie parapetu- podniosłam głowę z poduszki i zaczęłam proces racjonalnego(w miarę) myślenia. Jesli takowe w ogóle istnieje o ósmej rano. Ale ósma rano to czas , w którym miliony dzieciaków rozpoczyna codzienna edukacę, zatem czas chyba uznany za psychologów za odpowiedni do kreatywnego myślenia.
- No ptaszek wleciał.Było otwarte okno, ale tylko tak odrobinke i on przez tą szparę wleciał, a teraz nie może sobie poradzić. I Axel go terroryzuje...no wstawaj, pomożesz mi.- powiedziała. A ja przez chwilę pomyślałam, że to kolejny jej wybryk przez sen, ten z serii "klucze leżą na półce pod telefonem" kiedy to kilka ładnych lat temu jeszcze nie mieliśmy telefonu. Zanalizowałam sytuację i doszłam do wniosku, że aby dopisać zdarzenie do " lunatycznych przewidzeń mamy" powinnam je wcześniej poobserwować i zbadać wszystkie namacalne i widoczne objawy.
Zwlekłam się z łóżka i prawie, że na czworaka dowlekłam się do dużego pokoju. Faktycznie. W kącie na parapecie siedział taki mały i bardzo kolorowy, i strasznie śliczny, malutki ptaszek. Szybko i nerwowo trzepotał w panice skrzydełkami nie mogąc się stamtąd wydostać. Pod parapetem na dwóch łapach stał pies i próbował go dosiegnąć swoim czarnym jak węgiel nosem, obadać z pewnościa interesujący ruchomy obiekt, a następnie schrupać go szybko by nikt się nie zorientował a już na pewno byle szybciej, byle przed kotem. Starsznie przy tym ujadał. Nie wiem czemu, ale od razu ptaszek skojarzył mi się z wolnością. Nagle utraconą wolnością i z desperacją z jaką chcę się ją spowrotem odzyskać. Mała, kolorowa, śliczna wolność...
- Trzymaj psa, to po pierwsze, bo już mnie szlag na niego trafia, Ja złapię ptaszka przez tą firankę, a Ty otworzysz okno.- powiedziała.
-No dobra, spróbuje.- trzymałam Axela za kolczatke i mało co nie powbiłala bym sobie tych metalowych kolców w rękę.Strasznie się szarpał. Mama w tym czasie łapała ptaka. Nei dawał się. Trzepotał skrzydłami jakby obawiał się krzywdy z naszej strony. Pomyślałam, że my ludzie jetseśmy dla zwierząt tylko postrachem i wielkim zagrożeniem. Nawet wtedy, gdy chcemy im pomóc. To strasznie smutne.W końcu udało się go schwytać. Zestwiłam z parapety doniczki z kwiatkami i otworzyłam okno. Poleciał...znów stał się wolnością..