Archiwum 21 września 2002


wrz 21 2002 Pan Poeta
Komentarze: 2

Był słoneczny czerwcowy powszedni dzień. Jak zawsze o tej porze siedziałam z Anią w parku, tuż przy ogródku japońskim. Zawsze tam z nią przychodziłam, bo dobrze obydwie się tam czułyśmy. Zresztą to najpiękniejsze miejsce w Szczytnickim. Ania spała w wózeczku. Pamiętam, że rozłożyłam jej parasolkę nad główką, bo bardzo grzało słońce. Miała dżinsową sukieneczkę i kapelusik z takiego samego materiału. W ręku ściskała butelkę ze swoją ukochaną koperkową herbatką.Potrafiła wypić kilka butelek przez ten czas, gdy byłam z nią.Siedziałam na ławce i czytałam Wyborczą. Nie z przyjemności. Z obowiązku. Przygotowywałam się do egzaminu na dziennikarstwo. Byłam zanurzona w zupełnie innym świecie. Nie zwracałam szczególnej uwagi na to co działo się dookoła. Od czasu do czasu tylko wychylałam głowę spod gazety, gdy słyszałam krzyk i smiech, któregoś z dzieci z domu dziecka. Codziennie z opiekunkami przychodziły tam na spacer. Bacznie wpatrywały się w wodę strumienia wyszukując największą rybę. Było mi ich żal. Slyszałam też odgłos piły ćwiartującej na kawałki pień drzewa, które kilka dni wcześniej przewróciło się na drugi brzeg strumienia tworząc naturalny most. Dobiegały też inne dźwięki natury, lecz wszystkie wtapiały się w świat opisywany w gazecie. Było miło.

- Przepraszam- usłyszałam męski głos

-Tak?- odparłam podnosząc lekko głowę znad gazety

-Ma pani ognia- powiedział pan wskazując na papierosa, którego trzymał w ręku

-Tak się składa, że nie palę, przykro mi

- Nie, to nic nie szkodzi, w każdym, razie dziekuję

Poszedł zapytać osoby siedzące na ławce obok. Dziwnie się czułam. Wiedziałam, że pomiędzy tymi wypowiadanymi zdaniami dziwnie mi się przyglądał. Miał około pięcdziesiątki. Posiwiałe lekko wąsy, już teraz nie pamiętam czy miał brodę. Chyba lekki trzydniowy zarost. Był jakby inny. Inny niż wszyscy. Pomyślałam, że musi być interesującym człowiekiem. Nagle zauważyłam,że idzie ponownie w moim kierunku.

-Przepraszam, że Panią tak zagaduję, błagam niech pani sobie tylko nie pomyśli, że mam jakies niecne zamiary względem pani, ale muszę powiedziec, że ma pani bardzo starannie wykonany makijaż

Szczerze mówiąc trochę się zmieszałam.

-Hmmm..dziękuję bardzo

- A córeczka taka słodka, ile ma latek

-Właśnie skończyła półtora roczku- powiedziałam, nie zwracając zupełnie uwagi na to, że nazwał Anię moją córka. Objaśnianie sytuacji, mogłoby być nader skomplikowane, więc postanowiłam się w to nie pakować.

-  Chyba musi być bardzo grzecznym dzieckiem, skoro tak ślicznie śpi na dworze. Wie pani z dziecmi to róznie bywa. Niektóre są takie nieznośne. Trudno je zagonić do spania.

-Nio tak,  z dziećmi to bywa różnie

-Oj, ale nietakt z mojej strony. Jeszcze się pani  nie przedstawiłem. Jestem poeta Janek od Krzyża-chwicił moja rękę i zaczął mnie cmokać.

-Mam na imię Agata, bardzo mi przyjemnie-powiedziałam przez zaciśnięte zęby.

-Jakby tak miała pani kawałek kartki, to dał bym bardzo chętnie pani dedykację. Tak na pamiątkę naszego spotkania.

Niestety nie miałam żadnej kartki. Ale pan Poeta przygotowany na wszystko. Wyciągnął z kieszeni zmiętoloną kartkę. Oderwał połowę i napisał: "Pani Agacie na pamiątkę wspólnego spotkania pod ogródkiem japońskim- poeta Janek od Krzyża"

-Proszę, niech mi pani obieca, że zachowa pani tę kartkę. Tak na pamiątke o mnie.

-Oczywiście, zatrzymam ją-powiedziałam za bardzo nie widząc w tym żadnego sensu.

- Powiem pani, oczywiście jeśli pani pozwoli, mój ulubiony wiersz.

-Alez oczywiście, będzie mi przyjemnie.

I zaczął mówić. Nie pamiętam z wiersza ani jednego słowa. Ani nawet pół. Zamiast zastanawiać się nad rzeczywistością kreśloną barwnymi epitetami przez pana Poetę, myślałam o całokształcie sytuacji jaka zaistniała. I o Nim. Było w nim cos takiego...co nie pozwalało mi o Nim pomyśleć jako o zwykłym brudnym, poszarpanym, zwykłym podrywaczu mizdrzącym się do każdej panienki, napotkanej na spacerze. Chyba fakt, że był poetą. Widziałam w Jego oczach taką wolność.Widziałam pasję. Inne, niezwyczajne podejście do świata. Swoimi oczami widział więcej niż ja. Liczył się z tym, ze bedzie na każdym kroku narażony na śmieszność ze strony ludzi. Wiedział, że oni i tak Go nie zrozumieją. Było mi GO trochę żal, z drugiej strony zazdrościłam....

Skończył mówić wiersz. Pożegnał się i odszedł w głąb parkowej alejki. A ja siedziałam dalej ściskając w ręku kartkę z dedykacją....

 

ani-mru-mru : :