Komentarze: 2
Jezusiczku złociutki zrób coś z tym, bo o pomstę do nieba woła!! Mój własny, jedyny, no, może nie rodzony, ale na własnym garnuszku wykarmiony KOT:oP PODGLĄDA MNIE W UBIKACJI!!!!!!!SKANDAL:oP
Jezusiczku złociutki zrób coś z tym, bo o pomstę do nieba woła!! Mój własny, jedyny, no, może nie rodzony, ale na własnym garnuszku wykarmiony KOT:oP PODGLĄDA MNIE W UBIKACJI!!!!!!!SKANDAL:oP
Gwałtownie, zupełnie niespodziewanie, z deczka sennie i jakoś tak szybko....rozpoczął się mój dzień. Dla niezorientowanych- 21 października, roku Pańskiego 2002:oP A toć wszystko bo...ZASPAŁAM...Aaaaaaaaaaaa:oP Otworzyłam oczątka wpół do dziesiątej, a miałam na 9.15. Jezusiczku. Hi hi. Spojrzałam na zegarek i panika. Wizja łaciny, która właśnie pszeszła mi koło noska i szczerze powiedziawszy smutna z tego powodu być nie mogę, tyle tylko, że jeszcze dwa razy taki wybryk i kolokwium absencyjne:oP Nic to, miejmy nadzieję, że się nie zdarzy. Planuję zakup budzika rozmiarów słoniowych z donośnym dzwonkiem:oP co by włosy na łepku mi stawały od jego donośnego dźwięku. Podniosłam głowę z poduszki, spojrzałam na zegarek, a może te dwie czynności odbyły się w odwrotnej kolejności, co do tego pewności nie mam, ze względu na swój powiedzmy, nie najlepszy stan psychiczno-fizyczny w tamtym czasie, i zrobiłam ruch, delikatnie mówiąc, rwąco- odkrywający, kołdre oczywiście. Boże, ale bredzę. Poleciałam do łazienki i właściwie to nie pamiętam co tam robiłam. Teraz wiem, że przydałoby się po prostu wsadzić łeb pod kran, może trochę ochłonęła bym. Wiem, na pewno, że oprócz czynności jakiś tam toaletowych, tak je nazwijmy, zciągnęłam spodnie z suszarki i pobiegłam włączyć w kuchni żelazko, żeby choć trochę je przeprasować. Poetyka zaczynała się dziesięć po dziesiątej, a była może dziewiąta trzydzieści pięć. Żelazko niezbyt roztropnie zostawiłam włączone bo pomyślałam, że w czasie gdy będzie się nagrzewać, zdąrzę zrobić jeszcze pare innych rzeczy. W taki oto sposób znów znalazłam się w łazience walcząc z fryzurą, następnie w szafie w poszukiwaniu bluzki, bluzy, lub po prostu czegoś na góre, oprócz bielizny oczywiście. W trakcie rozbierałam się a poszczególnymi częściami piżamy rzucałam gdzie popadnie, jak się potem okazało, jedna z nich wylądowała w klatce królika, ale nic to. Najgorzej było ze skarpetkami. W celu ich znalezienia wywaliłam wszystko z szafki na podłogę i deptałam przypadkowo po ciuchach, a sprzątnełam je dopiero po powrocie do domku. Boże. Potem było prasowanko za bardzo rozgrzanym żelazkiem, buty, kurtka, papierki, ksiązki, plecaczek i na uczelnie. Jezu. W dziesięć minut " przeleciałam", bo nie można tego nazwać przejsciem, z domku na Nankiera. Rekord świata, do księgi guinessa chcem:oP Wleciałam na wydział. Patrze na zegarek. Pięć po. A potem tylko takie wielkie "ufffff":oP
Raz, dwa, lewa...raz, dwa,lewa...
Przynieś, podaj, pozamiataj,zrób herbatkę i polataj -od pokoju do kuchenki, wsadź kurczaka do kuchenki,potem poskrob mnie za uszkiem i uważaj z tym dzbanuszkiem...
Raz, dwa, lewa...raz , dwa, lewa...
Wrzuć do pralki rzeczy brudne, co bym wyglądala schludnie, -spodnie, fraczek i kubraczek, skarpet, parę i serdaczek. Potem w kostkę poukladaj i na pólce nierozwalaj ...
Raz,dwa, lewa...raz,dwa...lewa...
Wesole jest życie z staruszką:oP
Północ. Godzinka duszków i innych stworków potworków o transcendentnej naturze. Godzinka, która łezkę z oczka mi wysysa:oPjak sobie pomyślę, że to właśnie o dwunastej spotkałam się pierwszy raz z Arturkiem. Sentymencik przeogromny serduszko rozrywa. Siędzę sobie samiutka jak paluszek i dumam co tam u Diabołka słychać. Jak mu w domciu jest i co porabia. Domek jest domkiem, a gdy przebywa się w nim średnio raz na dwa tygodnie nabiera chyba trochę innego wymiaru, implikuje z goła inne podejście i o nudę za pewne trudno. Piszę " za pewne", bo nigdy nie znajdowałam się w podobnej sytuacji i nie powiem, żebym do tego tęskniła. Odzywa się we mnie jednak instynkt domatorki i każde inne miejsca, choćby nie wiem jak przytulne i cieplutkie , choćbym spędzała w nim całe swoje życie, a przynajmniej większość, nie będzie tym, czym jest prawdziwy dom. Wszędzie dobzie, ale w domciu najlepiej i mówcie mi co chcecie. Dlatego też Arturek pewnie garściami łapie rodzinną atmosferkę i ani mu do łepka nie przyjdzie, żeby wspomnieć choć przez chwilę o mnie. Wina jednak usprawiedliwiona i jestem skłonna to wybaczyć. Tylko oby nie za często. :oP No i przecież siostrzyczki ma takie diabołki dwa, pewnie dają Mu popalić. Biedniutki ten Misiaku:o) A w tym tygodniu to szczególnie nie będzie miał z nimi spokoju. A sprawczynią tego, przyznaję się bez bicia, jestem osobiście i własnoręcznie ja i tylko ja. To przypuszczalny rezultat przeczytania przez Anetkę listu, jaki Jej wysłałam. Uzna mnie za schizofreniczke maniakalno-depresyjną piszącą o Aniołkach Garbatych, które organizują się w zwarte szeregi Zgromadzenia Nadzwyczajnego i uchwalają większością garbatkowych głosów dzień pełnej rozpusty, hulanki i swawoli 15 października.Hi hi. Agatka wyobraźnię to ma że ho ho. No przynajmniej jej zupełnego braku zarzucić absolutnie nie można. Siostrzyczki przypuszczalnie zamęczą Arturka setką pytań na mój temat, bo to podobno strasznie ciekawskie kreaturki. A niech się męczy Misiaku z nimi. Ja tam mam spokój, o!:oP Zatem siędzę tam sobie, dumam i dumam, choć juz powinnam zalegać we wyrku, bo juterko o wpół do dziewiątej rano( a swoją drogą, czy ktoś widział, żeby w niedziele o wpół do dziewiątej rano robić co innego niż spać) zostaję przypuszczalnie na śpiącego przetrabsportowana do babci i zmuszona do spędzenia tam całego dnia na robieniu herbaty, gotowaniu, noszeniu tabletek i zabawianiu prababci. Bo któż mógłby zostać z Nią, gdy rodzinka wybywa na weekend jak nie ja:oP Jakos damy radę. Obłożę się oczywiście zapewne książkami i pomiędzy jednym wyjściem prababci do toalety, a drugim, będę wgłębiać się w ideologię " Żalów Matki Boskiej pod Krzyżem":oP Oprócz obecnego dumania nad dniem jutrzejszym i moim kochaniem, nockę spędzma również nad czytaniem kolejnego maila od mojego najkochańszego S3kvirka. Gdyby nie On, byłoby jakoś tak inaczej. W każdym razie nie za ciekawie, Brakuje mi naszych rozmów, które wcześniej miały miejsce codziennie.Jest w nim coś takiego, co naprawdę trudno jest opisać, scharakteryzować. Ale top "coś" jest takie tajemnicze i przyciągające. Jeśli istnieją przyjaciele na necie to On jest moim jedynym netowym przyjacielem:o)I zrobię wszystko by tak łatwo Go nie stracić. S3kvirku-fajniutko, że jesteś. Dzięki:o)* Niom teraz już mam spokojną duszyczkę. Wywaliłam wszystko co mi tam gdzieś głęboko tkwiło, zatem moge zatopić się w cieplutkie i najkochańsze objęcia Morfeuszka:oP
Miałam straszny sen.
-Halo, Agata?- usłyszałam w słuchawce głos mojego ojca, z którym nie rozmawiałam parę lat. Skąd się tam wziął, dlaczego dzwoni, przypomniał sobie, że ma dzieci? Po cholerę. Dobrze mi tak jak jest.To była moja pierwsza myśl.
-No Agata, słucham...- powiedziałam niepewnie.
- Mama....ona....mama miała wypadek samochodowy godzinę temu. Zabrali ją do Konstancina. Marne szanse, że przeżyje....
Rozmowa implikowała kolejne wydarzenia, ale przede wszystkim odczucia. Życie w jednej sekundzie runęło mi jak domek z kart. Nie miałam łez, nie miałam sił, odwagi by powiedzieć o tym Mośce. Samej nie chciało mi się żyć. Totalna panika. Rozpacz. Histeria.
Potem skojarzyło mi się pewne wydarzenie. Tym razem już z rzeczywistości.
Mama wsiadała do samochodu pod domem. Jechała do Centrum Onkologii w Warszawie. To było jakieś kilka miesięcy po operacji. A ojciec stanął przy otwartych drzwiach i powiedział:
-Obyś już nigdy nie wróciła...