Najnowsze wpisy, strona 70


sie 07 2002 Thorn as an Angel of feelings
Komentarze: 10

She sleeps on the palace of red rose innocence

Little beauty angel of feelings grows deep inside her soul

He touchs her mind by large wings so hot and so cold

Her heart sing like an April breeze on the wings of spring

The angel in cold blood hurts her soul by his wing's edge

She blews, she cries, she shouts with pain...

And she dreams that soon will be  a day when her blood makes her quiet shout for joy

That she could say: I am suffer but it's for my love...

                              (sorry for that)

ani-mru-mru : :
sie 06 2002 Too lazy for ur love
Komentarze: 15

"Why do people feel that they need to stir up controversy, and look for drama? I mean hello, doesnt enough drama exist in this world without going and looking for it? Maybe certian people should keep their minds on their own situations before inserting their 2 gr into others peoples business, it's really not that difficult.....It is hard to say how i am feel and what i am traying to do if somebody still trying tells me what i should do, what i should look like. Common...it is just my own life...It is all fuckin shitt...My own fuckin shitt and nobody sholud cares about that.Wait a minute... Didn't i tell u that i don't wan't urs advices??Common...Why are u trying do everthing for me if i don't want nothing from u."***Somtimes on my mind is that voice...This voice is terrible, i am still trying to escape, but i wanna stay by  yours advice...Advices which gives me small hope..I wanna thanks that u don't want appear, that u still staring at me, and that u take a trouble to open your mouth and tell something to my stupid brain...Why i didn't want  appreciate? Am too lazy? I am lazy for your love...I can't invite u to my heart, and i am still trying explain why. I wanna apologise for my life...Mum

ani-mru-mru : :
sie 05 2002 Kruszynka
Komentarze: 3

Nie znam powodu dla którego zdobyłam się na tak osobiste ze wszech miar zwierzenie. Takie  najgłębszych i najbardziej przepełnionych miłością zakamarków mojego serca.Z głębin do których mało kto dociera bo na ich straży stoi mój umysł i ksztyna racjonalizmu,jego najmniejszy okruszek. To co we mnie jeszcze zostało. Chyba tylko jednej osobie do tej pory to powiedziełam, którą uznałam za najbliższą mi, choć świat mógłby powiedzieć, że za szybko stała się mi na tyle bliska i zupełnie bezpodstawnie. Tylko, że ja to czuję...Znów to serce...Chodzi o to, że bardzo chciałabym mieć dziecko. Nie umiem sobie przetłumaczyć, że narazie to nierealne, a raczej nie nierealne tylko " nie powinno" się wydarzyć. A dlaczego nie powinno? Sama nie wiem. To ta okruszyna racjonalizmu, ale też serce. Bo muszę być tego pewna w stu procentach. A raczej pewna nie samego tego faktu tylko drugiej osoby. Jeszcze czas. Ale jest we mnie taka miłość.Bardzo silna. Nie umiem przetłumaczyć jej, że jeszcze nie pora... Miłość macierzyńska. Instynkt. Chciałabym w końcu móc go uzewnęrznić. Płaczę gdy o tym myślę. Strasznie mnie to wzrusza. Malutkie paluszki, które chciałabym całować dzień i noc. Ślicznej główka, rączki, nóżki, malutki rumiany nosek i polisie, uszka, cieplutki brzusio,bijące cichutko serduszko... Ta niewinność, ta delikatność i kruchość. Malutki motylek nieporadny i zależny od świata. Malutka kruszynka stworzona by ją kochać. By o nią dbać, martwić się, przytulać, całować, by  znią być i dla niej żyć. Malutki sensik życia. Malutki a zarazem ten największy. I poczucie spełnienia, poczucie bycia potrzebnym komuś...Ta czystość i zapach oliwek. Kocham go. Ta potrzeba eliminuje z mojej świadomości wszelką myśl o strasznej odpowiedzialności o obowiązkach, jakie wiążą się z kruszynką. Boję się więc, że mogłabym temu nie sprostać. Boję się realności. Spotkania  z rzeczywistością. Boję się, że to jest takie piękne tylko w mojej głowie, w tych snach...To dla mnie największy cud natury. Cud Szefuncia, Najwyższego. Spisał się. Cud narodzin. Można dać komuś życie. Można nosić pod serduszkiem takiego malutkiego szkraba, a potem uczyć go życia. Kształtować jego osobowość. Pzryjmuje to dla mnie jakąś niesamowitą meafizyczną wartość. To nie jest dla mnie cielesność. To cud. Ciekawe jak długo przyjdzie mi jeszcze na niego poczekać. A może nigdy się nie zdarzy... Dla dziecka mogłabym zrobić wszystko. Oddać życie. Stawić czoła bólowi. Nie boję się tego.Nie boję się bólu fizycznego. Wiem, że musiałabym poświęcić mój wegetarianizm. Zrezygnować. Wiem, że to dla mnie duże wyrzeczenie. Bo nie potrafię jeść mięsa. I fakt, że to mogło by zaważyć na zdrowiu dziecka sprawia, że rzuciła bym to. Ale czy to wiele...Mogłabym dawać mu więcej i więcej...całą siebie... Prawda jest taka, że ja już kocham to dziecko. Kocham kogoś kogo nie ma...Jeszcze nie...

ani-mru-mru : :
sie 04 2002 To samo drzewo, tylko jakieś inne..
Komentarze: 4

Był sobie dzień.kolejny, niezauważany, taki jak wszystkie podczas mojego nędznego życia. Taki w którym dzieje się wiele a zarazem nic. Odmierzany przez godziny, minuty, sekundy, dziesiąte i setne tych sekund. Przez te same wskazówki starego, wysłużonego już zegara.Ptaki śpiewały takimi samymi głosami, trzepocząc przy tym tymi samymi skrzydełkami. Wiatr dudnił tym samym tembrem, a momentami powiewał leciutko i był dla mnie ochłodą. Studził moje czerwone policzki, moje zmęczone nogi...Te same chmury błękitnookie na rozległym tym samym niebie.Te same szare kamienie na piaszczystej drodze, o tak bardzo ostrych tych samych krawędziach, które czułam na swoich nogach jakby kaleczyły mi skórę, choć przeciez nawet jej nie dotykały..Te same tumany kurzu, które zasłaniały widok. Te same kłosy zbóż, ten sam ich pszeniczny kolor. Ten sam...Ja szłam. Wśród tych samych zielonych i tych pożółkłych traw, tą samą drogą z tymi samymi ludzmi i  ztym samym biciem serca...

I było to drzewo na postoju.To samo drzewo. Identyczne jakich w swoim ziemskim życiu dotychczasowym widziałam tysiące, miliony, biliony. Sama nie wiem ile. Olbrzymie.Leżałam na trawie, więc widziałam go od dołu dokładnie. Pień, potężny masywny, pokryty grubą brązową, miejscami zazieleniona  pomarszczoną korą, która błyszczała w promieniach tego sierpniowego słońca. Na dole szerszy, a wraz z biegiem mojego wzroku ku górze stawal się coraz smuklejszy, bardziej dostojny. Konary rozłożyste, szerokie, niezmiernie szerokie z  wieloma odgałęzieniami. Jakby ramiona przygarniające wszystki strudzone podróżą ptaki. Liście powiewały lekko na wietrze i błyszczały zielenią na słońcu. Kontarstowały z błękitem nieba. To drzewo było takie piękne. Cudowne. Nie mogłam się napatrzeć. Nie chciałam przestać się w nie wpatrywać. Chciałam całą sobą chłonąc jego piękno. Ten cud. Trudno wyrazić słowami tego co wtedy czułam. Uczucia niekiedy niełatwo ubrać w słowa i to tak, żęby być zrozumianym. Chyba tylko ja do końca wytłumaczyłam sobie tę tajemnicę. Zastanawiałam się nad cudem natury, nad jej misterną pracą by takie cudo powstało, a może nad zdolnościami Najwyższego. I zastanawiałam się nad swoją głupotą. Bezdenną ludzką głupotą. Jak można było takiego piękna nie zauważyć wcześniej. Jak można było nie cieszyć się nią. Nie rozkoszować. No jak? Dlaczego byłam tak ślepa. Przechodziłam codziennie ulicą one były. Szłam do szkoły- były. Szłam się upić- były.Szłam do kościoła- one ciągle tam były. Gdy tęskniłam, były, gdy płakałam były, gdy się śmiałam też były. Wtedy gdy szłam, nie miałam nic. Jedzenia, ubrania. Tylko nędzne wytarte spodnie rozczłapane buty, butelkę wody, która udało mi się gdzieś po drodze zdobyć. Ale miałam serce. Miałam pokorę. Miałam miłość ludzi. Pomocną dłoń. Wtedy umiałam dziękować za uśmiech... To drzewo nauczyło mnie kochać. Prostą miłością na miarę prostego człowieka. Bo miłość nie musi być skomplikowana aby była piękna. Jej czar tkwi  w prostocie. To drzewo nauczyło mnie patrzeć i widzieć. Wcześniej patrzyłam, ale nie widziałam. Bo nie chciałam. Na codzień miałam wszystko. Dach nad głową, ciepłą poduszkę i kołdrę, chleb... Tego dnia nie miałam nic, ale miałam najwięcej. Byłam najbogatszym człowiekiem pod słońcem. Miałam cały świat.Miałam miłość bo otworzyłam na nią swoje serce. Bo dałam się pokochać  liściom, trawie, wodzie, powietrzu i ludziom.Zupełnie inna hierarchia wartości. Inne cele.Inny świat. Inny a zarazem przecież ten sam. On się nie zmienił. Zmieniłam się ja. Dostrzegłam jak bardzo gubiły mnie materialne rzeczy. Jak gubiła mnie chęć sukcesu , walka o przetrwanie o bycie najlepszym.Czy ja kiedykolwiek umiałam uśmiechać się do dziecka?Czy umiałam dziekować za uśmiech i dobre słowo, albo za to , że jest przy mnie ktoś?Czy umiałam patrzeć na wróbla skaczącego po chodniku jak piłka i pomyśleć " ale słodki"?.... Pamiętam, że wtedy płakałam...Nie mogłam się opanować i nie chciałam nikomu tłumaczyć dlaczego to robię. Bałam się, że mnie nie zrozumieją. Bo to nie jest normalne. Normalne dziś jest chamstwo, zazdrość, pogarda, kłótnia, rywalizacja, pieniądze. Nie ważne jest to co najważniejsze. Nie ważny jest człowiek. Nieważna jestem ja...i ty...Ważna jest Twoja i moja kieszeń..

ani-mru-mru : :
sie 03 2002 Tarot
Komentarze: 2

A dałam słowo...Obiecałam swojemu przebrzydłemu ego, że nie wezmę do ręki Tarota. Niech gnije w starej zakurzonej szkatułce na górnej półce szafy. Odkąd Anka wpadła pod ten cholerny  samochód. Ona przecież była u mnie kilka miesięcy wcześniej, powiedziałam jej o wypadku.Błagała mnie żebym powróżyła jej. Ja nie chciałam. Mówiłam, że się boję, a poza tym, przecież to bzdury.  Tak układały się karty...Mam poczucie winy, że to przeze mnie nie może teraz chodzić. Ale skąd mogłam wiedzieć. Skąd...

Nie ruszałam ich przez rok. Aż do dzisiaj. Nie wiem co za szatańska siła mnie pokusiła. Ale zrobiłam to.Wyjełam karty z tego cholernego pudełka i dalej już poszło. Jak kiedyś.Układ trójrzędowy. Pierwszy rząd to przeszłość. Na początek Królowa Kielichów.Niby uczciwa kobietka ofiarująca pomoc i wsparcie, jednak ma dwa oblicza...Tylko ja sama wiem kim była w moim życiu...Dziesiątka mieczy...bardziej optymistycznie. Miałam kłopoty zdrowotne, dużo strachu, dobry koniec. Hmm...moja noga..skręciłam kilka tygodni temu.Jest już ok.Piatka monet. Zakończenie kłopotów finansowych w związku z otrzymaniem oferty pracy, jednak na krótki okres.... Opiekowałam się małą Anią...Ósemka monet. Właściwie potwierdzenie tego o pracy i o tym , że moja sytuacja finansowa była  niezła w tym roku.Dalej..karta Arkanów Większych. Rydwan. Lecz w pozycji odwróconej. Problemy w życiu osobistym. Zachwianie wiay we własne możliwości.Rydwan pryzpomina o celu w życiu. Że takowy powinien zawsze być. Że trzeba się go trzymać. A kłopoty i zmartwienia będą zawsze, bo takie sa kolory tego życia. Szkoda tylko, że Rydwana nie było wtedy, gdy ja o tym zapomniałam...Rząd drugi. Teraźniejszość. Zaczyna się od Arcykapłanki w pozycji odwróconej. To kobieta, która ma w sobie nie tylko olbrzymią siłę i mądrość, ale także wiarę i cierpliwość. Ważnym punktem na tej karcie jest księżyc nad jej głową. Księżyc jest reflektorem Słońca, tak jak sumienie jest reflektorem życia ludzkiego. Ta karta pokazuje dwie strony życia ludzkiego. Dobrą i złą. A nasza intuicja jets odpowiedzialna z astronę, którą wybierzemy. Muszę więć słuchac swojej intuicji. Ale Arcykapłanka jest odwrócona więc w tym przypadku to kobieta, która swoją siłe i inteligencję wykorzystuje przeciwko mnie. Jest nerwowa i bezzastanowienia podejmuje decyzje. Myśli co innego i mówi co innego. Jest jakby podobna to Królowej Kielichów z przeszłości. Czyżby to ta sama kobieta?...Szóstka pałeczek.Pozycja odwrócona.Ta karta mówi o nieodpowiedzialnych przyjaciołach. Oni nie dotrzymują obietnicy. Czy ktoś ostatnio mi coś obiecywał?A poza tym co do wyjazdu...To może być niezbyt zadawalający...Walet Kielichów. Pozycja poprawna.Początki nowej miłości, a zakończenie starej. Osoba płci męskiej wyruszająca w podróż. Arturku to o Tobie i o mnie...Cztery Pałeczki. Pozycja poprawna. Mówi o tym, że zbliżające się święto przyniesie mi dużo zadowolenia i satysfakcji. Fajnie..24 tego mam urodziny...Na koniec teraźniejszości As monet. Ale  odwrócony. Jakaś kasa. Nieduża.No ostatnio wpadło trochę...Teraz pryzszłość...Karta Arkanów Większych czyli bardziej znacząca niż ta z Arkanów Mniejszych, a konkretnie Magik...Pozycja odwrócona.To bardzo fałszywy człowiek, który ma bardzo zły wpływ na mnie. Manipuluje by osiągnąć zyski.Zobaczymy. Po tej karcie nie mogę określić przyblióżnego czasu.As Pałeczek. Odwrócony to brak wiary w sukces. Mój brak pośiwęcenia może opóźnić sukces. Muszę być bardziej cierpliwa, muszę pozytywanie patrzeć na świat by osiądgnąć cel...Sprawiedliwość odwrócona. Znów Arkana Większe.To znów nieuczciwość, kłamstwo, kombinacje ze strony przyjaciół. I to cholerne plotkarstwo. Nie potrzeba noża, żeby zabic człowieka. Czasem wystarczy słowo...Dziewiątka kielichów odwrócona. Potwierdzenie znaczenia poprzedniej karty. To ostrzeżenie przed kłamstwem lub oszustwem i plotkami. Znów.Ostatnia karta. Czwórka kielichów. Pozycja odwrócona.Nowe sposoby na stare problemy... A więc happy end...

ani-mru-mru : :