Był sobie dzień.kolejny, niezauważany, taki jak wszystkie podczas mojego nędznego życia. Taki w którym dzieje się wiele a zarazem nic. Odmierzany przez godziny, minuty, sekundy, dziesiąte i setne tych sekund. Przez te same wskazówki starego, wysłużonego już zegara.Ptaki śpiewały takimi samymi głosami, trzepocząc przy tym tymi samymi skrzydełkami. Wiatr dudnił tym samym tembrem, a momentami powiewał leciutko i był dla mnie ochłodą. Studził moje czerwone policzki, moje zmęczone nogi...Te same chmury błękitnookie na rozległym tym samym niebie.Te same szare kamienie na piaszczystej drodze, o tak bardzo ostrych tych samych krawędziach, które czułam na swoich nogach jakby kaleczyły mi skórę, choć przeciez nawet jej nie dotykały..Te same tumany kurzu, które zasłaniały widok. Te same kłosy zbóż, ten sam ich pszeniczny kolor. Ten sam...Ja szłam. Wśród tych samych zielonych i tych pożółkłych traw, tą samą drogą z tymi samymi ludzmi i ztym samym biciem serca...
I było to drzewo na postoju.To samo drzewo. Identyczne jakich w swoim ziemskim życiu dotychczasowym widziałam tysiące, miliony, biliony. Sama nie wiem ile. Olbrzymie.Leżałam na trawie, więc widziałam go od dołu dokładnie. Pień, potężny masywny, pokryty grubą brązową, miejscami zazieleniona pomarszczoną korą, która błyszczała w promieniach tego sierpniowego słońca. Na dole szerszy, a wraz z biegiem mojego wzroku ku górze stawal się coraz smuklejszy, bardziej dostojny. Konary rozłożyste, szerokie, niezmiernie szerokie z wieloma odgałęzieniami. Jakby ramiona przygarniające wszystki strudzone podróżą ptaki. Liście powiewały lekko na wietrze i błyszczały zielenią na słońcu. Kontarstowały z błękitem nieba. To drzewo było takie piękne. Cudowne. Nie mogłam się napatrzeć. Nie chciałam przestać się w nie wpatrywać. Chciałam całą sobą chłonąc jego piękno. Ten cud. Trudno wyrazić słowami tego co wtedy czułam. Uczucia niekiedy niełatwo ubrać w słowa i to tak, żęby być zrozumianym. Chyba tylko ja do końca wytłumaczyłam sobie tę tajemnicę. Zastanawiałam się nad cudem natury, nad jej misterną pracą by takie cudo powstało, a może nad zdolnościami Najwyższego. I zastanawiałam się nad swoją głupotą. Bezdenną ludzką głupotą. Jak można było takiego piękna nie zauważyć wcześniej. Jak można było nie cieszyć się nią. Nie rozkoszować. No jak? Dlaczego byłam tak ślepa. Przechodziłam codziennie ulicą one były. Szłam do szkoły- były. Szłam się upić- były.Szłam do kościoła- one ciągle tam były. Gdy tęskniłam, były, gdy płakałam były, gdy się śmiałam też były. Wtedy gdy szłam, nie miałam nic. Jedzenia, ubrania. Tylko nędzne wytarte spodnie rozczłapane buty, butelkę wody, która udało mi się gdzieś po drodze zdobyć. Ale miałam serce. Miałam pokorę. Miałam miłość ludzi. Pomocną dłoń. Wtedy umiałam dziękować za uśmiech... To drzewo nauczyło mnie kochać. Prostą miłością na miarę prostego człowieka. Bo miłość nie musi być skomplikowana aby była piękna. Jej czar tkwi w prostocie. To drzewo nauczyło mnie patrzeć i widzieć. Wcześniej patrzyłam, ale nie widziałam. Bo nie chciałam. Na codzień miałam wszystko. Dach nad głową, ciepłą poduszkę i kołdrę, chleb... Tego dnia nie miałam nic, ale miałam najwięcej. Byłam najbogatszym człowiekiem pod słońcem. Miałam cały świat.Miałam miłość bo otworzyłam na nią swoje serce. Bo dałam się pokochać liściom, trawie, wodzie, powietrzu i ludziom.Zupełnie inna hierarchia wartości. Inne cele.Inny świat. Inny a zarazem przecież ten sam. On się nie zmienił. Zmieniłam się ja. Dostrzegłam jak bardzo gubiły mnie materialne rzeczy. Jak gubiła mnie chęć sukcesu , walka o przetrwanie o bycie najlepszym.Czy ja kiedykolwiek umiałam uśmiechać się do dziecka?Czy umiałam dziekować za uśmiech i dobre słowo, albo za to , że jest przy mnie ktoś?Czy umiałam patrzeć na wróbla skaczącego po chodniku jak piłka i pomyśleć " ale słodki"?.... Pamiętam, że wtedy płakałam...Nie mogłam się opanować i nie chciałam nikomu tłumaczyć dlaczego to robię. Bałam się, że mnie nie zrozumieją. Bo to nie jest normalne. Normalne dziś jest chamstwo, zazdrość, pogarda, kłótnia, rywalizacja, pieniądze. Nie ważne jest to co najważniejsze. Nie ważny jest człowiek. Nieważna jestem ja...i ty...Ważna jest Twoja i moja kieszeń..