Archiwum grudzień 2002, strona 2


gru 23 2002 Przeszywająca cisza opatulonej snem nocy...
Komentarze: 3

Łatwiej byłoby przecisnąć wielbłąda przez ucho igielne, niż moją tęsknotę przez jaskinie niedźwiedzia.

 

ani-mru-mru : :
gru 22 2002 Złote komentarze
Komentarze: 4

"Trener spojrzał na zegarek, żeby dać swoim podopiecznym ostatnie wskazówki" Łukasz Płuciennik (Canal +)

"Puścił Bąka lewą stroną" Dariusz Szpakowski

"Jadą. Caly peleton, kierownica koło kierownicy, pedał koło pedała"

"Można to wyczytać z wyrazu twarzy konia, gdy jest zbliżenie" Wojciech Mickunas (TVP)

"Mówię państwu, to jest naprawdę niezywkła dziewczyna. Dwie ostatnie noce spędziła poza wioską" Włodzimierz Szaranowicz (TVP) o Otylii Jędrzejczak

'Włodek Smolarek krąży jak elektron koło jądra Zbyszka Bońka" Dariusz Szpakowski (TVP)

"Pani Szewińska nie jest juz tak świeża w kroku, jak dawniej" Bohdan Tomaszewski

"Jeszcze trzy ruchy i Włoszka będzie szczęśliwa" Artur Szulc (TVP) o kajakarce Josefie Idem.

"Trzeba wybrać: uroda, albo sztanga. Pintusewicz wybrała tę drugą ewentualność" Marek Jóźwik (TVP)

"Bergkamp trafił bramką w słupek" Dariusz Szpakowski (TVP)

ani-mru-mru : :
gru 20 2002 Fatum
Komentarze: 4

Na stoliku z gramofonem stala lampka nocna i karafka z whisky. Tuż obok spoczywał nóż do otwierania kopert, wdzierania się w listy, razem z pieczęcią herbową przedstawiającą dzika ze skrzyżowanymi szablami. Na podłodze leżały porozdziewane kobiety. Wśród nich stał krzywo śmiejący się szatan i oko boże spoglądające na lodówkę pełnią bananów i murzyńskich twarzy.

Taki obraz miał w domu Andrzej i jeszcze kupę tatuaży różnego rodzaju, ale przeważnie sprośnych: pajęczyna na czasce, rogi koło brwi i temu podobne świństwa. Andrzej wyszedł kiedyś na ulicę w poszukiwaniu zemsty za swoją patologię i nienawiść zaszczepioną od dziecka. Spotkał dwie kobiety w średnim wieku, rozkochane w pchanych przez nie wózkach. Zażądał pieniędzy grożąc ich nietykalności osobistej. Wystraszone niewiasty oprosiły o pomoc przechodniów, ale nie potrzeba nam herosów, więc jeśli nie ma na coś popytu to się tego nie produkuje. Zawołanie nie kusiło nikogo atrakcyjnością zdobycia uznania w oczach Boga, którego obrażał Andrzej. Więc sługus patologiiokradł i dotkliwie pobił kobiety. Tak się kończy ta historia, ale jak dobry twór kona sensacyjnego typu Rocky, ma swoją drugą część.Otóż Andrzej przechodził pewnego razu obok złotnika, gdzie przesiadują kibole. Jeden z nich miał właśnie miesiączkę i postanowił zostać Bożą Ręką, Płomieniem Gabriela tańczącym na grobach niesprawiedliwości i pychy tatuowania obscenicznego. Zatłukł Andrzeja na śmierć cegłą, którą miał w kieszeni, co ją ojcu Tadkowi murarzowi, podprowadził. I spojrzał Bóg na ziemię i powiedział, wielce niepewny swej wypowiedzi:

-Synu Tadka murarza, wybawicielu ludzkości, mścicielu nierządnic i pijanej wiary w klub, zostaniesz moim Archaniołem Gabrielem, nie dlatego, żeś najlepszy, lecz dlatego,że stawka za godzinę to 2.20 i inni wolą iść do Mc Donald'sa.

-Tak Ojcze- odrzekł kibol- niech stanie się wola Twoja jak onegdaj bywało, ale kurwa, wymordujmy najpierw postmodernistów, toż oni gorsi od Żydów.

-W porzo - odpowiedział Bóg, niepewny swej stylistyki.

MACIEJ CZUJKO

ani-mru-mru : :
gru 20 2002 Nie mam już sił na tęsknotę...
Komentarze: 4

Moje Kochanie dziś jedzie do domku. To będą najsmutniejsze Święta i Nowy Rok mojego życia. Znów muszę przyzwyczaić się do tęsknoty...polubić rozłąkę. Obiecałam, że nie będę płakać. Pytalam tylko : Czemu mnie zostawiasz?...Umrę bez Ciebie. ...oj Myszo, przeciez, nie zostawiam Cię... no, może tak na kilka chwil. Ale niedługo wróce. Myśl sobie tak, że każdego dnia jest bliżej do mojego powrotu. Pytalam, czy będzie za mną tęsknił, czy będzie pamiętał, że Go kocham, czy będzie myślał....Potwierdzenie jednak, w tym przypadku nie uspokoiło mnie. Zaczyna się pustka. Niby piękne dni, które możnaby było tak bosko wykorzystać, to jednak ja tu, On tam...daleko...Chyba się zapłaczę....

ani-mru-mru : :
gru 19 2002 Dróżki kalwaryjskie
Komentarze: 3

Miałam kiedyś to olbrzymie szczęście grać kilka koncertów z zespołem SKALDOWIE. Przesympatyczni, choć na pierwszy rzut oka i krótką rozmowę, niezywkle niedostępni bracia Jacek i Andrzej Zielińscy, Gabryśka, marudna córka Jacka (do końca życia nie zapomnę jak nie mogłam powstrzymać się od śmiechu na scenie, gdy ukradkiem spoglądałam na jej gustowne białe martensy i pomarańczowe spodnie), Boguś Jego sympatyczny syn i świetny gitarzysta i te oczka, które rozsyłał dziewczynom na prawo i lewo po koncertach i w trakcie. Ale chyba najmilej wspominam Janka Budziaszka, poskramiacza perkusji i przesympatycznego człowieka. Pełnego ciepła, dobra, tryskającego optymizmu, którym zarażal wszystkich dookoła i znakomicie rozladowywał sytuację, nawet  w tak stresujących momentach, albo gdy zwyczajnie wszyscy padaliśmy na noski ze zmęczenia, po kilkugodzinnym staniu na scenie. Aż mi się oczka śmieją, gdy przypomnę sobie, kiedy to za każdym razem gdy wdrapywaliśmy się przed ten tłum ludzi, klepał nas po ramieniu, przesympatycznie uśmiechał i zwyczajnie mówił, że wszystko będzie dobrze. Anioł, nie człowiek.Działał niezwykle uśmieżająco na moje skołatane  nerwy, zmęczenie i tremę. I wspominam również, wspólne ucztowanie po koncertach. Długie rozmowy. Zdezelowane pianino, za sceną, prawie, że nie do użytku, z którego Andrzej Zieliński i tak umiał wydobyć najpiękniejsze nuty choćby " Dróżek Kalwaryjskich".Góralskie Chopy, z którymi konie trza kraść. I te skrzypce, na które nie mogłam się napatrzeć. Na jednym z koncertów, na którym planowo nie miało nas być, gdyż śpiewali z gromadą rozwrzeszczanych dzieciaków, których to nieskutecznie próbował poskromić  dyrygent chóru, nie wytrzymaliśmy i oczywiście wylądowaliśmy ukryci na scenie za chmarą dzieciaków. Tak, że nie było nas widać, tylko słychać co jakiś. Piszczące góralskie okrzyki, i wyciągane góry w niektórych piosenkach, które dla dzieciaków byly nie do zapiewania. Potem zresztą Budziaszek po cichu szepnął nam na uszka, że uratowaliśmy koncert. Przynajmniej ze względu na jakieś A na górze.Az mi się łezka w oczku zakręciła, I te ich zabawne opowieści, prosto z życia..... I dziś właśnie natknęłam się na jedną z takich opowieści Janka Budziaszka. Brzmi ona mniej więcej tak:

Był kiedyś konkurs na odczycie Psalmu 23.
Aktor wyrecytował Psalm pełnym głosem i ani razu się nie zająknął.
Potem przyszła kolej na księdza staruszka, który drżącym głosem rozpoczął:
-Pan jest pasterzem moim...
Sędziowie przyznali nagrodę duchownemu.
Ksiądz rzekł do aktora:
- Przykro mi, że nie wygrałeś.
Aktor na to:
- Jest między nami istotna różnica:
- Ja znam Psalm, ty znasz Pasterza.

 

Poszperam...może znajdę jeszcze jakieś stare nuty...choć popatrze sobie...powspominam...

ani-mru-mru : :