Archiwum 19 grudnia 2002


gru 19 2002 Dróżki kalwaryjskie
Komentarze: 3

Miałam kiedyś to olbrzymie szczęście grać kilka koncertów z zespołem SKALDOWIE. Przesympatyczni, choć na pierwszy rzut oka i krótką rozmowę, niezywkle niedostępni bracia Jacek i Andrzej Zielińscy, Gabryśka, marudna córka Jacka (do końca życia nie zapomnę jak nie mogłam powstrzymać się od śmiechu na scenie, gdy ukradkiem spoglądałam na jej gustowne białe martensy i pomarańczowe spodnie), Boguś Jego sympatyczny syn i świetny gitarzysta i te oczka, które rozsyłał dziewczynom na prawo i lewo po koncertach i w trakcie. Ale chyba najmilej wspominam Janka Budziaszka, poskramiacza perkusji i przesympatycznego człowieka. Pełnego ciepła, dobra, tryskającego optymizmu, którym zarażal wszystkich dookoła i znakomicie rozladowywał sytuację, nawet  w tak stresujących momentach, albo gdy zwyczajnie wszyscy padaliśmy na noski ze zmęczenia, po kilkugodzinnym staniu na scenie. Aż mi się oczka śmieją, gdy przypomnę sobie, kiedy to za każdym razem gdy wdrapywaliśmy się przed ten tłum ludzi, klepał nas po ramieniu, przesympatycznie uśmiechał i zwyczajnie mówił, że wszystko będzie dobrze. Anioł, nie człowiek.Działał niezwykle uśmieżająco na moje skołatane  nerwy, zmęczenie i tremę. I wspominam również, wspólne ucztowanie po koncertach. Długie rozmowy. Zdezelowane pianino, za sceną, prawie, że nie do użytku, z którego Andrzej Zieliński i tak umiał wydobyć najpiękniejsze nuty choćby " Dróżek Kalwaryjskich".Góralskie Chopy, z którymi konie trza kraść. I te skrzypce, na które nie mogłam się napatrzeć. Na jednym z koncertów, na którym planowo nie miało nas być, gdyż śpiewali z gromadą rozwrzeszczanych dzieciaków, których to nieskutecznie próbował poskromić  dyrygent chóru, nie wytrzymaliśmy i oczywiście wylądowaliśmy ukryci na scenie za chmarą dzieciaków. Tak, że nie było nas widać, tylko słychać co jakiś. Piszczące góralskie okrzyki, i wyciągane góry w niektórych piosenkach, które dla dzieciaków byly nie do zapiewania. Potem zresztą Budziaszek po cichu szepnął nam na uszka, że uratowaliśmy koncert. Przynajmniej ze względu na jakieś A na górze.Az mi się łezka w oczku zakręciła, I te ich zabawne opowieści, prosto z życia..... I dziś właśnie natknęłam się na jedną z takich opowieści Janka Budziaszka. Brzmi ona mniej więcej tak:

Był kiedyś konkurs na odczycie Psalmu 23.
Aktor wyrecytował Psalm pełnym głosem i ani razu się nie zająknął.
Potem przyszła kolej na księdza staruszka, który drżącym głosem rozpoczął:
-Pan jest pasterzem moim...
Sędziowie przyznali nagrodę duchownemu.
Ksiądz rzekł do aktora:
- Przykro mi, że nie wygrałeś.
Aktor na to:
- Jest między nami istotna różnica:
- Ja znam Psalm, ty znasz Pasterza.

 

Poszperam...może znajdę jeszcze jakieś stare nuty...choć popatrze sobie...powspominam...

ani-mru-mru : :
gru 19 2002 Lalalala, ale miał brode bialusią:oP
Komentarze: 1

Hip hip huuuurrrreeejjjjjjjj:o))))))))))) jestem najszczęśliwszą osóbką pod słońcem. Spotkałam dziadziusia Świętego Mikołaja i dał mi tajną misję, przekazania prezentu dla mojego Miśka. Ale fajniuchny ten Mikołaj, i fajne prezenciory daje:o) Praktyczne, solidne, śliczniutkie i ode mnie oczywiście, czyli z miłością  w kieszonce:o) bo to coś kieszonek ma kilka hih a w jednej grosik na rozmnożenie i wcale nie jest to portfel:o) i jeszcze jedno coś ślicznie pachnie:o)mmmmmm bajecznie:o) babć tramwajar nie było na szczęście. Z pewnością natrafiłam na porę pomiędzy jedną turą wycieczki na cmentarze, bazary, ogródki,  a drugą. I karteczki świąteczne pofrunęły do kogo trzeba. Tylko pamiętajcie, żeby łapać, co by w błotku nie wylądowały:o) Nio teraz, to już tylko mogę zrobić takie wielkie uffffffffffffffffffffffffffff:o))) i jeszcze może kilka podskoczków do sufitu:o) ojććććććć moje łebsko:oP

ani-mru-mru : :
gru 19 2002 MF nie lubi babć tramwajar i bólu brzucha.Lubi...
Komentarze: 2

Jestem tylko maleńkim duszkiem z drobniutkim okruszkiem w ręku...No, tak tylko, że jeśli  chciałoby się być bardziej skrupulatnym i dokładnym to, maleńkim duszkiem z drobniutkim okruszkiem w ręku i z wielgaśnym, ognistym, brzucholem, kłębuchem bólu. Koszmar nad koszmary, gdy nadchodzący dzień, który jeszcze o noc wcześniej był spodziewany jako radosny i udany wraz  z otworzeniem ślepek i obadaniem sytuacji, czyt. przewróceniem się  z boku na bok, bo to wystarczy, okazuje się być jednym wielkim bólem. Chodzące nietykadło ze mnie. Nie ruszać, nie tykać, nie mówić, nie dychać, od czasu od czasu tylko z ukradka spoglądać czy żyje. Rozporządzenie na dziś dla wszystkich będących  w moim towarzysztwie, czy po prostu w pobliżu. Babcie tramwajary dziś bitwa! Radzę delikatnie nie podchodzić mi pod kopyta, ani nawet stawać w polu widzenia. Z chęcią nie wyściubiałabym nochala zza drzwi, ale muszem się wyturlać na miasto. O wykładzie z historii lit. nie ma mowy, bo nie wysiedzę w tym drewnianych, rozeschniętych przedpotopowych ławkach. Biada potencjalnym współsiedzącym. Dziś okaże im litość. Tylko babć tramwajarek nie zdzierźe nigdy w życiu. Mój Diabołek dziś również w strefie zagrożenia, ale jest pod specjalną ochroną, bo mam świadomość,  że tylko Jego łapki mogą mi w jakiś sposób pomóc. Straszniuchno cieplusie są i takie kochane, że hej. Lek na każde zło.Pomisia, podiabełkuje odrobinke i dobrze będzie. Dzieci nie słuchać, co plotę.Demoralizacja postępuje szybko i niepostrzeżenie. Trochę potulnieję, gdy popatrze na nowe drzewo, które wyrosło w naszym pokoju. Strasznie wielgachne i szczerze powiedziawszy to wtrążoliło się bez pytania i jeszcze płacić za siebie kazało. Trza jednak wybaczyć, bo jest tak piękne, że aż nierealne. No cena też jak dla mnie nierealna, bo przyznać się trzeba, że kosztowało około 4 razy więcej niż inne drzewka. Damulka, cała złotem ocieka. Nos trzyma zadarty pod sufit, i jaśnieje słonecznym blaskiem. Ślicznotka. W tym miejscu przydałoby się ostrzeżenie. NIGDY NIE MÓWIĆ RODZICOM, ŻE CHOINKA SIĘ PALI, nawet mając na myśli jej piekne swiatełka. Bo rodzice mają to do siebie, że są gotowi wzywać STRAŻ POŻARNĄ. Jak to mamusia Dominika P. vel. PeeeNeeeC encepence, w kórej ręce. Proszę strażaków o ugaszenie, mojego rozżażonego brzuchola, jeśli już...Życzcie mi udanych zakupów, potulnych babć tramwajar, i niechodzenia po ścianach z bólu. Dobrego dnia. 

 

I jeszcze jedno. Jako, że od dawna mam problem z przyklejeniem komórki do tyłeczka i zwyczajnie, żyjemy każda własnym życiem, osobnika, który dryndał do mnie razy dwa, proszę o jeszcze jeden raz. Postaram się być  w pobliżu:oP

ani-mru-mru : :
gru 19 2002 A połamcie sobie jęzorki, cholery:oP
Komentarze: 4

Bezogonkowa transkrypcja felietoniku Szcepkowskiej. Prawda, że sympatycznie wygląda?:opa ile sie nad tym namęczyłam:oP ojoj

 

 

muzyka drewńianego pudua byua  iedynym ięzyk’em / ktury moe

  opow’eέeć to / co śe έeie d·okoua / es / pracowaua nat v’oloneloũ iak

drval / iak koval / iei prava reηka byua istotoũ  iakby odrembnoũ ot

 drobnego ćaua / stanowo / besvzglendńe / s ńebyvauoũ śiuoũ

egzekfovaua ot instrumentu sfoioũ m/uzyke/ ńex pańi  zaeka/ pan v’eśo

pokonyvau krencone sxody / a ia stauam ńećerpl’iv’e pąet sfoim’i dv’am’i

/ ekaionc aą mui stary sąs’at dob’egńe do mńe i iak f kadoũ środe pov’e

 / ńe byua pańi/ ńe byuam / ąkoda / graua iak ańioũ / ieden vdex na cauy

koncert vystary / tak tąyma / n’estety ńe moguam pąyiść / m’auam

 gośc’i / rozum’em / iak beńέe nastempny koncert postaram śe znovu o

zaproąen’e / pan v’eśo sxoέi po sxodax ze zv’eąonoũ guovoũ / k’edyś /

 barзo davno byuam na koncerc’e s/ pam’entam/ e veąua na scene tak

c’ixo iakby xoέiuo o pąestav’en’e mikrofony/ albo zgaąen’e śf’atua/ potem

uśadua i zasuon’iua śe v’iolonelou/ coś tam pąy ńiei poprav’iua/ coś

 pąyćisneua ioũ do śieb’e / zamkneua oy i v’iolonela znalazua śe f

centrum śf’iata / publ’iność/ ktura vypeuńiaua sale/ ul’ice m’iasta/ grańice

państf/ kontynenty/ to fąystko istniauo tylko po to/ eby otaać drobnoũ

kob’iete pąytulonoũ do v’iolonel’i/ muzyka drevńianego pudua byua

iedynym ięzyk’em/ ktury moe opov’eέeć to/ co śe έeie d·okoua/ es/

pracovaua nat v’ioloneloũ iak drval / iak koval/ iei prava reŋka byua iakby

istotoũ odrembnoũ ot drobnego ćiaua/ stanofo besbzglendńe/ s

 ńebyvauoũ śiuoũ egzekfovaua ot instrumentu sfoioũ m/uzyke/ k’edy es/

odervaua smyek ot v’iolonel’i sala pąes du·ąy as m’ilaua/ dop’iero

po xf’il’i ńemego zaxfytu ovacie trfauy tak duugo/ aą artystka daua śie

uprośić i pąeduuyua as f i·nym vym’ae/ to fąystko byuo barЗo davno/

tam zreątou/ na tym koncerće/ zobayuam pana v’eśa/ moiego sąśiada/

ktury, iak śe okazauo iest b’ileterem/ vym’eńil’iśmy uśm’iexy/ zaxfyty i

 zapevńeńia/ e na nastempny koncert es/ teą pąyide/ i ot tego dńia pan

 v’eśo zav’adam’a mńie o kadei daćie vystempu es/ no tak/ale ia po

prostu ńe mam asu/ bo to navet iuą ńe xoέi o te dv’e goέiny na  samei

sal’i koncertovei/ pąećieą tam ńe mona fpaść s tego cauego zam’eąańia

komurkovo/faksovo/imejlovego/ eby xysuuxać es muśiauabym m’eć tyle

samo ąasu na vyćiąeńe śie/ ile na koncert/ atak śie vuaśńe ńefortu·nńe

skuada/e te koncerty pąypadaioũ na dńi/ k’edy muąe być tam/gέe być

muąe/ inaei zaval’i śie cauy misterny uańcux spraf nat kturym’i pracuie

zbyt ćięąko/eby ie zńiąyć/ s povodu iednego v’ieoru/ no dobe/ navet

ieel’i ńe zafąe koncert pąypada na tak’i vuaśńe έeń / to iest akurat

iedyny volny v’ieur po tak’ix dńiax/k’edy leonc bezvolńe na kanap’e v’iЗe

 pąet soboũ zaproąeńe na koncert es/ xćiauabym/ buk mi śfiatk’em/e

xćiauabym/ śie zerxać/ ubrać/vuoyć buty/ale ńe mam śiuy/ zamykam

oy i zasyp’am / muv’onc do śieb’e ule/ e pąećieą mam pravo do k’ilku

goέin nicńerob’eńia/ e pąećieą taka es ma tak’e xfile na pevno/ teą ńe xce

śie iei vyiść s domu po serii koncertuf/dokonaua v’iele i ma do tego pravo/

a ia teą xce dokonać v’iele/ no vuaśńe/ ieel’i mam być ąera/to naixentńei

   poąuabym na koncert es dop’ero ftedy/ k’edy dokonam/ bo pravde

 muwionc m’imo oyv’istei roskoąy dla duxa to dla newrvuf fcale ńe iest

dobe/ śieέeć i patąeć na kogoś kto tyle dokonau/ i myśleć/e samemu śie

ieąe tyle ńe dokonauo/ dla nwrvuf to iest po prostu mearńia/ a ia ńe

moge śie tak denervować skoro mam tyle ieąe dokonać/ iestem pevna/e

es teą śie ńe stresuie oglondańem cuЗyx sukcesuf/ izoluioũ  ioũ od tego/

na pevno/inaei ńe zapanovauaby nat pravoũ reŋkoũ/ i iak/lezonc

besvolńe na kanap'e/ myśle sob’e/ e ńe pov’i·nam iść na ten koncert dla

dobra samei es/po co ona ma vyuvać a pravέivy artysta to vyuva/ e na

sal’i śieέi ktoś ńexetny/ ktoś kto z kadoũ m’inutoũ iest coraz barέei

pąeraony/e tak mauo dokonau/ im es benέe p’enkńei graua/ tym goei

dla ńiei w grunćie ey/ia napravde poέiv’am i ąanuie es/ale ńe

 ukryvam/e uie w sob’e na tle śilny potenciau/ eby pąy wytenonei

pracy mńie teą tak poέiv’ano/ v’enc ja muąe śie zaiońc vuasnym’i

spravam’i/ a ńe xoέić na yieś vystempy/ ia sob’e po prostu ńe mogę na

tak’i luksus pozvol’ić/ a ąkoda/bo podobno es rozvineua śie ieąe ot asu

tamtego koncertu/podobno od dvux sezonuf śiada z zamkńentym’i oam’i i

 gra tak/e potem pąes goέine ńe mona doiść do śeb’ie/ v’em to od pana

 v’eśia/ zafąe stoi f dv’ia i suuxa/ nikomu f tym ńe pąeąkaЗa/ nikt ńe ma

pretensii/e dv’i soũ otfarte/ iuą ot v’elu lat es gra do pustyx sal/

                                            ˆ            ˆ     

ani-mru-mru : :