Archiwum lipiec 2003, strona 4


lip 05 2003 "Pobuszuj drzewa te trochę"- zieloną kredkę...
Komentarze: 3

Trzystu stronnicowy, beżowo czerowony, ze ślicznym makiem na środku, zeszyt w linie, czarne pióro koniecznie chińskie, za nie więcej niż cztery złote i jasny niebieski atrament. Mysz pisze

Pamietnik. Pod "notką" nie będzie "skomentuj". Nareszcie.

Wczoraj obżarta jarską zupą warzywną , pierogami z jagodami i lodami waniliowymi z bakaliami. W brzuchu rewolucja, zęby o pięknym odcieniu fioletu, ból zęba w bonusie. Słoik zupy starym zwyczajem pod pachę na obiad na nastepny dzień i kilka pomidorów na kolację, zakupionych na targu, a dzięki wrodzonej babcinej zdolności do biznesu, niezwykle tanio.Zapowiedź jarskich gołąbków z kaszą i grzybami. Efekt maminych lamentów w babciny rękaw:"Gotuj wegetariańskie, wołaj Agatę i Artura na obiad, bo sami tam nic już jeść nie będą".

Szanowną koleżankę Basię zastaliśmy na walizkach. Sterta klamotów, usłużny brunet pod blokiem, sprzątanko, mina jak najbradziej kwaśna. Krótka wymiana zdań w przejściu:- Zamknąć za Tobą drzwi?- spytałam bez podtekstu, rzecz jasna.- Jeśli możesz. Zamknij jeszcze te od mojego pokoju- wychodziła zerkając znad sterty pościeli, która sięgając jej do wysokości nosa zamieniała głos  w niewyraźne burczenie. Ależ oczywiście. Huragan George zostawiłby po sobie mniejsze pobojowisko, a to co się dzieje w Jej pokoju, do potencjalnego miasta po takowym huraganie, ma się jak słoń do mrówki. A podobno to ja zostałam przez panią mamę mianowana odznaczeniem największej bałaganiary globu. Zdaje mi się, że jest komu przejąć ster. I była Basia w Krakowie po wizę.Wzięła pod pachę i leci do Stanów. A swoją drogą nóż mi się w kieszeni otwiera i warczeć zaczynam jak widzę, że pani magister historii sztuki, a przyszła pani magister stosunków międzynarodowych jedzie do USA myć gary. Cztery tysiące dolarów minus siedem tysięcy złotych polskich w trzy miesiące, to całkiem niezły wynik jak na nasze polskie warunki, szczególnie dla biednego studenta, albo ledwie upieczonego absolwenta wyższej uczelni.

Dziś elewacja wysokościowego budynku biurowego. Czyli kartka formatu A1, kredka niebieska, żółta, ale też zielona, brązowa na drzewka. Stół w kuchni, kot w łazience na cztery spusty, bo piękne ślady czterech łap na białym papierze, niekoniecznie by nas ucieszyły.Balkon zamknięty, psu wejście zabronione surowo, co by nie jazgotał z psem sąsiada na zmianę. I użyłam wszelkich sił perswazji by A. przekonać do innego odcienia niebieskiego na części szklanej biurowca, który według niego był fioletowym. I wdzięków wszystkich użyłam, żeby wybić Mu z główki te Jego "pobuszowane" drzewa na konto zgrabnych z drobnymi listkami. Walczyliśmy ze smugami po kredkach i łapami odbitymi tam, gdzie one się znajdować nie powinny. Wyszło pięknie, badźmy w nadziei, że komisja we wtorek będzie podobnego zdania...

Dobrej nocy.

*"Muszę sprawdzić wszystko co tam wypisujesz, bo licho nie śpi..." - z nosem znad książki o kohezji gruntów. Tak Żabku, tak...:)

* O ho. Zdaje się, że bardzo nie lubię jak ktos ode mnie coś zwala. Baaardzo nie lubię tak

ani-mru-mru : :
lip 03 2003 Szukam krowy na gwałt podniebienia...piranie...
Komentarze: 6

Gdyby ktoś nie miał do czynienia wcześniej z piraniami, do wiadomości podaję, że wszystkie moje trzy, mają problemy ze zlokalizowaniem kawałka surowego mięsa, które niemalże leci im na dziób, a czasem nawet cienką gałązką z suszonej kompozycji kwiatowej, jest wkładane im do paszczy. Problem o tyle istotny, iż na dnie akwarium  nie może się ostać, ani jeden nie zjedzony, bo jak wiadomo, pod wpływem wody gnije i ją zanieczyszcza.A. zaangażował się bardzo w akcję dożywiania piranii w sztucznych warunkach klimatycznych i usiłuje stworzyć im je takie, jakie są w tropikach. Dlatego grzałka jest włączona, filtr również, woda dolewana. Z drugiej strony kwestie dotyczące zaburzeń błędnika u piranii, można zniwelować, jeśli przyjmie się iż po prostu martwe mięso, lekceważą. O wiele atrakcyjniejsza byłaby dla nich zywa krowa. Tylko skąd takową wziąć. I tu nasuwa mi się przepiękne ogłoszenie z programu Manna i Materny przedstawione w części programu zwanej "Pajacyki"nadesłane przez widza, który to szczęśliwie znalazł je w gazecie. A brzmiało ono tak: Szukam krowy na gwałt. A więc szukam.Wszelkie ślady ich bytności zostawiać w komentarzach.

To tak niewinnie o rybach. Co by nie przytaczać pikantnych kwestii z naszego wspólnego zamieszkiwania. Jeszcze na jakiś ustach pojawiła by się zazdrosna ślinka...nie nie. Zegnam państwa.:)

* Odkryłam dziś, że na blogowisku krążą przynajmniej trzy osoby, w porywach cztery, które mieszkają we Wrocławiu i maja połączenie przez dialog. Dobrze wiedzieć:)

ani-mru-mru : :
lip 02 2003 Kiepskie śmieci
Komentarze: 1

Główna ulica, na rogu której i mniejszej bocznej, mieszkam,  ma to do siebie, że prowadzi do strategicznego miejsca w mieście. Miejsca, w którym przebywają obywatele przeznaczeni do procesu resocjalizacji, menelstwo, szumowina i biedota. Przy owej ulicy znajduje się również biuro podróży, biuro wiz, kilka knajp, salon fryzjerski, sklepy z częściami elektronicznymi, farbami, piekarnia, sklep muzyczny, kwiaciarnia i kilka spożywczych.Notorycznie kupuje się tam na kartki, pije na schodach, a dzieci biegają samopas całymi dniami. W podwórku jest mieszkanie w którym niegdyś, jakieś kilka lat temu, mieszkała pijacka rodzina. Kilkoro dzieci, ojciec chlał na potęgę, matka nie gorsza, towarzyszyła mu, a kolegom od kieliszka nosiła kanapki. Pewnego ranka, po kolejnej bibie towarzystwo nieprzytomne zalegało na czym bądź, gdy tymczasem najmłodsze, dwuletnie dziecko, wyszło na klatkę schodową i wychyliło się za barierkę. Wychyliło, bądź usiadło na niej przy pomocy starszej siostry lub brata, tego nie wiem do dziś. Warto dodać iż mieszkanie znajduje się na samej górze, więc na czwartym piętrze. Stare budownictwo, więc wszystko niemalże  w rozsypce, a w takich kamienicach piętra są dość wysokie. I bardzo twarde posadzki...Dziecko spadło na sam dół. Główkę roztrzaskało sobie w drobny mak, zbierać nie było co, rodziców obudziła dopiero karetka i policja. Odebrano rodzicom starsze dzieci. Awantury, imprezy były nadal. Zyli długo i szcześliwie z flaszką pod poduszką, chciało by się rzec. Lecz do czasu. Nadszedł taki piekny dzień bowiem, w którym całe mieszkanie poszło z dymem, rodzice o mało nie zaczadzili się i mało brakowało, a nie skończyla by się ta gehenna dla sąsiadów. Mieszkanie jakiś czas stało puste. Okna zabite kartonami, tyle udało mi sie dojrzeć z balkonu. Pewnego dnia na podwórko zajechał niebieski bus z ATM-u, firmy zajmującej się produkcjami telewizyjnymi dla Polsatu. Reality showy, seriale, teleturnieje. Po kilku tygodniach remontu w mieszkaniu, po kilkunastu kubłach śmieci na naszym podwórku, po kilku milionach decybeli hałasu wiertarek, młotków i innych urządzeń mechanicznych i mniej, niebieski bus ATM-u zajechał po raz kolejny. Właściwie to po filmach wojennych, "Życiu jak pokier" i kilku innych serialach, nic nas już nie mogło zdziwić. Taka to piękna, zmurszała, rozsypką pachnąca okolica i naprawde bardzo wielkim szczęściem jest mieszkać w jej centrum, w dziesiecioletniej kolorowej plombie, w której codziennie na klatce schodowej sprząta zaangażowany dozorca. W okolicy to rzadkość. Nie zdziwi nic i nie zdziwilo też to, że zaczęła się w owym mieszkaniu po przejściach realizacja 'Świata według kiepskich'. Łepki na podwórku mieli od kogo pożyczać pieniądze na piwo, Boczek zawsze raczył ich moniakami, a sąsiedzi i nawet jeden pies został zaangażowany w czołówkę serialu, który zreszta jest szczytem nagłupszej głupoty i gdy widzę go na ekranie nóż otwiera mi się w kieszeni. Babcia Kiepska żwawym krokiem zasuwała po wertepach na podwórku, z papierosem w łapie i uciekała przed natrętną makijażystką i wózkiem inwalidzkim. Paździocha notorycznie spotykać można było odpoczywającego na schodach, a żona Kiepskiego ubrana jak najbardziej po młodzieżowemu, w ortalionowej żółtej kurtce z daleka krzyczała, że już ma dość i spada na obiad.Mariolkę chłopaki śledzili, aż do domu, aż się wzieła na sposób i podrodze wchodziła do każdej bramy.Działo się działo. Ale wiecie co było najlepsze. Góra śmieci na podwórku, którą zostawili po wyprowadzce. To sie nazywa dbałość o wspólne dobro...:)

ani-mru-mru : :
lip 01 2003 Ho ho :P
Komentarze: 2

W butach chlupa, zadyszka po byku, a od wejścia zostałam zwerbowana przez dwie wczasowiczki.Mieszkanie zewsząd oznaczone. Na szafkach, drzwiach, akwarium przyklejone małe żółte karteczki z reprymendami:

-codziennie karmić ryby małymi surowymi kawałkami mięsa. Raz w tyodniu przepłukać gąbkę w filtrze.

-dolewać wodę do akwarium, pilnować, żeby filtr był cały czas włączony. Jakby się zepsuł, za rybami jest zapasowy.

-nie wrzucać za dużo mięsa, żeby nie leżało na dnie. Nie jeść ryb, bo są cieżko strawne.

-dawać w poniedziałki Melce tabletkę (jedną). Są w szafce nad mikrofalówką

Złapałam za telefon i dzwonię do A.

- Jadą jutro! Kartki porozklejane wszędzie, ale ryby karmisz Ty. I jeszcze jedno. Ostatnia kartka jest do Ciebie

-Tak?

-Uwaga, cytuję:"Pozwalam na czas nieobecności zająć pokój Arturowi" koniec cytatu.

-Mmmmm...

Bez_cenzury- obejdzie się bez babci:P

ani-mru-mru : :
lip 01 2003 Dzień wredoty czyli wrednie po uszach
Komentarze: 4

P. ogłosił mnie mistrzynią w ukrywaniu drobiazgów na stronie, o których wiedzieć nikt nie powinien. Znajomość html-a przydaje się do różnych rzeczy, wszak...:)

A teraz detektywi, a szczególnie taki jeden, który jest pierwszy w statystykach, gdy pojawi się nowa notka, biora moją stronę do Front Page'a, lub innego Pajączka i lustrują kawałek po kawałku kod html. Chyba jednak ciut za późno 'hyhyhy'

ani-mru-mru : :