Archiwum lipiec 2003, strona 5


lip 01 2003 Przeprowadzka
Komentarze: 3

Przyodziałam czarną spódniczkę, czarną bluzkę bez rękawów, czarno-bezowe buty na obcasie z mnóstwem sznurków, wiązanych wokół łydek i wyruszyłam butnie, (jak to by sie chciało powiedzieć po dzisiejszym seansie teatru telewizji Iwaszkiewicza, którego akcja rozgrywa się w dziewiętnastowiecznej Polsce, nasyconej burżuazyjną francuszczyzną) niemalże jako dama do towarzystwa zamiesznia jakie zazwyczaj towarzyszy przeprowadzce.Jeśli z powyższego zdania nikt nie zrozumiał nic, to zupełnie prawidłowy objaw. Kontynuujmy. Na podwórku przed akademikiem samochód przy samochodzie, a każdy bądź napakowany do granic możliwości, bądź w trakcie pakowania.W tle pięć kubłów na śmieci, z których wszystko się wysypywało, tworząc wokół pokaźnych rozmiarów wysypisko. "Ho , ho...studenci sprzątają"- od razu przyszło mi na myśl.Na górę zostałam bezpiecznie odtransportowana, po niedawnym twardym lądowaniu na schodach, kiedy to nogi powyginały mi się we wszystkich możliwych kierunkach i gdyby nie to, że A. trzymał mnie za rękę (której o mało mi zresztą nie wyrwał) zleciałabym na sam dół głośno i boleśnie.W pokoju zawierucha. Książki, ręczniki, rysunki, na łóżku. Folie, reklamówki, ubrania,buty, torby, plecaki na podłodze. Jedzenie, słoiki, szklanki, talerze po szafkach. Mycie okien. Generalne sprzątanie, ale tak by się nic nie napracować.Zdanie pokoju i w świat. Najpierw przyszedł pan ze stowarzyszenia studentów, którego nazwy nie pamiętam, jak zwykle zresztą, przeleciał paluszkiem po szafkach, nachwalił "umyte" okna, po czym powiedział, ze jest syf i że przyjdzie za jakiś czas. Za drugim razem przyszła ruda kierownica. Przeleciała rączką po szafkach. zajrzała pod łóżka, pochwaliła "umyte" okna,po czym napyskowała na syfiastą szafkę, brudne drzwi, lodówkę, i gumę do żucia przyklejoną na podłodze.Pokazała nawet jak zgrabnie i szybko zeskrobać ją nożem. Za trzecim razem przyszedł ponownie miły pan ze stowarzyszenia i czepił się kotów w kącie, następnie przymknął oko i przyjął pokój.A ile ja sią nagadałam. Męskie sprzątanie wygląda tak, że zamiast wytrzeć całą szafkę w środku, wytrą jedynie pięciocentymetrowy pasek od brzegu, no bo przecież "dalej łapą ruda nie sięgnie". Drzwi wycierać ze strony zewnętrznej po co, jak wejdzie przecież, to będzie widać tylko je z wewnątrz. No ludzie. Ale jak usłyszałam:"Trzeba kombinować,żeby żyć:P"...Torby, reklamówki, kartony, komputer, wylądowały w samochodzie Marka. Marek z bagażami popruł Grabiszyńską, a ja z A. pojechaliśmy tramwajem. Babcia z Baśką przyjeły nas z pełnym spokojem. Dyskusje i "zarty" rozpoczęły się po tym, jak A. pojechał spowrotem do akademika po resztę rzeczy, a ja zostałam z nimi"zatopiona" w iście interesującej sztuce Iwaszkiewicza. - Basia w koszulach nocnych po przedpokoju nie będziemy chodzić.- zfrustrowana babcia- Niby czemu, przecież w koszuli, jak w ubraniu..- zripostowalam. - O nie nie...nigdy w życiu...Moje Kochanie zagrożeniem dla płci pięknej. - Agatka, a wiesz Ty co...a jak Ci Basia chłopaka poderwie...- babcia zaniepokojona, przy Basi, co istotne- Wiesz, ja Go już za dobrze znam i doskonale wiem na co Go stać a na co nie- powiedziałam z przekonaniem. Akurat jeśli chodzi o zdradę, w naszym zwiazku jest wszystko powiedziane niezwykle jasno i otwarcie.-Ale nie martw się. Już ja ich przypilnuję. Zresztą Basia wyprowadza sie w czwartek więc...- zadowolona babcia. Tylko, ze jak dla mnie to ona może tam mieszkać i kolejnych kilka lat. Mamy pewną umowę. Tajną:)...Rzeczy cały niebieski pokój. Doprawdy pojęcia zielonego nie mam, jak Artur sie z tym wszystkim pomieści. W każdym razie wypakowywanie będzie jutro. Dziś pierwsza noc bez internetowego gadulstwa. Wysłałam już kilka sms-ów i mimo, że jest bardzo blisko mnie, niesamowicie tęsknię. Od środy, może czwartku na szczęście będziemy już całkiem razem:)

ani-mru-mru : :