Archiwum kwiecień 2003, strona 11


kwi 05 2003 Pociąg z Wroclawia do Poznania podjeżdza...
Komentarze: 1

Wygramolili się o szóstej. Ochoczo, nie ochoczo, whats a different. Mi tam się oczy śmieją, bo widzę w perspektywie dzień bez konglomeratu myśli róznorakich. Gorzkich, o lekceważeniu, o nie zauważaniu. Matka od dwóch tygodni lata jak kot z pęcherzem po operetkach, szkolach tańca towarzyskiego, krawcowych, koleżankach mających pojęcie o modzie, tudzież córki, które mają pojęcie o modzie, po koleżankach koleżanek i po wszystkich miejscach, w których na oko napatoczyć moglyby się skukienki do fryzury wieczorowej i dziennej na dzisiejszy poznański konkurs. Resztę czasu spędza z Gośka w zakladzie i prawie, że na rękach do domu ją przynosi, no bo zmęczona i nogi jej w dupę wlażą, ręce też. Po czym jest kolejna konferencja dotycząca strategii na konkurs, oszacowanie zysków i strat oraz umiejętności już osiągnietych, oraz tych, które jeszcze trzeba zdobyć. Miejsce narady:duży pokój. I ani się waż zapytać o coś, ani się waż wściubić nosa by być  w temacie, bo uslyszysz tylko:"A co cię to obchodzi", tudziez jakiś dosadniejszy zwrot, do którego chcieć nie chcieć już się murzynek bambo przyzwyczail. No i milczenie matki, albo:"Gośka, przestań" od czasu do czasu. Wspominać nie muszę chyba, że zupelnie bezskuteczne"Gośka przestań" i takie raczej poblażliwe. W każdym razie Gośka po takim"Gośka przestań"czuje się jakby ktos ją po glowce poglaskal, a ja jakby mi ktos  wmorde z pięści szczelil. O nie....przesadzilam....jakby w mordę szczelil to po tym, jak próbuję uzyskać od pani mamy dwa zlote na bilet, a gośka na to zza pleców:"A idź sobie do pracy". No bo to jasne, że pracuje tylko ten, kto caly dzień spędza na nogach i dlubie coś rękami, po czym wraca prawie z glową pod pachą do utęsknionego domu i....po pięciu minutach idzie na balety. No bo osoba pracująca umyslowo to....no w każdym razie to żadna praca...Więc jakby ktoś slyszal o etacie sprzątaczki dla mnie, to chyba będę musiala się podjąć.Technik organizacji reklamy ze specjalizacją dziennikarstwo i public relations z brudną szmatą w ręce i hejaa.. Albo może zapytam się Gosi....no może choć swoje buty czyścić pozwoli...Ale bylabym niesprawiedliwa, drodzy państwo gdybym pominela fakt, który mial miejsce wczoraj:

Wchodze do kuchni i grzebie w szafce co by jakieś ciasto wyciągnąć, w kuchni ciotka Baśka, mama i Majka, Aśka - fryzują się przed wyjazdem, Majką w roli damy do towarzystwa.

-Albo mi się wydaje, albo schudlaś...- za plecami Majka się mi przypatruje

-Schudla? To malo powiedziane. Ona strasznie schudla.- ciotka Baśka w odpowiedzi...

-Przecież ręce, to ma już takie jak patyki, a na buzi przeźroczysta.- mama

-Dziecko bo ty nam jeszcze w jakąś anoreksję wpadniesz...-Majka

-Ty mi lepiej powiedz jak to się robi- Aśka zdeterminowana...

I obiadek dostalam i wonko wytrawne do obiadku, i zainteresowania krztynę..

Drugi i znaczacy objaw zainteresowania to telefon od ciotki Edyty. Zaoferowala się, że pożyczy mi pieniądze, żebym jechala z nimi...I nikt nie zakumal dalej, ze to nie chodzi o ten glupi wyjazd, tylko chodzi o caly splot sytuacyj, które mają miejsce nadal, a które sprawiają, że....no trochę zainteresowania, ludzie...od wlasnej matki. To dużo?

 

ani-mru-mru : :
kwi 05 2003 Bez tytułu
Komentarze: 0

 Marek biedaczysko jest przeze mnie traktowany w istocie jak powietrze, i cale w tym jego szczęście, bo gdybym przypadkiem go dostrzegla, mogloby się to leciutko źle dla niego skończyć. Polecam zatem mijać szerokim lukiem i nie wchodzić pod żadnym pozorem w pole widzenia, albo chodzić z gazem, tudzież nożem, tudzież spluwą dla bezpieczeństwa. No bo obok glupoty; wredniactwa, chamstwa i dbania tylko i wylącznie o wlasny tylek(czyt. czysty perfidny egoizm) też nie toleruję.

Wydarzenia o nacechowaniu bardziej optymistycznym na dziś:o):

1. Okazalo się, że pani doktor(-ka, wedlug Miodka) obejrzala od początku do końca telenowelę Fiorella......lecz uwaga, w woli ścislości, uczynila to tylko i wylącznie w celach edukacyjnych, chciala bowiem prześledzić mechanizmy rządzące owym wyrafinowanym gatunkiem sztuki, przeznaczonym dla widzów pokroju Kotki P.

2. Wchodząc do tramwaju w celu przemieszczenia się z uczelni do domu, zoczylam Pana Dziekana,  jego widok jak zwykle dal mi dużo do myślenia nad sposobem bycia niektórch. Plecaczek na pleckach, buciki sportowe, dżinsy, jakaś tam kurtaluszka i heja do biureczka podejmować decyzje nierzadko wiążące odnośnie"ma być, czy ma nie być(ten czy tamten student)oto jest pytanie".Ale co więcej rzucil w moją stronę"Dzieńdobry pani". To już szczyt satysfakcji.:oP

3. Podczas tej samej drogi do domu, mniej więcej na skrzyżowaniu Kollątaja a Podwale, tuż obok Eureki na wzrok mi się napatoczyl rozhulany autokar z wycieczką dzieciarni, które to dzieci owe, uczniowie szkoly podstawowej, lub gimnazjum najwyżej, upatrywaly niesamowitej satysfakcji w machaniu lapami do przechodniów wroclawskich. Czyż to nie urocze?:oP 

4.W czasie przechodzenia przez ulicę (na pasach oczywiście, drodzy panowie polucjanci:oP) dostrzeglam przez okienko ulubionego kiosku, mojego równie ulubionego pana kioskarza i z wielkim zaskoczeniem w glosie stwierdzić muszę, że zoczylam na jego czarnej lepetynie pierwsze oznaki lysienia:o)

5. Piaty i ostatni punkt z rodzaju nieco bardziej optymistycznych, to taki, że dziś moje Kochanie mnie mocno wytuli, o!

ani-mru-mru : :
kwi 05 2003 Bez tytułu
Komentarze: 0

Poszlam wczoraj do redakcji. Jakiś mily pan, na moje zdecydowane:"Do pani A.T na spotkanie na 13. odpowiedzial uprzejmym"proszę" i takim piiiipppp otwierającym drzwi. Zakladam, że to dobry początek na nieciekawą resztę, a pan z siwą brodą i wizerunkiem Hamingwaya sluzy wszystkim przerażonym za rodzaj balsamu na skolatane nerwy. Swoją drogą, jeśli tam wpuszczaja wszystkich ot tak sobie, to nie dziwota, że w niektórych instytucjach afery mrożące krew w żylach i skakanie sobie do oczu. A może to mój wrodzony urok osobisty(!):oP W każdym razie wdrapalam się po schodach, bo jak wskazywala tablica świetlna na parterze i moja pamięć co do rozmowy telefonicznej, wlaśnie tam mialam panią A. zastać. Pod oknem na fajce kilka znajomych, nieznajomych, jakiś szum, plątanina spostrzeżeń, komentarze dwóch przystojniaków odnośnie nowej, czerwonej garsonki jakiejś pani pierwszej od lewej  i jej uroczy, zalotny uśmieszek, śmiech momentami....I postanowilam wykorzystać to co bozia dala, czyli możliwość wydawania dźwięków, ich artykulowania w momentach kryzysowych."Przepraszam, czy nie wiedzą państwo gdzie mogę zastać, panią A. T." I tak już wtedy zdawalo mi się jakoby w towarzyskich konwersacjach spontanicznie uczestniczyl niejaki G.K.  Cholera jasna, ja to zawsze mam szczęście do niespodziewanych i niepożądanych spotkań."Agata? A co Ty (mam nadzieję, że przez duże T) tu robisz?". "No jakby to powiedzieć, co by jasnym bylo......( zostawiając sobie czas na ulożenie tego i owego  glowie uzywalam przemyslnie funkcji fatycznej)....yyyy....no wiesz, G. przyszlam na spotkanie z A.T.." "Z Anką?".....A nikt nie mial sie o tym dowiedzieć. Zaklinalam boga i wszystkich świętych, co by uchronili mnie przed tym spotkaniem. Do diabla, dlaczego musial stać tylem do schodów? Dlaczego już z daleka nie poznalam jego drobnej postury, wlosów koloru ciemny blond, a każdy w swoją stronę no i tej koszuli...."Tak się sklada, że Anka.... no wlaśnie...to jest Anka". Musialam śmiesznie wtedy wyglądać. Ale fajną miala tę garsonkę....

Powiedzmy, że sprawy udalo się zalatwić w polowie. Patrząc bardziej optymistycznie w tej mniejszej, co prawda, ale zdecydowanie lepszej...

ani-mru-mru : :
kwi 03 2003 Mówcie mi koźle ofiarny
Komentarze: 0

Przeksztalcenia powieści realistycznej. Pozycja narratora. Glowiński. Sześćdziesięciostronnicowy artykul.Pięczka i póltorej godziny ciągnącej się jak wloski makaron, albo nitki babiego lata, co by tak milej na duszy bylo.Marek od tygodnia przemierzal uczelniane korytarze zarzekając się, że by mieć przepytkę z tzw.glowy, podejmie się zadania, wysili swoją cholerną szkitę górną, podniesie ją na wysokość mniej więcej pustej lepetyny i raczy otworzyć gębę i ujawnić choć skrawek swojej elokwencji. Żeby zabawniej bylo glosil owy news, godny świętowania a w każdym razie powodujący w nas radość i przeświadczenie:"to dzisiejszy wieczór poświęce na przygotowania na inny przedmiot, a wszystko dzięki wspanialomyślności Marka" wszem i wobec powodując szczery wytrzeszcz oczu z zadowolenia i gwaltowny ruch szczęki w dól, oraz wyszczerzone zęby u wszystkich świadków obiecywań, zarzekań, zaklinań, zapewniań etc.Taka idylla ciągnęla się przez blogi tydzień. Blogi w swej nieświadomości tego co mialo nas-grupę szóstą Filologii Polskiej UWr(jak to powiedzial dziś pewien pan reżyser przed wykladem Miodka, najlepszej Filologii Polskiej na świecie:oP), oraz personalnie mnie-Agatę M.tudzież Myszę, tudzież Żabę, tudzież MF,albo jak kto woli(w tym miejscu liczne epitety i nazewnictwo z mordy Kotki P). Przypelzlam na slawetną już Poetykę u prof. Pięczki ( najlepszego w Polsce eksperta od operetki) w pelni zadowolona z życia, roześmiana i rozpromieniona. Przez myśl by mi wtedy nie przyszlo, że owa godzinka i pól zrobi ze mnie KOZLA OFIARNEGO na skalę calego roku, nie mówiąc już o grupie szóstej,ani o....sama nie wiem o czym.I padaly hasla pod adresem Marka, a wlaściwie to nie. Żle to ujęlam. Pytania z serii upewniających:"Mareczku kochany, a czy ty aby napewno bierzesz ten artykul". " No ile razy mam wam powtarzać, że tak" Po czym koleżance obok chwalil się skrupulatnymi i konsktruktywnymi notatkami z owego wybitnego artykulu. Dumal nad kwestiami podejmowanymi przez Glowińskiego, a nam ogólnie obcymi, nam jako ogólowi grupy. No bo Marek mówi....Po czym przyszedl Pięczka.Rzucil haslem:"Może jest ktoś chętny do podjęcia się wywodu o artykule..." I już widzieliśmy Marka wyrywającego się  z lawki i nie mogącego utrzymać swojego pędu do wiedzy na wodzy i już widzieliśmy Pięczkę dumnego ze swojej grupy, która sama wyrywa soę do odpowiedzi...i już witaliśmy się  z gąską.....ale tylko oczami wyobnraźni. Bo tymczasem, kątem oka dostrzeglam poszturchiwania koleżanki, poszurchiwania lokciem w markowy bok, a kątem ucha slyszalam szepty:"No Marek, przecież....." A na gębie Marka tylko prawdziwie, realistycznie, ponętnie, powabnie, uroczo kreujący się grymas wrednego zachwytu:" Tak tak, idioci, a wara wam....niech was kurwa pyta i niech na was kurwa mordę strzępi, a ja ręce kurwa umywam".A potem tylko, no to może pani Agata M.

Najgorsze póltorej godziny w moim życiu. Niezbyt latwo jest mówić o czymś o czym się bladego pojęcia nie ma.

Ale są i plusy. Wlaściwie jeden, ale za to olbrzymi. Na twarzy Pięczki ujrzalam przeraźliwie ogromniasty usmiech w moją stronę, gdy mijal mnie siedzącą na schodach. A to nie lada wyczyn. I z jego i z mojej strony.

A Marek? Marek do końca dnia na uczelni się  już nie pojawil....

 

ani-mru-mru : :
kwi 01 2003 Jakie czarne paskudztwa chodzą po mysich...
Komentarze: 12

Po pierwsze siedzę, wyję jak mops i trzęsę portkami o Żabka. Po wtóre skladam modly do tego szanownego na górze, zeby laskawie raczyl wziąć go pod swoje cholerne skrzydla i zrobil wszystko,żebym jutro mogla się uśmiechnąć. Po trzecie modlę się do tego samego na górze, albo już sama nie wiem do kogo, żeby pokierowal lapką A. żeby ten skusil się o jeden maly znak życia. Po czwarte dumam usilnie i o glowę zachodzę cóż to za tajemniczy telefon wczoraj nękal mnie trzydzieści minut po pólnocy, a który zwyczajnie olalam, pewna, że to obok dzwoni a nie u mnie. Po piąte, szóste i pięćdziesiąte wlaśnie w takich chwilach dociera do mnie jak mocno tak naprawdę Go kocham i jak wiele bym dala, żeby dzielić z Nim życie...I niech będzie przeklęta każda minutka w niepewności oraz każda ta w samotności, a wyniesiona na piedestal  kazda wtulona w cieple ramionka(...)Chcę się już przytulić.

ani-mru-mru : :