Archiwum styczeń 2003, strona 1


sty 04 2003 Stop klatka...czyli wycinek z rozmowy
Komentarze: 7

Obładowana brudnymi naczyniami i z butelką płynu do naczyń w zębach szłam do kuchni.
-Agatka! Choć zobacz!- pani K. dostrzegła mnie przemykająca się przez przedpokój. A chcialam zrobić to po cichu. Słyszałam i wiedziałam, ze w dużym pokoju trwa "seans".
-Tak?
- Twoja mama już chce wydac cie za mąż. Wyobraź sobie, że kazała mi przynieść kasete ze ślubu E. i jeszcze jedną ze ślubu takiego chłopaka z mojej rodziny i uczy się, podpatruje jak to wszystko zorganizować.
O mało co nie pogubiłam tych wszystkich talerzy, kubków i sztućców z rąk, gdy zaskoczyłam o co właściwie jej chodzi.
- Tak widziałam właśnie oglądałam ślub E. u siebie w pokoju. Ale tańcują... - udawałam, że choc trochę mnie to interesuje, a nawet bawi.
- Ahhh to ty tam też możesz oglądać- powiedziała pani.K z wielkim zdziwieniem w oczach, szukając potwierdzenia u mamy.
-Yhy...
- No to kiedy to wesele, bo ja kurcze, to już potańczyłabym, a u mnie ani T. ani P, jakos jeszcze się nie szykują.- mówiła z takim przejęciem, co chwilę zerkając na ekran telewizora.
A ja coż mogłam.Zaśmiałam się zostawiając ową kwestię bez komentarza....
Tylko tak się zastanawiam czego oni właściwie ode mnie chcą. Mamuśka najpierw duma nad imionami dla moich dzieci, które będe mieć już "szybciej jak dalej", a teraz uczy się jak organizować wesele. Ale jakoś nikt nie zapytał mnie o zdanie. Bo nieważne, że ono i tak byłoby pełne aprobaty:oP

Dobrej Nocy

ani-mru-mru : :
sty 03 2003 Głuptasek
Komentarze: 4

Mam to do siebie, że zawsze jeśli czegoś nie wiem pytam. Nie wiem, czy to źle,czy to dobrze,w  każdym razie na pewno niedobrze dla adresatów moich setek mailów do autorów różnych serwisów, co do których mam jakieś wątpliwości. Tak było z Gazetą Wyborczą, gdzie usunęli mi dranie jedne zdjęcie pana Bednarka, a nie zdążylam zapisać go sobie na dysku i tak też było ostatnio, kiedy o trzeciej w nocy mordowałam się ze schowkami, sesjami, na stronie internetowej Biblioteki Uniwersyteckiej. Oczywiście napisałam maila do Oddziału Informacji Naukowej, bo jako jedyny "ratujący" był tamże podany i zapomniałam o całej sprawie. Nie liczyłam, że odpiszą, bo zazwyczaj jest tak, że szarych studentów traktują jak powietrze, albo jeszcze gorzej. Fakt, że gdybym te książki potrzebowała na już, to wielka klapa, bo odpisali po tygodniu, ale zuważmy, że były Święta, Nowy Rok, kace co po niektórych także i w tym dziale, dlatego wybaczamy. Bo otóż, sama oczom swoim nie wierzyłam ale przed chwilą natrafiłam w swoim dziurawym buciku na list od niejakiego pana Grzesia Kulika, który umożliwił mojej tępej łepetynie zrozumieć kwestię bynajmniej nie skomplikowaną i niezagmatwaną. A mówiłam, że okaże się, że trza iść po najmniejszej linni oporu i nie bawić się w żadne schowki ani sesje. Tytuł maila był "Ratujemy!" po moim rozpaczliwym nagłówku "Ratunku!". A pan Grześ napisał tak:

Droga Pani Agato!

Aby wypożyczyć książkę z naszej biblioteki nie trzeba używać schowka, wysyłać e-mails
lub dokonywać innych skomplikowanych działań. Wystarczy przy opisie bibliografcznym
danej pozycji wejść w link "lista egzemplarzy". Jeśli określona książka jest możliwa u
nas do wypożyczenia, wówczas z prawej strony obok opisu egzemplarza znajduje się
przycisk "zamów". Naciskamy na ten przycisk i dalej wykonujemy wszystkie polecenia,
jakie będą się pojawiać na ekranie (trzeba będzie podać numer karty biblitecznej, która
znajduje się na karcie pod kodem paskowym, następnie imię i nazwisko, a wkońcu
potwierdzić wypożyczenie.
Jeśli będzie Pani miała jeszcze kłopoty, proszę o e-mail z opisaniem tychże.
W Nowym Roku życzę wszystkiego najlepszego i żadnych problemów przy
wypożyczaniu.

Pozdrawiam.
Grzegorz Kulik
Oddział Informacji Naukowej
Biblioteka Uniwersytecka we Wrocławiu.

Prawda, ze proste. No jasne, tylko MF lubi komplikować sobie życie. No i może jeszcze jeden mały problem wystąpił. Wszystkie książki w kórych opis bibliograficzny wchodziłam, a następnie w "listę egzemplarzy" były wypożyczone, jak większość w tej bibliotece, dlatego żaden przycisk "zamów" po prawej stronie, nie pojawiał się... i mogłam się wkurzać jeszcze wiek.

ani-mru-mru : :
sty 02 2003 Właściciel kota- typ PRZYTULACZKA
Komentarze: 3

Jak żyć z właścicielem neurotycznego kota,w szczególności, jeśli właściciel okazuje się być typem PRZYTULACZKI

Przytulaczki nie podnoszą nas po prostu i nie trzymają w ramionach, jak można by się spodziewać. Przytulają nas, ściskają i duszą. W ten sposób chca okazac nam miłośc i przywiązania. Udawają, że nie zauważają żadnych protestów. Niezłomnie wierzą, że ich uściski stanowią dla nas najważniejszy element dnia. Że nie możemy się doczekać, aż nas dopadną. RObimy co w naszej mocy, by im uświadomić, ze się mylą. Czasami nam się to udaje. Częściej jednak nie. Mimo to, ciągle próbujemy.

JAK SOBIE RADZIĆ

1.Wciągnij głęboko powietrze!

2 Wstrzyaj oddech, wypnij pierś!

3.Skręć całe ciało!

4.Wydech!

5. Wyślizgnij się, spadnij na podłogę!

5.Uciekaj!

JEŚLI TRZEBA ODPOWIADAJ ATAKIEM NA ATAK

Oto kilka najpopularniejszych technik obronnych:

Duszenie. Otocz szyję właściciela przednimi łapami, pchnij tylnymi.

Atak na ucho. Ugryź w jedno ucho, ajeszcze lepiej w oba.

Styl wolny. Wysuń pazury, obnaż zęby, drap, gryź.

Technika drakuli. Do krwi.

PRZYTULACZKI PRZYTULAJĄ, KIEDY:

Witają nas w drzwiach po powrocie do domu.

Budzą się wnocy, bo śnił im się koszmar.

Słuchają nastrojowej muzyki.

WItaja nas wdrzwiach, kiedy policja doprowadza nas do domu po intensywnych trzytygodniowych poszukiwaniach.

ULUBIONE POWIEDZONKA

Chodź do mamusi, kochanie.

Podajmy sobie ręce.

Czy jeedn całus to aż tak dużo?

Czujesz, jak mi bije serce?Ja czuję twoje.

Przeczytałane w książce, która po raz kolejny podwędziłam koleżance. Do tego policjanta wspaniałomyślnie wybawiajacego właścicielkę neurotycznego kota z problemu,dodałabym pewien warunek. Otóż, tylko jeśli, policjant nie jest tym z Akademii Policyjnej i nie pozbywa się kota siedzącego na drzewie wymierzając mu kulkę w łeb...

 

ani-mru-mru : :
sty 02 2003 A zaczęło się wszystko tak...
Komentarze: 15

Noc MF polega na wcinaniu grzybków ze słoika i ogórków konserwowych ( obudze się pewnie cała spuchnięta, z powodu nadmiaru soliw  organiźmie, ale Kuroń z tego ekranu tak na mnie działa, że od razu głodnieje). I o mało się nie zakrztusiłam kawałkiem któregoś z nich, ze śmiechu, kiedy to przypomniałam sobie swoje nieporadne pierwsze kroczki, które to mozolnie stawiałam w lipcu tamtego już roku tworząc to pisadło. Najpierw umierając  z tęsknoty za moim Kochaniem, które opuściło mnie na całe trzy miesiące, a więc szmat czasu i jeszcze trochę, pomyślałam, że dziewięcdziesięcio kartkowy w kratkę i chińskie pióro z czarnym atramentem, które to co rusz pojawiają się przpadkowo w zasięgu wzroku domowników, nie do końca umieją sprostać moim wymaganiom, a odczuwam cholerną potrzebę wyżalenia się i popłakania w czyjś rękaw, choćby wirtualny. Wpisałam w wyszukiwarke na WP słówko "blog" i pierwszą stroną na liscie wyników, były zwyczajnie blogi.com. Fakt. Znałam wcześniej blog.pl, ale jak na mój gust odrobinę za duży tam tłok i odrobinkę za dużo znajomych. Mozna by z łatwością oberwać czyims łokciem w czółko, albo gratisowo, niejako w promocji otrzymac malusiego kopniaczka. Nie myśląc wiele, wypełniłam ten przetragiczny formularz i łaskawie poinformowano mnie, że mam juz własnego bloga. I jakoś nie wpadłam w euforię, jak robia to niektórzy, nie skakalam z radości pod sufit, ani nie tańczyłam lambady z własnym psem, tylko złapałam się za głowę na widok:

Napisu:

zmienna: !NOTKI!
[należy umieścić na swojej stronie, inaczej wpisy nie będa się wyświetlać.]

( Za cholere mój umysł nie mógł pojąć co to jest ta pieprzona "zmienna: i gdzie ją należy umiescić i z czym to właściwie się je)

Dziwnego prostokąta, w środku którego znajdował się ciąg dziwacznych kropek, kresek, literek, cyferek, szlaczków, pierdułek, a nad którym pisało niebieskie" Edytor HTML"

Drugiego prostokąta, już nieco mniej dziwacznego, z paskiem narzędzi, a w środku jakieś sraczkowate tabelki

O święty Filipie, ty jeden byłeś świadkiem tej nierównej walki trwającej bez mała dwa dni i dwie noce, bez zmrużenia oczka. Takie gady jak MF, wyssały chyba z mlekiem matki bowiem jedną właściwość, która poniekąd od czasu do czasu uprzykrza jej zycie, a mianowicie "KONIECZNOŚĆ DOPROWADZENIA WSZYSTKIEGO DO KOŃCA", choćby za cenę nieprzespanych nocy, burczącego brzucha, suchości w gębie i wysokiego rachunku za prąd. Owa cecha charakteru sprawiła, że jakoś wygramoliłam się z błogiej nieświadomości nieposadania najmniejszych informacji na temat HTML-u i obycia z tym gówienkiem w ogóle. Powstał blog. Jako taki. I wiecie co, pierwszy komentarz, którego niestety już nie ma na moim blogu, bowiem powstał jeszcze w trakcie jego tworzenia, a pierwszą notkę przeklejałam milion razy, brzmiał:

COŚ CI SIĘ CHYBA ROZJECHAŁO

Hahaha. Szkoda tylko, że nie pamiętam autora. Przyznać się gady jedne! Ale już!

ani-mru-mru : :
sty 01 2003 Pierwsza myśl w Nowym Roku...
Komentarze: 15

Skarbeńku mój najdroższy pamiętaj, że kocham Cię nad życie i zawsze będę, bez względu na wszystko....

ani-mru-mru : :