Komentarze: 0
Prace ze statystyki mają to do siebie, że przy dziesiątej trudno wpaść na pomysł oryginalnego przykładu, w którym zawrzeć można trzy zmiennie:waga długość, szerokość. Źdźbła trawy i ścieki tudzież inne wynalazki na ten przykład. I zostałam przez Marka zastrzelona wczoraj zadaniem wymyślenia kolejnego, a że z pomysłami na zawołanie to tak jest, że rzadko kiedy sie zjawiają, nie wymyśliłam nic. Za to pierun jeden tak mi po ambicjach pojechał, że w nocy mi się to śniło,a dziś chodzi za mną krok w krok.
Do cioci E. wyprawa była w celu znalezienia nowego lokum, dla tego czegoś co wcześniej, po długich dywagacjach, postanowiliśmy nazwać "kotem". Nie wiem, nie widziałam, ale ufam intuicji i oczom matki. Najprawdopodobniej babcia zostanie w najbliższym czasie uraczona czworonożnym prezentem, zatem muszę uprzedzić Artura, że będzie miał sześciotygodniowego współlokatora.Wszak niegdyś wspólnie ustaliliśmy, że w naszym ewentualnym wspólnym domu zwięrząt za bardzo mieć nie będziemy. Już napewno psa, bo uparcie przystajemy przy opinii, popartej zresztą wieloletnim doświadczeniem, że pies to duży obowiązek, a oboje chęci nie mamy na drałowanie na poranne spacerki zimową porą, czy nawet letnią. Nie i już. Odkąd pamiętam mój dom był pełen zwierząt, za sprawą mamy fanatyczki, która idąc do sklepu zoologicznego po pokarm dla chomika wracała zazwyczaj ze świnką morską, tudzież innymi gryzoniami. I za sprawą mojej siostry, której zwierzęta na podwórku skaczą na plecy, nie wiedzieć czemu, albo robią tak maślane oczy, ze nie sposób jest się im oprzeć. Nie przeczę, że do kilku czworonogów w domu przyczyniłam sie ja sama, na ten przykład za moją sprawą w domu wylądowała Zuźka, przywieziona przeze mnie z Mazur, siedem godzin maltretowana w pociągu. Żółw niejako też z mojej inicjatywy, bo nie chciałam z zoologicznego wyjść. Ale powiedzmy, ze winę zrzucam na rozczulone młode lata i zbyt miękkie serce, które teraz powoli się już oudparnia na takowe wdzięki. Ale żeby czterdziestoletnia kobieta sikała w majtki na widok yorka z czerwoną kokardką. Nie będę mieć zwierząt w przyszłości i kropka. No chyba, że A. będzie chciał ryby. Bo ma słabość. A że ja mam słabość do niego, to i na ryby sie zgodzę.Chrzanię jak potłuczona, wiem. Ale i to znajduje swoje wytłumaczenie, jak większość zresztą rzeczy na tym świecie. A. pojechał dziś do domu, a tęsknota już mi się udziela. Żyję jedynie dzięki :"Zaraz wracam do Ciebie mysz, jeszcze trochę poleniuchuję i wracam".
Ulotki stadniny wyszły zupełnie niezłe. Plakaty też. Czasem jak widać moje umiejętności się na coś przydają.
I spostrzeżenie jedno. Studenci mnie zadziwiają swoją pijacką elokwencją. Przed akademikiem na skrawku tego co można nazwać trawnikiem, kolejny pretekst do picia, grill znaczy się. A co by im wesoło było wystawili za okno radio, włączyli na full, gęby przy tym drą. W ostatni weekend przed wakacjami świętują. I wszystko byłoby ok, oczywiście pomijając fakt, że niektórzy w tym akademiku to mają to do siebie, że się uczą, piszą prace dyplomowe, tudzież prace ze statystyki. Ale jakby tego było mało, jeden mądry podjechał samochodem pod sam trawnik i z uśmiechem na twarzy włączył w nim radio. Tym samympowstała mieszanka wybuchowa w postaci radiowych szlagierów i hitów hip hopowych. Prawie z okien butelki z wodą leciały, albo inne funkcyjne przedmioty. A na zapytanie jednego z imprezowiczów, co jest najważniejsze w życiu, reszta chórem odparła "N-A-U-K-A!!!"
*Cała głowa mnie od tego zęba boli. Wzięłam jedną tabletkę, ale najwidoczniej nie działa, bo nie mogę oderwać się od poduszki. A dentysty się boje jak pierun. Może ktoś zna jakieś domowe metody? Ale umówmy się. Powód jest tylko jeden. Albo raczej w kilogramach go liczyć:P