Archiwum maj 2003, strona 2


maj 19 2003 Bierz licho pędziel, który maluje jasnymi...
Komentarze: 1

Nie "farbnięte", a rzeczywiste, obrazy owalne pająków w kałuży przywitały lepszą połowę pamiętnego "wczoraj "i namiętnego "dzisiaj":) Kiełbaski smażone(fragmenty czegoś z oczami za czasów odległych, bądź nawet nie tak bardzo) zza rogu zapachem okropnym nie zaszczyciły(zapewne pogoda powoderem), prezencja studentów o wyglądzie "lekko wczorajszym" tyż nie(powód ten sam), za to spacerowiczów w kaloszach i sztormiakach, panów policjantów na służbie, pędzących gdzieś karierowiczów,  tego popołudnia zaszczyciłam ja. W butach chlup, włos rozwiany, reklamówka w ręce lewej, parasol w prawej, komórka to już w zębach chyba."Czy ty mnie kiedyś przestaniesz bić ?! Zobacz jakie mam oczy! No zobacz!"- przy wejściu natknęłam się na roześmianą studencką parę:) Weszłam do przedsionka. Drzwi za nimi się zamknęły."Poczekaj. wpuszcze tylko ta dziewczynę. Nie będzie przecież tu tak stać" Usłyszałam głos chłopaka i zgrzyt klucza w zamku.Ulitował się. Wrócił:)."A Pani do kogo jeśli można wiedzieć"- użerając się z chipem. A nie mógł wiedzieć:)... Ale miły był:).......  Za chwilkę na schodku za rękę złapał mnie Ktoś. I coś nie puszczał aż do rana:) Wyjątkowego rana. 19 maja 2003 w poniedziałek:)

 

ani-mru-mru : :
maj 19 2003 Dziś
Komentarze: 4

Namiętność. Ból. Kobiecość.

 

ani-mru-mru : :
maj 18 2003 Baner i kogel mogel..hmm.. kiełbasiany?:P...
Komentarze: 10

Kiełbaski smażone na grillu przed akademikiem wyfrunęly nam na powitanie i zza rogu już cieszyły zapachem.:)'Ale śmierdzi"-"No jak, przecież pachnie":) Potem widok studentów kokoszących się na kocach rozłożonych na resztkach trawnika, a z piwem w rękach, skrawkami czegoś, co kiedyś miało oczy, w zębach. Opłakiwać będą zakończone juwenalia przez nadchodzący tydzień, a pomarańczowe koszulki firmowe i trąbki o wiercącym w uszach dźwięku odłożone na górną półkę w szafie, oczekujące na swoje kolejne pięć minut w roku nastęnym:)" Poczekajcie, poczekajcie"- usłyszałam z naprzeciwka."Uśmiech!...Pstryyk!... Jeszcze chwilke...już już...pstryykkk... gotowe!" I zostałam uwieczniona cyfrowym aparatem.:) Okna w pokoju Art. zaplombowane szczelnie, kiełbasom wstęp surowo wzbroniony! Firanka w ruch do czasu do czasu i podglądactwo perfidne.:) Uszy na baczność, chcąc, nie chcąc pieśni, hymny, okrzyki, wlazł kotki na płotki,arie ze śmiechem chłonięte:) Druga edycja koncertu życzeń, a kontynuacja z wczoraj się jednak nie odbyła z przyczyn od nas niezależnych:)Trzeba wierzyć...trzeba w cierpliwość się uzbroić:)Siły zbierają:) no i fundusze:) ot tak głos Carrerasa nie przychodzi:) Trza środki chemiczne maści różnej stosować, trza zahartowania:) A mi to kopa w dupę na odwagę. Po "Przepowiedni" trzęsłam portkami na myśl o wizycie w opustoszalej toalecie,w  której zza rogiem czaił się człowiek-ćma, a na ścianach wyrysowana tragedia na rzece w Ohio:) Po "Ringu" do telewizora się nie zbliżałam, o kasecie wideo w rękach już nie wspominając:) I kopa w dupę za jedną rzecz jeszcze. Jeść. Trza jeść. 10 kilo w dół, jakby nie patrzeć.Ja to mam jednak trybiki nie na miejscu. Dobranoc. Może sen mnie na ziemię sprowadzi. Yyyyyy...sen na ziemie? No właśnie. Zle ze mną. Doranoc.:) Całuję tych nielicznych, którzy sie do mnie uśmiechają:*

Ach, byłabym zapomniala. Tam wyżej jest wywiad i banerek. Zainteresowani czytać, a kody kopiować, kody wklejać i myszy harcują tez i u Was:) Rzecz jasna rozmiar można zmieniać do woli, bo w sumie to dość duży wyszedł:) Będzie mi miło:)

ani-mru-mru : :
maj 16 2003 Wywiad:)
Komentarze: 7

Tutaj szumu trochę też narobię:) Do kiosków, do kiosków marsz!:) W majowym numerze magazynu INTERNET wywiad z Krystyną Jandą, Adamem Wojtkiewiczem, twórcą, administratorem i szefem serwisu blog.pl i z Myszą też:) Dziękuję ciepło Pani Ewie za cierpliwość, a przede wszystkim za to, że opublikowała moją pisaninę w rozmiarach jej przeze mnie nadanych:) I będe się cieszyć, o! I będe się uśmiechać. Bo mam powód:)Czy to się komuś podoba, czy nie:)

ani-mru-mru : :
maj 16 2003 Sprawa się rypła:)
Komentarze: 5

Ale rypło...o cholera...suszarka znad wanny, z maksymalną ilością mokrego prania zawieszonego na niej, sfrunęła prosto na moją głowę. Odkręciły się śruby, długie pręty o mało nie wydłubały mi oczu, mokre gacie siostry zakneblowały mi gębę i a całość ulokowała się w wannie. To może ja się lepiej ubezpieczę...bo to nie pierwszy raz coś robi sobie lądowisko na moim czole. Albo prawie... Najpierw był regał nad biurkiem z trzema półkami książek, który to mój ojciec zawiesił na niepozornych drewnianych kołkach. Wstałam od biurka, zasunęłam krzesło, odwróciłam się do okna i...i się rypło. Wszystko połamane, huk jak przy lądowaniu samolotu, książki wszędzie. Drugi raz to sala gimnastyczna i tynk z sufitu. Staliśmy w kolejce do materaca. Przesunęłam się krok w lewą stronę i odłamki sufitu, rozmiarów okazałych, wylądowały na parkiecie w miejscu, w którym stałam ułamek sekundy wcześniej. Ubezpieczę się, ale najpierw wytrę krew z zadrapania na nosie i wytłumaczę matce, że opieprzanie za zniszczoną suszarkę jest, delikatnie mówiąc, nie na miejscu. Może by tak choć zapytała czy jeszcze żyję:)

ani-mru-mru : :