Komentarze: 5
Zawsze gdy są dwie ewentualności, ta dobra i ta zła, musi stać się tak, że urzeczywistni się ta druga. Tak jak się spodziewałam Arturek wróci dopiero w niedzielę.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 |
14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 |
21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 |
28 | 29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 |
Zawsze gdy są dwie ewentualności, ta dobra i ta zła, musi stać się tak, że urzeczywistni się ta druga. Tak jak się spodziewałam Arturek wróci dopiero w niedzielę.
Wczoraj, przed spotkaniem z Rebeliantką, wybrałam się do miasta. Ludzie nerwowo krążący po ulicach, po powrocie do poświątecznej rzeczywistości, odglosy pracujących silników, śpiew ptaków. Gwar, popłoch, pęd. Takie to codzienne życie nieposkładane, nieuporządkowane. Krążyłam bez celu. Na Piłsudskiego pan fotograf zatrzymywał niektórych. Długowłosa blondynka z niewątpliwą dumą w wyrazie twarzy , lekko uciekając przed wzrokiem przechodniów usmiechala się do obiektywu. Dzieci stawały pod murem przyglądając się uważnie. W Nocie modna trzydziestoletnia kobieta usiłowala wybrać coś interesującego dla jej dorastającego syna, najwyraĄniej nie do końca zainteresowanego nowymi trendami. Tatuś kupował białą elegancką koszulę dla pociechy, kręcąc przy tym nosem na każdą propozycję sprzedawczyni. Nastolatki przebierały w sportowych bluzach, do przymierzalni długa kolejka. Zapłaciłam za swoją bluzkę, włozyłam nieporadnie do plecaka i odwróciłam się na pięcie. W sklepie z bielizną "modna trzydziestoletnia pani mama", ta sama od synka niezainteresowanego trendami, upatrywała czegoś stosownego w koronkach, trącając mnie przy tym regularnie prawym łokciem i torebką w lewy bok. Wyszłam. Na przejściu dla pieszych na świdnieckiej byłam bacznie obserwowana (zarówno ja jak i reszta mieszczuchó, przez szybę Tutti Frutti. Pani w ciemnych oklurach jakby zamarła w bezruchu oglądając szarą rzeczywistosć. Czyżby było w niej coś aż tak bardzo interesującego? Na stoisku ze srebrem w Podwalu sprzedawczyni potraktowała mnie wyjątkowo po macoszemu, zmuszając do kilkuminutowego czekania na obslużenie. Chciałam tylko spojrzeć na pierścionki. Wybrać być może coś ładnego. Obruszona mówiła, że mam chude palce i cała generalnie jestem be. Usilnie namawiała potem do zakupu nie dośc, że pierścionka, to jeszcze wisiorka do kompletu. Kampania reklamowa udała się jej połowicznie. Wróciłam z różą na palcu. Większy wpływ miała na starsze małżeństwo, które kupowalo przede mną. Dwie obrączki, łańcuszek...i piękny uśmiech satysfakcji na twarzy, mimo, że zostawili majątek. W drodze powrotnej, na wysokości Galerii Centrum zostałam dostrzeżona. Pan Dominik P, zwariowany dziennikarz pasjonata, swoim rozbujanym krokiem wędrował w moim kierunku, krzycząc z daleka "Cześć Flośka!". "No cześć PNC" i banan na twarzy. On mnie rozbraja. Zaproponował pogawędkę w pobliskiej ławce. Mówił o prof. Fleischerze, konferencji prasowej Frasniuka i jego specyficznych ludzi od PR i tych od sprawe związanych z unią europejską. Mówił o wywiadzie z Miodkiem i o nachalnej pani dziennikarce z gazety wyborczej, która sprzątnęla mu go sprzed nosa. O koleżance-politycznej fanatyczce i jej bezcennej pomocy w takich wlaśnie kwestiach. Mówił o pracy dla "Negatywu", o zdjęciach. I w końcu coś nabąknął o spotkaniu z Grześkiem. Długo czekać nie było trzeba jak i on sam we własnej osobie pojawił się na horyzoncie. "Flośka, ty będziesz się śmiać z jego nowej fryzury"-zostałam uczciwie uprzedzona. Specyficzna- to fakt. Grześ został przeze mnie skrupulatnie wypytany o studia (historia sztuki) i o wakacyjną wyprawę do Indii, na która się wybrał z inicjatywy swojej dziewczyny-studentki indianistyki na UW. Ale ze swojej nieprzymuszonej woli już opowiedział też o tym, że właśnie po ten podróży ich związek się rozpadł. Języki rozplątaly im się znacznie bardziej po tym jak zaczeli palić. Byly tematy, damsko- męskie powiedzmy:) spór na linii "jak powinno się traktować kobietę", kwestia sprawy w sądzie z powodu jakiegoś tam, ich wspólnej pracy w gazecie, jakimś filmie, który kręcą. Dominik ostrzegł przed tytułami w Rzepie Online, (Rzeczpospolitej znaczy się) które to tytuły jego autorstwa. Zapowiedział, ze napisze felieton pt:" Polonistka, Artysta i Dziennikarz- święta trójca na ławce w parku".Moje każdorazowe nabąkiwanie, ze dawno już powinnam być w domu, bo spodziewam się dzis gościa, było tłumione w zarodku i na światło dzienne przez długo czas nie wyciągane. Dopiero gdy póĄna godzina postawiła mnie prawie pod murem postanowiłam postąpić bardziej zdecydowanie. :) Gdy odchodziłam czułam tylko ich wzrok na moim tyłku. No to, to ja po prostu uwielbiam najbardziej...