Archiwum 10 września 2002


wrz 10 2002 Malutki dopisek
Komentarze: 1

Jak już wspomniałam lecytyny brak, potwierdza się to również teraz, gdyż zapomniałam napisać o bardzo ważnej rzeczy. Jestem szczęśliwa!!! Ucałowała bym wszystkich najchętniej, ale podchodzić proszę grzecznie i po koleji hi hi hi:oPAha i jeszcze jedno. J. co ty robisz w reklamie McDonaldsa??Wedla mało ci było?Osz Ty:oP

ani-mru-mru : :
wrz 10 2002 Agoonew
Komentarze: 0

Poranna mała czarna kawusia ze śmietanką ma coś w sobie magicznego. a jak nie magicznego, to coś, co trudno określić, a co w moim przypadku sprzyja nadmiernemu myśleniu, wspominaniu i takim tam bzdurkom przeszłości.I to nie są sprawy typu             " dlaczego zawsze w wyrazach z "rz" piszę te dwie składowe literki odwrotnie i wychodzi"zr", oczywiście mam na myśli pisanie kalwiaturkowe przy kompusiu.Bo to sprawa jasna. Najwidoczniej moja lewa ręka jest szybsza od prawej i jakoś lewą ręką właśnie szybciej mi się stuka. Mogłabym się również zastanawiać dlaczego tak bardzo odbiegam od tematu, tak jak teraz na pryzkład, albo czemu piszę takie bzdury jak teraz. Ale ani to miłe nie jest,ani sensu specjalnego nie posiada, zatem po co zaprzątać sobie głową nieistocizną(o! i nowe wyrazy wymyślam, no, no). Więc powracając do faktu z powodu którego otworzyłam blogoosia, siedzę dalej w mojej skrzynce i tak grzebię sobie i grzebię i wyciągam na światło dzienne wspomnienia. Bo fajnie od czasu do czasu odkurzyć myśli, zdarzenia, ludzi.Aż wstyd, że w ogóle trzeba je zciągać  z górnej półki gdzies na  zakurzonym strychu i odkurzać, ale coż. Życie jest życiem. Jedno się kończy, drugie zaczyna.Taka kolej rzeczy.Jedni odchodzą, a poznaje się innych. I pisać nie muszę jak bardzo nienawidzę rozstań, bo to jasne. To najstraszniejsza dla mnie rzecz. Zawsze ryczałam jak dzieciak pryz rozstaniach, nawet takich na parę dni, czy tygodni. Nie umiem pogodzić się  z myślą, że nie będę mogła kogoś widzieć przez jakiś czas. To dla mnie jak koniec. A nienawidzę końców. I z wiekiem jest mi coraz trudniej, bo coraz bardziej angażuję się emocjonalnie. Widać taka moja uroda. A operacji plastycznych nie lubie.Tym bardziej operacji estetycznych mojej psychiki. Jest jaka jest i dobrze mi z nią. Ale wracając do kwestii, to znalazłam maila, którego kiedyś dostałam od niejakiego pana D. Mozna by było o tym zjawisku ludzkim pisać dniem i nocą i dalej końca by nie było, bo to człowiek, którego jeszcze chyba nikt nie rozszyfrował. Poznałam Go z Sigmie. On jak i Ja zresztą, napalony dziennikarz, gotowy poświęcić wszystko by móc zaistnieć w tym swiatku. Pełna desperacja.Pamiętam jak kiedyś miedzy zajęciami staliśmy na fajce, przed budynkiem( zaznaczam, że ja nie palę, za to pan D. namiętnie Malboro Lighty, które chyba juz zawsze będą się mi z nim kojarzyć). To było jakoś tuż przed egzaminami dyplomowymi na rasowych dziennikarzy, he he, a  egzaminami na studia. Oczywiście pan D. szykował się na dziennikarstwo, jak ja i parę innych osób z naszej grupy.Powiedział wtedy to nas, bo było chyba  z 10 osób, że dałby się "zerżnać w dupę" gdyby tylko któs mu zagwarantował, że się tam dostanie. Nei zapomnę tych słów jeszcze długo, tak samo zresztą jak wielu innych autorstwa pana. D. Pełna desperacja. Nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stanie. Luzak maxymalny, łapiący życie garściami, uśmiech od ucha do ucha, żarty, śmiechy chichy,piwko w Arce po zajęciach, Malboro Lighty i super pióro, pewny siebie i własnych możliwości tym razem dał się poniżyć każdemu, kto urzeczywistnił by jego marzenia.Zaskoczył mnie wtedy swoją postawą. Ale znałam sytuację ,a dziennikarstwie. On swoim językiem prosił o cud...Nigdy nie zapomnę lekcji angielskiego. Swoim zachowaniem doprowadzał gościówę po prostu do szału. Nie mogła na niego patrzeć. Jego żarty z początku nawet śmieszyły kochaną belfrunię, ale potem cała się pieniła. Ja leżałam ze śmeichu pod ławką. Ewka patrzyła na mnie i się dziwiła jak mogę śmiać się  z takiej głupoty. Jakoś nie mogłam się powstrzymać. Na mnie to działało. Przekonywałam Ewkę, żeby wyluzowała. Ale ona się zaparła. Zresztą kłóciła się notorycznie z D. Ona Go nie lubiła. On ją bardzo. Fajnie czułam się w roli mediatora. Zresztą zawsze w moim życiu było tak, że stałam po środku. Chyba dlatego, że  nie umiem się gniewać. Jeden wybryk, pana D., tak to delikatnie nazwijmy, doprowadził mnie najpierw do bialej gorączki, potem do śmiechu, a teraz to wspomnienie na całe życie. Pan D. od dłuższego czasu prosił mnie, żebym poszła z nim na kawę, na piwo, czy na coś tam, w sumie to nieistotne. Pogadać, posmiać się. On wiedział, że mam chłopaka. Zawsze podkreślał, że chce się ze mną przyjaźnić. I miał jakąś taką szczerość w oczach, że innemu chyba bym nie uwierzyła, ale jemu tak. Jednak, nie chciałam. Wymigiwalam się na każdym kroku. Mówiłam, że Ł. byłby nie za bardzo szczęśliwy, gdyby się dowiedział, że ja z facetem łaże po knajpach. Ł. nie miał do mnei zaufania. Mówił, że "to wielkie słowo. ALe mniejsza z nim. To mniej ważny temat. W koncu przyszedł czas zaliczeń na warsztaty dziennikarskie, i wśrod prac które trzeba było oddać, był wywiad. Czy nawet dwa, już nie pamiętam szczegółow. Brak lecytyny:oPI co zrobił pan D. ciągnąl mnie za ręke i "Aguniu ja chcę z Tobą zrobić ten wywiadzik, zgodzisz sie prawda?"I co ta Aguniu miała począć na takie  maślane oczka. Wylądowała w Arce  zpanem D. z dyktafonem i kilkudzięsięcioma pytaniami na któremiałam odpowiedzieć. Naiwaniak ze mnie cholerny. Nie zorientowalam się, że to był pretekst. A tak skrupulatnie odpowiadałam na pytania. Wywiadzik wypadł super. Ale trochę dziwacznie czułam się po tej drugiej stronie, Odpowiadając na pytania a nie zadawając je. Ale każde doswiadczenie dobre.To wygładało jak szczera rozmowa raczej. Nie jak wywiad. Pytał mnie o dość osobiste rzeczy, lecz nie na tyle osobiste, bym musiała prosić go o inny zestaw. Zresztą miał świadomość zasady Polly Anny, w końcu skzolony dziennikarz:oPW pewnym momencie do stolika dosiadł się G. Najlepszy kolega D. Z grupy grafików komputerowych zatem z dzienniakrstwem za wiele wspólnego nie miał. Zacząl zadawać mi pytania. Odpowiadałam. D. byl wściekły. To było widać.Potem stało się coś, co mnie bardzo dotknęło. Bardzo pozytywnie. D. z G. oczywiście powiedzieli mi, że wywiad był pretekstem, ale oczywiście D, go złoży i odda na zaliczenie, a potem zapytałam dlaczego. Dlaczego ja?Obydwaj powiedzieli " bo jesteś magiczna". Nie chodziło wcale o jakieś relacje męsko-damskie. D. i G. byli w swoich związkach, przynajmniej wtedy. Ja też. Nie myślelismy o sobie w tych kategoriach. Powiedziali mi, że mam w sobie coś, co trudno określić. Nie chodzi o wygląd, ale raczej o sposób mówienia, zaczowywania się. Głupio tak mówić. ALe to był dla mnie ogromny komplement. I wiedziałam, ze szczery. Przyznali się też mi do czegoś. Bodajże po drugim, czy nawet pierwszym zjeździe w Sigmie, poszli do Arki z paroma innymi chłopakami z grupy. I padło pytanie. Jeśli  za godzinę miałby  bc konieć światam z kim z naszej grupy chciałbyś spędzić ten czas.Jedna osoba się wybiła. Nie pamiętam nawet już kto. Reszta powiedziała, że ze mną...Ciężko było mi się wytłumaczyć przed Ewką dlaczego zgodziła się na ten wywiad, dlaczego w ogóle jeszcze rozmawiam z panem D. Przecież to postrzeleniec. I chyba to w nim jest najfajniejsze. Postrzeleniec  ze znakomitym piórem i smykałką do zawodu. Ostatnio dostałam od niego meska. Chce się umówić na kawę. I to tez jest dziwne. Bo ja wiem, że On chce tylko  przyjaźni. JEstem co do tego przekonana w 100%.A ten mail, który od niego dostałam wtedy...

Taaa.... To znoof ya...:)
         

            Welcome 2 tha lonely club...Moye dziewczątko
kopnęło mnie w... hmmm... zadek:( Masz ci los. Po 9. miesiącach.
No i widzisz, Flośka, jest na tym światku ktoś, kto ma większą
lipę...i się nie łamie, tak jak Ty...
            No a teraz siedzę w kafei i kminię tego gingoła
Sokoła- to mój były szef. Chcę od niego wydębić zaświadczenie o
pracy i należne mnie pieniądze, bom ich jeszcze nie widział. A
ten fayfus gdzieś się schował. Popieprzony jest ten świat...
            Mam nadzieję, że nie odpuścisz sobie impry
pożegnalnej;) No to see ya, Agoonew...

                              Yo'R Faithfully
                                   
                              ence- pence ...PeeeNCee... 

Zerwała z nim dziewczyna. A ja wtedy rozstałam się  z chłopakiem.Wskazuje to na to, że jestem naiwną kretynką...Bo przeciez wierzę w coś co jest nie realne. W przyjaźń między dziewczyną a chłopakiem....Pozostanę jednak przy swoim. czas pokaże kto miał rację..

A to karteczka z gratulacjami z okazji dostania się na studia..od PNC,a  woją drogą, szkoda, ze Jemu jednak się nie udało..kolejny powód do mojego poczucia winy..

Spóźnione, acz szczere!!! Przepraszam za niedotrzymanie obietnicy ""kawowej"":( Nie omieszkam sie poprawic, a i nadrobic zaleglosci;) U

ani-mru-mru : :
wrz 10 2002 Bóg jest wielki a ja malutka
Komentarze: 5

Poczułam, że odcinam pępowinę. Sama. Powoli.Nieśmiało. Uświadomiam sobie samej, że dorośleję. Czuję jak,  odfruwam spod opiekuńczych  skrzydeł mamy. Szkoda, że nie ojca.  W każdym razie  przestaję być malutką dziewczynką, choć jeszcze noszę dwa  warkoczyki. Nie chcę tracić dziecięcego uśmiechu i wrażliwości.Ale emocjonalnie stałam się kobietą. To nie wstyd przyznać się, że dotąd byłam zależna od dorosłego świata. Zależna emocjonalnie. Potrzebowałam by ktoś chwycił mnie za rękę i prowadził przez życie.Trzymałam się mamy spódnicy, bo z takiej perspektywy wszystko wydawało się być łatwiejsze.Oddałam torbę z odpowiedzialnością, bo niezwykle ciężka. Teraz wiem, że mogę nieść ją sama.Już jestem na tyle silna.Życie kopnęło mnie sowicie w cztery literki. Wtedy nie rozumiałam po co.Obwiniałam Boga, rodziców,w końcu siebie samą, że musialam spaść brutalnie na ziemię.Zaznać bólu, którego zapachu i smaku nie zapomnę nigdy.Teraz doszłam do szczęśliwego końca i zrozumiałam sens cierpnienia. Będzie mi  łatwiej.Szczególnie, że już pragnę oddychać własnym powietrzem, stąpać po własnej ziemi. Namalować farbami i pędzlem własny obraz rzeczywistości, napisać swój scenariusz życia. Chcę być jedynym reżyserem mojego ziemskiego spektaklu istnienia. Bo powinnam, mogę, bo CHCĘ. Moje emocje dorosły.Dorosłam ja calutka.Dorosłam i nie tylko dla siebie.Już chcę dać siebie innym. Pragnę już być odpowiedzialna nie tylko za siebie samą. Wiem, ze starczy mi siły dla innych. Dla mojej drugiej połówki pomarańczki, dla dzieci, które już kocham, mimo, że jeszcze ich ze mną nie ma. Może nigdy nie będzie...Wierze w dobre Anioły, które jednak pozwolą zaznac mi smaku macierzyństwa. Pozwolą popatrzeć na malutkie paluszki, oczka i uszka...Opieki jednak bedę potrzebować zawsze. Już taka mam naturę. Lecz  nie matczynej...Przytulać już też nie chcę się do nich...tylko do Niego.W końcu tylko Bóg jest wielki, ja zawsze będę malutka....

Sytuacja chyba spowodowana faktem, że wkraczam w nowy etap życia. Studia. Ciągłe watpliwości jak będzie...Przeglądałam właśnie swoja skrzynkę i nie wiem czemu weszłam na wysłane e-maile. Nigdy do tej pory tego nie robiłam. I znalazłam maila, którego wysłałam do A. tuż po tym jak dowiedziałam się, że mnie przyjeli. Takie wrażenia na świeżo. Boziulku, jak ja się wtedy cieszyłam. Wiem, że mnie zabije za to, że tutaj to zamieszczam. Ale co tam:oPNajpierw niech wróci hi hi:o).

 Cześć Miśku!!
Piszę do Ciebie, bo straszliwy nudziorek mnie opętał. Garbatki
same sobą się zajmują, latają mi gdzieś tu nad łepkiem i co
chwilę obrywam młotkiem, bo sobie turniej qudicha urządziły.
Harry Potter przybył, a właściwie jego biała sowa i przyniosła
w dziobku zasady gry. Jak się garbatki dorwały to ho ho, nie
mogę ich odciągnąć od gry. Liga quidicha Garbatków, tesh mi
coś:o)))hi hi.I cierpią na tym niewinne osóbki;o))No może nie
do końca takie niewinne, bo ostatnio się im naraziłam, ale to
jush inna historia;o)
Chlip, chlip;o)chlipu chlip;o(( a popłaczę sobie troszeczkę, bo
w sumie to czemu nie;o) No dobra, żartuję nio, wiem wiem, że
powiedziałbyś, że dziewczynkom jak samiutkie w domku siedzą to
nie wolno i już, a ja Cię słucham , więc juz płakuńciać nie
będę, no przynajmniej na razie.
Ale jak tu nie płakać, jak się wszysćiusieńko na łepek wali. I
to nie tylko te młotki guidicha Pottera i Garbatków.
Firstly, były trzy możliwości co do mojej dalszej kariery
edukacyjnej ha ha ha ( co ja bredziorkam). Jedna -
transcendentna, której moj móżdżek świadomością ogarnąć nie
zdołał i nigdy zapewne nie zdoła- dziennikarstwo. Egzaminek-
dla sportu paluszków. Druga - zaoczna Filologia Polska,
rozwiązanie dla mnie najlepsiejsze i najbardziej mnie
uszczęśliwiające. Kasę udało mi się załatwić z przyznam nie
dużą trudnością. Trzecia- dzienna Filologia Polska, sutuacja
dla mnie najmniej korzystna, choć jak twierdzą niektórzy
korzystna najbardziej. Egzaminek dwuczęściowy. Pan Miodek
naskrobał taką literaturę w pierwszej części tego egzaminku, że
przez sekund pięć nie wiedziałam jak się nazywam. Gramatyką
sobie pan prof. mag. hab , czy jak mu tam, nadrobił, bo była
stosunkowo prościutka, w każdym razie do zrobienia. Hmmm i cóż.
Jakby to powiedzieć. Pechorek się mnie kurczowo trzyma, bo
jakieś siły nieczyste, jak popatrzeć na to z mniej
optymistycznej strony, lub siły jak najbardziej czyste, patrząc
na sytuacje ze strony zanadto optymistycznej, sprawiły, że
zdałam ten egzaminek i przyjeli mnie na Filologię dzienną pod
skrzydełka pana Miodka, Bednarka i innych, a może powinanm
powiedzieć, pod duuuzii bzusio pana Miodka bo cosik mu się
przytyło ostatnio.Ale bredziorkam, niech to:o))Ale mam
nadzieję, że jeszcze się tam trzymasz krzesełka;o)
Więc przydarzyła mi się najgorsza ewnetualność z tych trzech,
które  niezbyt zgrabnie i logicznie objaśniłam. No, ale cóż.
Poloniści też ludzie;o)) Po trzecim semestrze bodajże będę
robić specjalizację dziennikarską, o ile ja wytrzymam z nimi i
oni ze mną hi hi;o))Czekam właśnie na papierki z uniwerku, bo
muszę cosik powypełniać i odesłać, żeby zatwierdzić, że chcę u
nich studiować.
Teraz sytuację przedstawię z nieco innej strony, gdyż tamto
podejście, mam na myśli to, że się nie cieszę, że jestem na
dziennje Filologii, było dośc racjonalistyczne i obmyslane
jeszcze przed egzaminami.Chciałam pewnikiem iśc na łatwiznę
podejmując studia zaoczne.Ale teraz słuchaj...
Jak dotarłam na Nankiera we wtorek, to 9 lipca bodajże był,na
ogłoszenie wyników, i jak zobaczyłam listę, a na niej swoje
nazwisko, to myślałam, że wyściskam wszystkich dookoła, a w
największym niebezpieczeństwie był gośc, kóry stał obok i
szukał siebie na liście.;o)Ale na szczęście obyło się bez tak
spontanicznej radości z mojej strony. Dobra, powiem wprost
JUPIJAJEJJJJJJJ:o))))))HIP HIP HURRREEEJJ:o)))) będe studiować
Filologię:o))))Tak się strasznie cieszę, że sobie Miśku nie
wyobrażasz. I takie gadanie, że się nie cieszę jest bezsensowne
i zrozumiałam to, jak sie dwoiedziałam, że Ewka nie dostała się
nigdzie, ani na dziennikarstwo, ani na kulturoznastwo, jak mi
loodziki zaczęły opowiadać, że im się już życiorkać nie chce,
bo nie mają ze sobą co zrobić, po tym jak się nie
dostali.Baśka, ta moja koleżanka co za mąż wychodzi i jest na
politechnice na inżynierii biomedycznej, złożyła papiery na
ochronę środowiska na uniwerek i wczoraj zadzwoniła, że się nie
dostała. I że nie wie co dalej ma robić, bo nie da rady na
politechnice. No widzisz Miśku i jak ja mam się nie
cieszyć :o)))Jupijajjeeeeejjjjj Hip hip hurrejjj:o)))
Hmmm, ale fakt, że głupio mi było jak cholera i tak przykro
strasznie, jak miałam zadzwonić do Ewki i powiedzieć jej, że
się dostałam, dobrze wiedząc przy tym, że Ewka się nie dostała.
Wcześniej mówiłam do niej, że z pewnością będziemy razem na
zaocznej polonistyce, bo Ewka tam się wybiera i musiałam jakos
powiedzieć jej, że z naszych planów nici, bo ja się wyrwałam i
mnie przyjęli na dzienną:o(((Ehś. To moje serduszko za miekkie
mnie wykańcza już totalnie, mówie Ci Miśku. Zginę w tym
świecie  z takim podejściem.
Aha, no i jeszcze jedna rzecz. Dziennikarstwo. Było 19
przecinek coś, osóbek na miejsce. Hi hi, najwięcej we wrocku.
Na egzaminku spotkałam mojego kolegę, takiego Jacka i o mało co
na zawał nie umarłam, bo w życiu bym nie przypuszczała, że on
zapędy dziennikarskie ma. No jak się potem okazało to nie ma, a
na egzaminek przyszedł tak dla sportu, nie on jeden zresztą.
Siedziałam koło Jacka na egzaminku. Tak się jakoś magicznie
złożyło, że on zawsze w szkole był przede mną w dzienniku i ja
zawsze się z nim z tego powodu przekomarzałam straszliwie,
nawet, wyobraź sobie on pamiętał te nasze zabawne spory hi hi.
No i tutaj tesh byliśmy na liście obok siebie, więc
siedzieliśmy w jednej ławce. Gośc po dłuuugim wstępie rozdał
testy. Jacek tak na mnie, a poetm w śmiech. "Ty wiesz coś z
tego" usłyszałam ha ha ha ha ha No Jacusiu zaraz się okaże. No
i się okazało, że pytania były w pełnym wymiarze
abstrakcyjne:o))ha ha ha. Jakaś mitologia, jeden gośc
zamordował kogoś tam, a ta, to dlatego była a)matką i kochanką,
b)córką i kochanką,  c)matka, kochanka i ofiarą, d) córka,
kochanką i ofiarą buhahha:o))Tak sobie pomyślałam, że ja ani
matką, ani córka ani kochanką tego kogoś, ale za to ofiarą tego
kto wymyślał te pytania to i owszem, jak najbardziej.
No jeśli chodzi o pytania "prasowe" tak zwane czy
jakieś "polityczne" to no problem, bo akurat to wszystko to
miałam obryte, szkoda tylko, że komus się zachciało mitologii.
ha ha jakiś maniak chyba. No i co, rezultat taki, że zdałam
egzamin, nie wiem jakim cudem, ale nie dostałam się. I całe
szczęćie bo mnie wkurzyli idioci nio. Patrzymy z Ewka  na liste
wyników i Ewka do mnie "ty widzisz to co ja?" a ja: " masz na
myśli Michała Pułkę?" Ewka " no jasne, a kogo" Należą się
słówko wyjaśnienia w tym momencie, ten Michałek to gość,
którego ojciec wykłada na dziennikarstwie, a matka w kuratorium
już teraz, a kiedyś los chciał, że uczyła polskiego w mojej
szkole i troche babkę pozanałam i jej umiejętności mediacyjne.
Zatem pyatnie jedno: " Jak myslisz czemu Michałek dostał się na
dziennikarstwo??" No Arturku strzelaj. Ha Ha. Takich jak
Michałek to było 3/4 na tej liście i jak Boga kocham nie ma co
w cuda wierzyć. Kierunek "dla swoich" zrobili wiec niech się
cieszą i powodzenia życzę hia hia hia;o)))Agatka sobie radę da
i bez nich;o)) przynajmniej ma taką nadzieję.
Widziałam , ze tak powiem , program studiów calusieńki,
przynajmniej tego rocznika 2001/2002. Hmm no jakby to
powiedzieć z książek to ja się przez najbiższych parę latek nie
wygrzebię. Czytania od cholery i trochę. Mówię CI masakra. No,
ale nia załamujmy się, łepek do góry, Agatka sobie radę da:o))
lepiej lub gorzej, ale będzie ok. Z paniem Miodkiem mam zajęcia
dopiero od drugiego semestru. Wykłady z kultury języka. Dobrze,
że choć od razu nie rzucają nas na głęboką wodę,a  takim byłoby
spotkanie  z Miodkiem zapewne, bo on delikatnie mówiąc "taki
sobie" dla studentów.
Oj Kochanie, powiem Ci jeszcze jedną rzecz. No chodzi o to, że
bardzo mi Ciebie brakuje. Tęsknię bardzo, bardzo, bardzo i
jeszcze bardziej. Nawet sobie nie wyobrażasz. A najbardziej
brakowało mi Cię włąśnie tego głupiego 9 lipca, po wynikach.
Tak na prawdę to samemu cieszyć się, to nie to samo co z kimś.
No wiesz, rodzinka jak to rodzinka. Cieszyli się, ale im na
szyjkę się rzucać nei będę. A Tobie to ho ho i owszem;o))
Hmmm, no ale mam nadzieję, że jeszcze będę mieć okazję:o))))))
No ale jeszcze trochę i chyba mnie z chodnika zbierać będą, bo
się rozpuszczę z tęskniorka. Mam nadzieję Kochanie, że się
super bawisz tak jak mi obiecałeś, a jak się dowiem, że nie to
ojojoj Agatka nie ręczy za swoje łapki i udusiorka jak nie
wiem:o)))Ale wiem, że jest super u Ciebie, podpowiada mi to
moja babska intuicja:o)))
Niom dobla Miśku idę sobie już, bo chyba przesadziłam z tym
pisaniem odrobinkę, ale tak mocno Cię lubię, że jak inaczej. No
wygoń mnie niooo.;o))hi hi Niom Myszka zmysia pędziorkiem.
Papunie:o)))i tysiące buziaczków hmmm...  a może jeszcze
więcej...niom dobla, co za dużo to niezdrowo. hi hi;o)))PA Pa

ani-mru-mru : :
wrz 10 2002 Ale głupotki hihih:o))
Komentarze: 0
ani-mru-mru : :