Komentarze: 1
W chłodne południe z workiem pieniędzy na plecach niemal ( bo takie to teraz rynkowe realia) udaję się do miasta w celu babskiego buszowania po sklepach. Miasto jakby odpoczywa po ostatnich upałach i zachłystuje się zimnym powietrzem i wiatrem. Zmierzam w strone centrum, a trasa wiedzie przez okolicę dworca głównego.Chcąc nie chcąc przejść muszę przez boczną uliczkę o której mówi się 'to tam gdzie dziwki pracują pod komendą straży miejskiej' a 'menele piją na panstwowych schodach'. I zastanawiam się wciąż dlaczego za czynsze w owej okolicy ludzie płacą krocie i wytłumaczenia: " wszak to centrum miasta jest" zrozumieć nie mogę. Na skrzyżowaniu owej uliczki z większą przebiegającą tuż przed dworcem, widzę biały samochód dostawczy i kierowcę z rachunkami pod pachą wychodzącego z pobliskiego pubu. Jak się domyślam przywiózł towar w postaci piwa. Nie wiedzieć jednak czemu samochód zostawił na środku ulicy. Domyślać się jedynie można, że planował szybki powrót i nie przewidział, że niezbyt ruchliwą uliczką przejeżdżać w tym czasie będzie coś. Jednak jak to w takich sytuacjach bywa realizuje się najmniej oczekiwany scenariusz. Schodzę po schodach, jako że ciąg sklepów przy owej ulicy znajduje się na podwyższeniu i szykuję się przejść przez ulicę. Z tyłu owego dostawczego podjeżdza osobowy, nieoznakowany, ale widzę,że kierowcą strażnik miejski, wiek około 40 lat, na miejscu pasażera młody chłopak w białym polo. Trąbi zdenerwowany na owy dostawczy i rzuca wiązanką w kierunku kierowcy, który mało butów nie gubiąc wybiega z pubu.I tu pierwsze moje spostrzeżenie, drodzy państwo, mężczyznom, gdy dobiorą się w pary, lub nie daj Bóg zgromadzenia większe, wzrasta niebezpiecznie poziom pewności siebie, stają się dziwnie mocni w gębie i głośno prezentują totalny brak inteligencji.Idę powoli. Przyglądam się sytuacji. Kierowca dostawczego włącza silnik, a w tym czasie pan strażnik miejski nie wiedzieć po co i w jakim celu, nagle cofa się. Wszystko byłoby cacy, gdyby, nie jeden drobny szczegół. Taki mianowicie, iż właśnie w tym samym momencie za jeo samochodem, przez ulicę przechodzi staruszka, obładowana siatkami z zakupami. Jest zatem prawie bum, staruszka krzyczy, ucieka ile sił w nogach, a duszę to ma już chyba na ramieniu. Sytuacji, prócz mnie, przygląda się dwóch mężczyzn z ogródka przy pubie. Jako, że wspomniałam już, że mężczyźni gdy nie w pojedynkę są mocni w gębie, bluzgają w stronę strażnika miejskiego. I tu proszę państwa, drugi wniosek, który w jakimś tam stopniu modyfikuje wniosek pierwszy. Mężczyźni w większej grupie są nadzwyczaj pewni siebie i głośno manifestują swą obecność, jednakże nie zawsze w sposób negatywny. Niekiedy bowiem można zaobserwować u nich przypływ nagłej miłości do biednych staruszek.Zastanawiałabym się jednak czy cel przy tym jest czysty, czy wręcz przeciwnie, robią to, np. by zaimponować kompanowi, jeśli się wie, że ten ostatni przykładny mąż i ojciec i nie biorąc pod uwagę, że znajduje sie w stadzie i jego zachowanie może ulec zmianie. W każdym razie lecą kolejne bluzgi to spod parasola, to z samochodu, a ja się przyglądam i analizuję dyskretnie. Jestem jeszcze spokojna, aż do momentu gdy... Gdy znad kierownicy leci :" Staruszkę to do ziemi, panowie".Więcej to ja już może nic nie powiem....