Archiwum 15 grudnia 2002


gru 15 2002 No to popłakałam sobie...a co!
Komentarze: 5

"A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój, nagle ptaki budzą mnie tłukąc się do okien.........."

Daj Boże - jakby powiedział wielebny  stanu duchowego, albo po prostu moja babcia. Myszy też miewają kryzysy i to nawet dość często. Troszeczkę jakby mam juz oczka spuchnięte od płakania i zdarte gardziołko od wydzieeerrrania się na kogoś z powodu czegoś. Zawsze newry biora górę i nie mogę się opanować, a już gdy dwie osoby z którymi mieszkam pod jednym dachem również, wychodzi z tego niezły burdel, albo kogel- mogel, co by kulturalniej było. Grunt, że Misiek głowę na karku ma i potrafi jakoś wspomóc w trudnych chwilach. Strasznie Go za to kocham. Oczywiście nie tylko za to....za uśmiech, mądrutkie oczka, przekomarzanie, buziaczki, cieplusie łapki, duszenie do granic możliwości, straszenie gilgotkami, których nie znoszę, a on wpiera mi, że uwielbiam:oP, za racjonalne myślenie, tak dalekie od mojego, za to, że jest i będzie zawsze, bo dobrze wie,  że Go już nie puszczę, i nie oddam nikomu, za nic w świecie:o) Ryczłam dzisiaj jak dziecko. Głośno, ze łzami jak grochy, tupiąc nogami i krzykiem argumentując swoje racje. Chyba czas już dorosnąć....

Ale właściwie to ja nie wiem, jak dzieci wytrzymują taki płacz.Przecież to strasznie wykańcza. Wypruwa z człowieka wszystkie wnętrzności, i wysysa ostatnie siły witalne. Zasypiam na stojąco.

ani-mru-mru : :