Komentarze: 2
Genaralizując stwierdzenie tyczące się mojego ówczesnego bytu i niebytu rzec można z zupełną stanowczością, iż gdyby nie łacina spędzająca sen z powiek, przeokrutna tęsknotka, a właściwie tęskniocha i wiążący się z tym smutnior olbrzymi, moja choroba, która uniemożliwia mi jako takie chocby poruszanie się, wścibska mucha, która właśnie swym szanownym tyłeczkiem zaszczyciła moje kochane czółko, ciągłe zapominanie o niekorzystaniu zanadto z przeuroczych zaimków osobowych w mojej wypowiedzi, właśnie tej...o tej, wspomnienia, o dziwo właśnie te najbardziej kolorowe i najmilsze z ...no powiedzmy...z sierpnia tego roku, które troszeczkę jednak wzbudzają we mnie sentyment, i na pewno nie takie, które w tym momencie skojarzyły się większości ludków, zbyt duże stężenie substancji o której niektórzy mówią CUKIER w mojej kawie, perspektywa grubaśnej igły wbijającej się w moją żyłę już niedługo, bo we wtorek i widok kropelek krwi, które staną się łupem pań w białych kitlach, nie kitlach, fartuszkach, nie fartuszkach, czy innych szmatkach, who cares:oP...no...gdyby nie zważać na owe niedogodności to hmm... zupełnie nieźle mi się powodzi:oP