Archiwum 21 sierpnia 2002


sie 21 2002 Finezyjnie, misternie, delikatnie...
Komentarze: 3

Wróbelka Ćwirka w wydaniu obserwatorki-przyrodniczki, nocnej marki, chciała za wszelką cenę zgłębić tajniki komarzej egzystencji,organizmów latających nieznośnie nad jej łepkiem dzisiejszej nocy. A bestie szczwne niezmiernie były, stworzenia ze wszech miar przebiegłe, gburowato zasiadały na Ćwirki dziobku, rujnując tym samym jej prywatność. Samowola nieprzystosowanych do systemu szkrabów, bezwolnie  łykających Ćwirczą krew. Labilnie podfruwały, chowając się wśród ciepłych wróbelczych piórek, łaskocząc przy tym delikatną skórę Wróbelki nitkowatymi kruchymi delikatnością nóżkami.Krępowały więzami łapek wróbelcze ruchy, gdyż Ćwirka bala się wyrządzić im krzywdę. Zatrzymywała oddech, uspokajała bicie serca,które dla stworzonek jak wybuch Etny, a wróbelczy chłodny pot, jak Ocean Spokojny ze swymi słonymi głębinami wód. Wyalienowała się Ćwirka od odgłosów nocy, straszącej swymi ciężkimi skrzydłami ciemności. Zapomniała o fosforyzującym papierowym księżycu z długim sznurem gwiazd służącym za ogon tego podniebnego latawca, który z nocną systematycznością spadał na ziemię, lądując na kamiennym bruku ulicy Pokątnej, która to na mapie w atlasach wyobraźni jedynie ćwirczej i poterowskiej istnieje.Zerkała Wróbelka minuta po minucie na stary  wysłużony sekretarzyk, z ciemnego dębu, powleczony powłoką lat, którego rysy , jak zmarszczki na babcinej schorowanej twarzy, przypominały o sile wieku. Mozolna praca sumiennych korników, niegdyś wydrążąjących tunele labiryntu w twardym drewnie, służących im za schronienie, za dach nad głową. Drewniane miasteczko pełne wygód, o wyszukanej architekturze wnętrz, rozplanowane i wypracowane z mrówczą dokładnością przed kornikowych budowniczych.Ćwirka skierowała swój wzrok na owe miasteczko i podziwiała z zapartym tchem misterną pracę.Na sekretarzyku zasiadała jak na tronie, królowa nocna lampka, pod wrażeniem blasku której, była każda ćma, każdy komar, każdy kornik i ja. Pani magik czarowała jak królika w kapeluszu, finezyjne cienie na śnieżno białej ścianie, rysując przy tym wzory wyszukane niczym Van Gogh żółte słoneczniki, lub da Vinci dostojną damę z łasiczką.Wsłuchiwała się z uwagą Ćwirka w delikatne, lewdwo dające się słyszeć trzaski starego derwna wymuszone przez powiewy powietrza chłodnego, nocnego. Wsłuchiwała się aż uszka stawały się ciężkie, niczym bryłka stali, a powieki zatrzaskiwały się jak metalowa brama zamku snów. Potem zamknęła się na kłódkę....

"A po nocy przychodzi dzień

A po burzy spokój

Nagle ptaki budzą mnie

Tłukąc się do okien....."

ani-mru-mru : :