Archiwum 20 sierpnia 2002


sie 20 2002 Błonia
Komentarze: 3

Wróbelka Ćwirka jako stworzonko odporne na wszelkie nie wróbelkowe warunki z radosnym serduszkiem przetrwało te kilka godzinek na krakowskich Błoniach. Msza była przemniamuśna a Ojczulek, to ho ho, żartował jak zawsze, aż się Wróbelce dziubek cieszył. Ćwirka przyjęła postawę słuchająco-propagującą. Receptorki na maxiorka.Wsłuchiwała się z zapartym wróbelkowym tchem w śpiew  chóru. Sopranki w Gaude Mater były tak śliczne, że trudno słowami opisać i alleluja pomiędzy aklamacją. Przemniamuśnie. Na ewangeli to Ćwirka modliła się żeby ksiądz, który ją śpiewał dociągnąl do ostatniego wersu, bo troszczeczkę za dużo mu się do góry poszło i prawię że nieba sięgnął tym przeraźliwym dźwiękiem. Ale udało się. Bez większej wpadki.Ojczulkowi ciężko było. Zdrowaśki odmawiał tak załamanym głosem, że Ćwirka z żalu miała łezki w oczkach i myślała sobie: "Dajcie Ojczulkowi już spokój, nich ktos za Niego je odmówi"Bidulek kochany.Niestety Ćwirka za maluteńka jest, kurdupelek i zobaczyć jej cokolwiek było trudno, a jeszcze w takim tłumie, graniczyło z niemożliwością, ale jakoś Ćwirka sobie poradziła i cosik niecosik widziała. A wszyściutko co widziała zapamięta do końca życia. Ćwirka pamięta jak była we Wrocławiu chyba w 98 od hotelem Wrocław na Mszy  z Ojczulkiem. Było bliziutko od domku. I to już nie było to. Nie ta atmosfera. Za mało bólu pielgrzymowania. Jak spacerek i zwykła niedzielna Msza. Na Błoniach było coś cudownego. Miłość w powietrzu. Przyjaźń. Często łezki...Szybciuteńko minęło,ani się wróbelka nie obajrzała a już był koniec. Końce są najgorsze. Pożegnania. Ćwirka nienawidzi pożegnań, jak niczego na tym świecie. Ale pożegnanie było śliczne. Dialog  z Ojczulkiem chyba poruszył każdego. Trudno to opisać. Serduszko aż się kraja.Wróbelka straszliwie wrażliwe stworzonko.Tylko, że to co się działo dalej, znaczy po Mszy , woła o pomstę do nieba. Dwa i pół miliona ludzi wyległo z Błoń i za wszelką cene chcieli dostać się do miasta. Większość od razu na dworzec. Wyszliśmy na droge. Ćwirka wiedziała już, że coś się schrzanić musi, no bo jakby inaczej. Za pięknie było. Pokierowali nas jakąś fajniutką drogą, koło mostku. Przy mostku było rozwidlenie. Jedni szli przez mostek na lewo, a inni w prawą stronę. My poszliśmy przez mostek, a potem jakiś policjant mówi Ćwirce, że idziemy źle, bo jak chcemy do miasta to w prawo. Ćwirka nóżki za pas, w tył zwrot. Naprzód marsz. Jeszcze było w miarę luźno...ale nie długo. Ludzie schodzili się. Rezultat- ścisk taki, że Wróbelka nie mogła oddychać. Zadeptana przez olbrzymy, popłakała się z bezsilności...Co chwilę policja przez środek tłumu robiła przejazd dla karetek. Wieźli ludzi z Błoń, którzy widocznie nie wytrzymali warunków. Widziała Ćwirka chłopaka na noszach. Wyglądał jak żywy trup. Majaczył coś. Przerażająco blady.Boże...Ćwirka zatrzepotała skrzydełkami, zasłoniła oczka i podreptała dalej.Droga ciągła się i ciągła. A tłum przeszedł pięć metrów i stawał, bo robił się korek przez karetki, albo przez tych, którzy zemdleli gdzies pośrodku. Stado baranów. Każdy dbał o swój tylek i jakoś chyba nikt nie pamiętał, że dopiero co świecili pokorą przed Ojczulkiem i szli do komunii św. Dwotyzm się szerzy. Wróbelka była strasznie zmęczona. Tak do granic wytrzymałości. Było Ćwirce strasznie słabo, ale obiecala sobie, że nie będzie mdleć za nic w świecie, żeby przez nią kolejna karetka nie blokowała drogi hihi. Ćwirka już sama nie wie ile to trwało. Ile szliśmy. Wie tylko, że długo, za długo...Kochany Kraków Ćwirki...tym razem jednak Wróbelka nie mogła się nim nacieszyć. Nie miała sił by to zrobić. Szła tylko i myślała kiedy ten dworzec....Pociąg miał być około 15. Lecieliśmy prawie przez planty, żeby tylk zdążyć. Zostało chyba z 10 minutek do odjazdu. Pod przejściem podziemnym koło dworca zrobił się niemiłosierny korek.Ćwirka wiedziała, że pewnie nie zdążymy, ale szansa zawsze jest, wiec nóżki za pas i do przodu. I jak to często bywa,a  już na pewno tamtego dnia, niespodzianka. Ho ho. Nie wpuszczali na perony normalnym wejściem. Kazali drałować dookoła, wzdłuż torów, przez jakieś chaszcze i tyłem dostać się na dworzec. Paranoja. Tego Wróbelka nie może zrozumieć do dnia dzisiejszego. Po jasna cholercie oni tak zrobili. A panowie policjanci stali na obrzeżach i się patrzyli cięlęcym wzrokiem. Ta droga w koło była po prostu masakryczna. Gość przejechał Ćwirce jakimś drutem po ramionku. A potem się ładnie uśmiechnął i przeprosił, jakby to coś zmienialo. A Ćwirka cała łapkę zdrapaną do krwi. Tak się pchali wszyscy, że zgnietli Ćwirce brzuszek, a już w podziemiach dworca, któś nadepnął tak Wróbelce na nóżke, że aż się skręciła z bólu. Ciotka ciągnęła ja za łapkę, bez ksztyny współczucia. I na dodatek mówi: trudno, bywa, pośpiesz się. Myślała Ćwirka że się ugotuje z nerwów. Na nogę stanąć nie mogła a kochana cioteczka za bebechy i to przodu. Bez wyobraźni.Wbiegliśmy na peron. Patrzy Ćwirka patrzy, a na peronie pociąg do Wrocławia. I wszystko fajnie, gdyby nie to, że zapakowany bezlitośnie, tak, że się ludzie wysypywali drzwiami i oknami. Zero szans na dostanie sie do niego.Nawet ociupinke , takiej najmniejszej szanski hihi. Analiza rozkładu pociągów we wróbelczym móżdżku.I jaki rezultat. Przepiękny wprost. Następny pociąg o 20.05. Na zegar lukam na  stacji. Fajniutko. TRZECIA.Pięć godzinek jak nic. Akurat na zwiedzanie Krakowa. Przemniamuśnego. Tylko, że.....Ehś no właśnie. Ćwirka zrobiła krok do przodu i padła....Nie było mowy o żadnej krajoznawczej wycieczce. Nogi jakieś w bąblach. Łepek z głodu boli, bo jak zwykle Ćwirka na głodniaka. Nie miałam siły, żeby dojść do toalety. A brudas taki. BOże. Kocmołuszek czarniutki już cały. Od włosków po nóżki w sandałkach. W toalecie ludzi jak mroofkoof. kolejka , że tylko w majtki się zesikać. A u facetów pustki.Im zawsze sikanie jakoś łatwiej szło. Ale za to jak przyjemnie wziąć kąiel w umywalce na dworcu. Ho ho. Taka przygoda. Właściwe to Ćwirka doszła do wniosku, że ten krakowski dworzec to przemniamuśny jest. Zaprzyjaźniła się Wróbelka z nim, zresztą wyjścia nie miała... Cioteczka Ćwirki czekała w kolejce do informacji,a  Ćwirka kucnęła sobie pod ścianą, wygrzebała z plecaka jakiś zmarnowany sok, bo ledwo cio a z pragnienia by umarła.Obok Ćworki siedziała dziewczyna. Taka może z 17 latek. ćwirka patrzy na  nią...biedactwo płakusiało..Pogłaskala Ćwirka po łepku i rzuciła słowkiem, że dobzie będzie, że zmęczenie trzeba przezwycieżyć. Nawet się bidulka uśmiechnęła leciutko, a dla Ćwirki to była jak balsam na serduszko.Dla takich chwil warto żyć.Potem znalazła sobie Ćwirka fajniutkie miejsce do spania. Przy wejściu do dworca jest takie zbocze porośnięte trawką i tam pod kątem 45 stopni, ale dało radę pospać choć troszeczke.Skuliła się Ćwirka w kłębek, położyła łepek i zamknęła oczka. Myślała nad wieloma rzeczami,a  było nad czym myśleć. Potem szlajała się po jakiś restauracjach. Wcinała zapiekanki i inne cuda. Kupiła sobie nawet zegarek, więc teraz żyje według czasu krakowskiego. A chodziła ta Ćwirka prawie na czworakach. Boże męki przeżyła tego dnia fizyczne, przeokrutne, ale w serduszu radość , że promieniowało dookoła. Minęły te pięć godzinek jak nie wiem cio. Szybciorkiem. Pociąg był wybaiweniem. Nikt nie wiedział, czy  wogóle dojedziemy do Wrocławia, sądząc po tym jak wyglądał poprzedni pociąg. Ale co tam . Noc na dworcu w Krakowie.Polubiła Ćwirka go bardzo. Więc czemu nie. Wsiadanie do pociagu to szczyt wszystkiego. Chamstwa, zero wyobraźni. Dziecko o mało nie wpadło by na tory. Ćwirke facet  w drzwiach do pociągu dusił łapką, a jak Ćwirka powiedziała mu, że jeszcze sekunda i ja zadusi, to się popatrzyła jakoś tak w oczka. BOże. Ćwirka chyba jednak ludzi nie rozumie. Plecak Wróbelka zgubiła gdzieś pod nogami tych postrzeleńców. Na szczścię się znalazł, a były w nim dokumenty, pieniądze, komórka i cala reszta. Wpełzłam do tego pociągu już tak na granicy możliwości własnych. Rodzinkę gdzieś zgubiła Wróbelka, bo każdy polazł innym wejściem i tylko się Ćwirka zastanawiała czy w ogóle weszli. Stała zgnieciona w korytarzu przez pana wojaka, tego samego co tak łypał oczkami w drodze do Karkowa. Ćwirka to jednak pechorka ma jak stąd na Sybir. Leżała prawie wróbelka na nim, a on jakoś dziwnie zadowolony był. Porozpłaszczani na ścianach wszyscy. Nikt nawet drgnąć nie mógł,a  jakieś panie, które obok zarezerwowały sobie przedział robiły tyle zamieszania...co chwile wyłaziły, pochały sie bo niby szukały kogoś, Jak się Ćwirka zdenerwowała. Jak się kłócić zaczęła...nie jej wina że jęzorek postrzępiony jak cholera.Tylko, że efekt tej kłótni był nieco inni. A mianowićie taki, że Wróbelka wylądowała w przedziale z paniami, na które tak bluzgała parę minut wcześniej. Popatrzyły na Ćwirke i powiedziały, że się fajnie denerwuje.. przytuliły i kazały włazić do środka...hhih. One jechały aż do Szczecina, więc około 10 godzin. Wzięły do przedziału też starsze małżeństwo. Ćwirka nie zapomni tej paru do końca życia. Wygładali jak zakochani z Titanica, którzy cudem się uratowali. Ona drobniutka, malutka, około 80 latek, blond loczki jak u małej słodkiej dziewczynki. On bardzo szczupły. Starszy od niej. Jechali też do Wrocławia. A pomiędzy nimi siedziała miłość. Wyraźnie ją Ćwirka widziała. Nie mówili praiwe nic. Trzymali się tylko za rękę. Ten obrazek to najwspanialsze zakończenie dnia. Zobaczyłam jak wygląda miłość...

A do Krakowa niedługo chcę wrócić. Znaczy Ćwirka chce. Musi się Wróbelka nacieszyć, bo nie zdążyła...

ani-mru-mru : :