Wyściubilam nos z cieplych domowych pieleszy i postanowilam choć trochę poskromić dzisiejsze calodniowe katastroficzne samopoczucie. I wydawać by się moglo, że taki popoludniowy spacer to takie male niby nic, ale jednak. Wstąpilam na wydzial(takie lekkie zboczenie, ale wszem i wobec jasną rzeczą jest jak wielką silą wlada przyzwyczajenie) a w drodze powrotnej zachaczylam o Halę Targową. Już prawie dotknęlam tych obskurnych, chyba na wpól drewnianych drzwi, już prawie jedną nogą przekroczylam próg, gdy dostrzeglam pewną osobistość. Najświętsza panienko, jak grom z jasnego nieba ostatnio spadają na mnie owe spotkania z przeszlością i przyznać muszę z niezmierną szczerością iż na rękę to one za bardzo mi nie są. Aczkolwek zależności również jest wiele. Bo zależy kogo, zależy gdzie, zależy kiedy i zależy z kim jestem wtedy ja, albo z kim jest wtedy ta osoba. Ale nic to. Zazwyczaj w takich wypadkach resztki przyzwoitości i wzgląd na dawne czasy ni cholery nie pozwalają odwrócić się dupą i skierować wzroku w inną stronę. Trza stanąć, trza zagadać, trza się popytać, trza udać zainteresowanie,a potem delikatnie delikwetnowi, tudzież delikwentce wtloczyć do świadomości slowa:"No to może ja już pójdę. A bo wieje, a bo mam trzy minuty do tramwaju,a bo pani na hali ucieknie z moimi kubkami, a bo to, a bo tamto. Wytlumaczeń dlugą listę można by skonstruować, lecz jednak cos na to nie zezwala. Michal G. wychodzil wlaśnie tymi samymi drzwiami, którymi ja mialam zamiar za sekundę wejść, i zrobil to tak szybkim i spontanicznym krokiem, ze ledwo zdolalam się zorientować, że owa przeszlość kolejny raz daje znać o sobie. Już chcial mi umknąć, gdy za plecami uslyszal moje przepelnione radością"Michal!". Odwrócil się i przez sekundę patrzyl na moją twarz w zupelnej nieświadomości z kim ma do czynienia. I przez chwilę przypomniala mi się sytuacja sprzed roku, czy dwóch, gdy w autobusie linii"K" bue poznala mnie wlasna babcia. I nie, że machalam z ostatniego siedzenia, gdy tymczasem ona siedziala z przodu i nie, że z babci pamięcią baardzo już niedobrze z racji postępującego i nie, że jechalam na bal przebierańców w stroju draculi, tylko zwyczajnie stalam pól metra przed nią, twarzą w twarz i powiedzialam z taką samą radością w glosie:"Cześć Babcia!". Do tej pory owa sytuacja krąży niczym legenda, badź podanie ludowe po rodzinie i wszyscy szczerzą ząbki w uśmiechu. Michal też się uśmiechnąl i po chwili uslyszalam z jego ust bardzo mile:"Agatka!". I byliśmy w domku moi drodzy. To się nazywa happy end, a nie tam jakaś wielka milość na ślubnym kobiercu Isaury i Leonsio, czy Shreka i Fiony. O nie nie! Jak ja się cieszylam, że nie będzie się we mnie wpatrywal kolejnej minuty.....Michal studiuje biotechnologię na Akademii Rolniczej, jest już na drugim roku, a na tym samym kierunku są Lukasz Sz. I Magda W., poza tym widuje Konrada (Krzycha, jak on to naniego mówi) i o ile dobrze pamiętam kilka innych osób. To na tyle by bylo jeśli chodzi o zwiększenie stanu mojej wiedzy w porównaniu do stanu sprzed rozmowy. Byly oczywiście uprzejmości, wymiana uwag na temat moich studiów i moje gapienie się w jego śliczne oczka. Zawsze wiedzialam, ze fajny chlopak, ale nie żeby aż tak! Dobra, już siedzę ciiicho, bo takie wyznania mogą się skończyć dla mnie conajmniej źle...Yhm yhmm...zatem bylam na Hali, kupilam kubki(mam świra na punkcie filiżanek i kubków wszelkiej maści i pokroju i zawsze kupuję, gdy mam wolnych kilka zlotych, albo oszczędzę na biletach MPK)(!), wparowalam spowrotem do domu i nie posiedzialam dlugo, jak przyszla Grażyna. I jak to już bywa nieszczęścia chodzą parami, i jak sie okazuje elementy przeszlości również,a mówiąc ściślej to taki jeden Pan Element się jeszcze przyplątal. Grazyna obmawiala przez komórkę szczególy co do jutrzejszego wyjazdu na Fryderyki, ale wcześniej, siedząc na fryzjerskim stolku mojej mamuśki, nie mogla nadążyć z wylączaniem telefonów od upierdliwego kolegi. Jak się potem okazalo, tym upierdliwym kolegą, byl nikt inny, jak Krzysiek K., największy amant X L.O. O zgrozo! Gdy zobaczylam go radośnie kroczącego w naszym kierunku w parku Hanki Sawickiej, tuż kolo Teatru Lalek, myślalam, że serce....Ehhh szkoda gadać. Rzecz jasna nie przyznalam się Grażynie, że go znam, nie przyznalam się Chrisowi, że ja to ja............I ogólnie zatajniaczylam.....Cholera ze mnie....wiem...:o)
Dobranoc.