Komentarze: 2
Przystojnego, wysokiego szatyna, w słonecznych okularach, na którego wpadam codziennie na ulicy, chcę uspokoić i do świadomości podać, ze nie czynię tego z premedytacją, a wydarzenia są spowodowane jedynie zrządzeniem losu, lub szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Ostatnio postanowiłam nawet zmienić drogę, którą chadzam, by losu nie kusić, lecz najwyraźniej moje starania nie przynoszą oczekiwanych rezultatów. Z uśmiechu na Pana twarzy wnioskuję, że Pan również zauważył ową fatum konsekwencję, że nas tak w jednym miejscu i czasie coraz częściej usadawia. Nie kuśmy losu, powtarzam : N i e kusmy losu...Obiecuję też, ze nie zobaczy Pan więcej na mojej twarzy miny zaczepno-głupkowato-figlarnej, którą to Pan widział, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy na przejściu dla pieszych przy ulicy Kołłątaja, kiedy szukając nerwowo czegoś w torebce zagapiłam się i nie zauważyłam zielonego światła. To było bardzo głupie-przyznaję, ale to jeszcze nie powód,żeby się ze mnie tak jawnie podśmiewywać.:) Poza tym...za przystojny Pan, a ja zajęta...Proponuję trasy po okolicy wyznaczyć i trzymać się każdy swojej. Nie kusić losu, nie kusić...
* Lampka białego wina,pizza z mięsa obdarta, telewizor, miłe sms-y i samotność tego wieczora. Moi bawią się na weselu, siostra na baletach, Kochanie daleko, ja sama. I zrowie coś szwankuje, nerki się odzywają, oby nie...