Akt któryś tam, w każdym razie ROZPACZY, odsłona pierwsza, najbardziej przy tym dramatyczna.
I co mam napisać?Jak bardzo za Nim tęsknię?Jak nie daje sobie rady z ta pieprzoną samotnością?Jak uciekam pod łożko, bo boje się, że świat runie mi na głowę?To piszę. Płaczę i nie mogę sobie miejsca w życiu znaleźć. A myślałam, że wytrzymam. Wytrzymałam. Miesiąc. A co dalej. Do cholery, co dalej. Zwariuję tutaj.Zaraz walnę głową w ścianę. Co wy na to? A zresztą kogo to obchodzi??Moje pieprzone, nic nie znaczące życie. Taki mały ludzik, ktorego nikt nie dostrzega, a co najlesze wszyscy mówią, że widzą, tylko jakoś nikt nic nie robi, a ja dalej czuję się tak samo. Akt rozpaczy powinien mieć coś z dramatyzmu. Więc może skoczę z mostu, tylko jeszcze nie wiem z którego. A może do cholery z mojego zagraconego balkonu. Będzie zabawniej. Sąsiedzi się zlecą. Będzie o czym mówić w okolicy. Tak dawno nikt już nie poderżnął sobie gardła.Już nawet spać nie mogę. Noc w noc to samo. Śni mi się. I co, jak nie mogę Go dotknąć. Więc po co są te sny do cholery. Chyba po to, żeby tylko mnie wkurzyć jeszcze bardziej. Z szefem już nie mam o czym gadać. On za dużo dla mnie zrobił. Ale może chociaż poproszę o te sny...Będzie bez nich lżej. Chociaż narazie. Dopiero teraz się przekonuję co te przebrzydłe myśli robią ze mnie. Nawet jeść mi się już nie chce. Dobra dieta odchudzająca co? Ma któs problemy z nadwagą? To polecam.No i co dalej? Gdzie mam sobioe miejsce znaleźć? Do któego kąta wejść. Cholera jasna.Nosi mnie. No zaraz nie wytrzymam. Rozwalę coś. Jakiś wazonik, może mi ulży. W domku nie ma nikogo akurat...zresztą nigdy nie ma, nawet jak są. Zabawne jest to, że moja najbliższa rodzina wie o mnie gówno. Po prostu nic. Zero totalne , okraglutkie jak pączuszek. Tyle lat żyjemy pod jednym dachem i oni mnie nie znają. Aż śmiać mi się z tego chcę. Moja własna matka nie wie jaka jestem. Tylko drżeć się potrafi i pokazywać palcami moje zasrane wady. I co jej po tym. Przecież się nie zmienię. Za uparta jestem. Ale mniejsza o to. Nie będę jeszcze bardziej podsycać moich uczuć bo i tak już czerwone i palą jak cholera. Wiecie co, ale musze jeszcze coś napisać. Zastanawiałam się ostatnio, kto przyszedłby na mój pogrzeb. I tak liczę i z tego co mi wychodzi, to chyba tylko rodzina. I to z obowiązku...No, może nie wszyscy. Babcie chyba mnie kochają gdzieś tam w głębi. Kuzynkom może w jakiś sposób zależy. O Ojcu to nawet nie chce mi sie palcem w klawisz stuknąć...paranoja. A czemu ja właściwie pisze go z dużej litery??Nie ma jeszcze mniejszej niż taka normalna?Każda na niego tu za duża jest...No bo co? Umieram dosłownie. Nie ma mnie już prawie w połowie.Płaczę z bezsilności. Bo na dobrą sprawę to co ja do cholery mogę zrobić? Nic. Tylko skomlec jak mały kotek, przygnieciony jakimś cholerstwem i czekać. Wiecie, co...Do chrzanu z tym wszystkim. Spadam po kawę , tylko ona jedna dobrze robi na moją pokręconą psychikę. Nie ma mnie już.