Archiwum 28 czerwca 2003


cze 28 2003 A tak w ogóle, to mnie ząb boli.
Komentarze: 0

Prace ze statystyki mają to do siebie, że przy dziesiątej trudno wpaść na pomysł oryginalnego przykładu, w którym zawrzeć można trzy zmiennie:waga długość, szerokość. Źdźbła trawy i ścieki tudzież inne wynalazki na ten przykład. I zostałam przez Marka zastrzelona wczoraj zadaniem wymyślenia kolejnego, a że z pomysłami na zawołanie to tak jest, że rzadko kiedy sie zjawiają, nie wymyśliłam nic. Za to pierun jeden tak mi po ambicjach pojechał, że w nocy mi się to śniło,a dziś chodzi za mną krok w krok.

Do cioci E. wyprawa była w celu znalezienia nowego lokum, dla tego czegoś co wcześniej, po długich dywagacjach, postanowiliśmy nazwać "kotem". Nie wiem, nie widziałam, ale ufam intuicji i oczom matki. Najprawdopodobniej babcia zostanie w najbliższym czasie uraczona czworonożnym prezentem, zatem muszę uprzedzić Artura, że będzie miał sześciotygodniowego współlokatora.Wszak niegdyś wspólnie ustaliliśmy, że  w naszym ewentualnym wspólnym domu zwięrząt za bardzo mieć nie będziemy. Już napewno psa, bo uparcie przystajemy przy opinii, popartej zresztą wieloletnim doświadczeniem, że pies to duży obowiązek, a oboje chęci nie mamy na drałowanie na poranne spacerki zimową porą, czy nawet letnią. Nie i już. Odkąd pamiętam mój dom był pełen zwierząt, za sprawą mamy fanatyczki, która idąc do sklepu zoologicznego po pokarm dla chomika wracała zazwyczaj ze świnką morską, tudzież innymi gryzoniami. I za sprawą mojej siostry, której zwierzęta na podwórku skaczą na plecy, nie wiedzieć czemu, albo robią tak maślane oczy, ze nie sposób jest się im oprzeć. Nie przeczę, że do kilku czworonogów w domu przyczyniłam sie ja sama, na ten przykład za moją sprawą w domu wylądowała Zuźka, przywieziona przeze mnie z Mazur, siedem godzin maltretowana w pociągu. Żółw niejako też z mojej inicjatywy, bo nie chciałam z zoologicznego wyjść. Ale powiedzmy, ze winę zrzucam na rozczulone młode lata i zbyt miękkie serce, które teraz powoli się już oudparnia na takowe wdzięki. Ale żeby czterdziestoletnia kobieta sikała w majtki na widok yorka z czerwoną kokardką. Nie będę mieć zwierząt w przyszłości i kropka. No chyba, że A. będzie chciał ryby. Bo ma słabość. A że ja mam słabość do niego, to i na ryby sie zgodzę.Chrzanię jak potłuczona, wiem. Ale i to znajduje swoje wytłumaczenie, jak większość zresztą rzeczy na tym świecie. A. pojechał dziś do domu, a tęsknota już mi się udziela. Żyję jedynie dzięki :"Zaraz wracam do Ciebie mysz, jeszcze trochę poleniuchuję i wracam".

Ulotki stadniny wyszły zupełnie niezłe. Plakaty też. Czasem jak widać moje umiejętności się na coś przydają.

I spostrzeżenie jedno. Studenci mnie zadziwiają swoją pijacką elokwencją. Przed akademikiem na skrawku tego co można nazwać trawnikiem, kolejny pretekst do picia, grill znaczy się. A co by im wesoło było wystawili za okno radio, włączyli na full, gęby przy tym drą. W ostatni weekend przed wakacjami świętują. I wszystko byłoby ok, oczywiście pomijając fakt, że niektórzy w tym akademiku to mają to do siebie, że się uczą, piszą prace dyplomowe, tudzież prace ze statystyki. Ale jakby tego było mało, jeden mądry podjechał samochodem pod sam trawnik i z uśmiechem na twarzy włączył w nim radio. Tym samympowstała mieszanka wybuchowa w postaci radiowych szlagierów i hitów hip hopowych. Prawie z okien butelki z wodą leciały, albo inne funkcyjne przedmioty. A na zapytanie jednego z imprezowiczów, co jest najważniejsze w życiu, reszta chórem odparła "N-A-U-K-A!!!"

*Cała głowa mnie od tego zęba boli. Wzięłam jedną tabletkę, ale najwidoczniej nie działa, bo nie mogę oderwać się od poduszki. A dentysty się boje jak pierun. Może ktoś zna jakieś domowe metody? Ale umówmy się. Powód jest tylko jeden. Albo raczej w kilogramach go liczyć:P

ani-mru-mru : :
cze 28 2003 Gatunek piranii pewnie wyginie, kot umrze...
Komentarze: 2

Więc tak. Moje Kochanie najzdolniejsze skończyło dziś pracę i zaniosło gdzieś tam do sprawdzenia. W poniedziałek będzie wiadomo co i jak i ustalą też termin obrony. Przeokropnie dumna jestem z Niego, bo wiem jak wiele wysiłku Go to kosztowało. Nieprzespane noce. Żadnych przyjemności, tylko cyferki w koło i kreski w rysunkach rzecz jasna. Dziś widziałam kilka takowych. Doprawdy dla laika owe konstrukcje są nie do zrozumienia.Dla laika, czyli dla mnie. To ja już wolę uczyć się na pamięć tych 900 stronnicowych książek:)W poniedziałek też przenosimy klamoty do babci i zaczyna się nowy etap. Zagrzane przez około cztery lata w akademiku miejsce dostanie się zapewne komuś innemu, a studenckie życie będzie tylko wspomnieniem. Ja to bym się niewątpliwie poryczała. I to jak bóbr. Albo dwa:) I piękny wieczór dziś mieliśmy. Wytęskniony przez nas oboje. Przytulany, całowany i szeptany do ucha:) Trochę się wyżaliłam, trochę pośmiałam, trochę ciepłych słów posłuchałam, a na koniec to  spadłam ze schodów.:) No prawie. A co...!:P  Jutro A. jedzie do domu. Dostał kategoryczny nakaz leniuchowania, bo zdecydowanie mu się należy. I jeszcze jeden nakaz dostał, ale o tym to cisza. Za prywatne.:P I męczyc Go będą z pewnością pytaniami: co, gdzie, kiedy, po co, jak. A jeśli nie daj Bóg moje ulubione bliźniaczki zjawią sie na horyzoncie, to już zginął, przepadł.A potem to niech lepiej szybko wraca i będzie już tylko pięknie...Cały miesiąc razem. Rządy w mieszkaniu nam sie dostały...i ferajna zwierzaków:oP

ani-mru-mru : :