wrz 22 2002

Wspominki z dzieciństwa


Komentarze: 3

  Gdy pomyślę o dzieciństwie to właściwie to głowy przychodzą mi nieliczne sytuacje, nieliczne grono osób. Moje najmłodsze beztroskie lata to przede wszystkim dziadkowie. Gdy miałam zalewie kilka lat, mieszkałam z rodzicami i siostrą w wynajmowanym mieszkaniu w dzielnicy leżącej na obrzeżach miasta, a babcia przychodzila codziennie. Zasypiałam w łóżku trzymając ją za rękaw i prosząc żeby obiecała, że nie odejdzie, nawet gdy ja zasnę. Oczywiście gdy budziłam sie jej  nie było.Pamiętam to uczucie goryczy i żalu. Dlaczego mnie zostawiła. Przecież obiecywała... Potem mieszkałam z babcią i dziadkiem. Pamiętam jak mówiłam do dziadka przed snem, : "Dziadek,a  przytulisz mnie" hi hi.Pamiętam jak modliłam się klęczac na wersalce przed świętym obrazkiem" Boziu, Boziu daj mi zdrówko i Maciusia", Wtedy moja mama była w ciąży z siostrą. No cóż. Chciałam brata. Pamiętam jak młodszy kuzyn gryzł mnie za każdym razem, gdy dochodziło do większej kłótni i, że wujek a jego ojciec zawsze stawał po stronie synka. Płakałam bo było mi chyba przykro, ze mnie nie lubił. Zawsze mówił takie twarde "Agata". I to ledwo przechodziło mu przez zęby, Zresztą, na tle rodziny nie miało to większego znaczenia, bo był czarną owcą...Pamiętam drewnianą huśtawke w drzwiach, o którą była wieczna walka. Trzepak na podwórku i miasteczko za garażami, do którego znosiliśmy wszystko co się tylko dało. Koleżankę Kamilę, córkę sąsiadów z która zawsze wcielałyśmy się w księżniczki z długimi włosami, w balowych złotych sukniach i koronie z diamentami na głowie. Pamiętam jak wymykaliśmy się z kuzynem przez okno w kuchni, gdy babcia zabraniała zabaw na podwórku, bo niedługo miał być obiad. Notorycznie też podkradaliśmy słodycze, pochowane gdzies po kątach. Przed obiadem nie można było zjeść nawet jabłka.Pamiętam takie białe kulki, które rosły na krzakach na podwórku przed domem i one tak fajnie strzelały. Zrywało się je, rzucało pod nogi i przydeptywało. Cudny odgłos. Pamiętam jak dziadek nie pozwalał wchodzić do garażu, bo tam miał swoje królestwo,a  nasza wizyta mogła by nieśc ze sobą zagrożenie dewastacji, bądź podkradzenia jakiś srubek, plastikowych rękawiczek, farby,młotka, uszczelek, gumek,roboczych ubranek czy butów. Zawsze przecież mogły się na coś nam przydać. I tak babcia zawsze psioczyła, że kradniemy sztućce z szuflady i znosimy do piaskownicy. Pamiętam jak wyciągałam od babci z pokoju taką nawinięta na dużą szpulę gumę do majtek. Ucinałam kawalek, związywałam, przymocowywałam jeden koniec do trzepaka i na zmianę z Kamilą skakałyśmy. Najczęściej to skakanie kończyło się wielką obrazą majestatu zazwyczaj tej, której nie szło. Potem hukiem lądowałyśmy każda w swoim domu. Mijała godzina i dreptałysmy do siebie czym prędzej  a jakie przeprosiny ho ho:oP A naszym ulubionym zajęcięm było topienie czekolady na grzejniku. Musiałyśmy to robić w wielkim kamuflarzu by przypadkiem żaden dorosły się  nie dowiedział.Taka gorąca rozmlaskana czekolada była poprostu najlepsza. Pamiętam tez bananowe gumy do żucia przywożone z Arabii przez jej ojca. Istny rarytas wtedy. Napychałysmy nimi całe buźki i robiłysmy wielkie balony, A gdy się już zzuły zakradałyśmy się do babcinego pokoju bo tam w szufladzie w takim metalowym pudełku były zawsze M&Msy, Snikersy,i Twixy i takie jeszcze czekoladki z miętowym nadzieniem w kształcie różnych zwierzątek. Dziadek przywoził. Boże. Ale się objadałśmy. Wtedy w  Polsce nikt jeszcze nie słyszał co to jest batonik czekoladowy. Pod tym względem to mialam bardzo słodkie dzieciństwo. Pamiętam jak dziadek idąc do sklepu po papierosy zawsze kupował Turbo, albo Donaldy. To był rytuał. Jak tylko dziadek zniknął z pola widzenia, biegliśmy pod bramkę i czekalismy, aż wróci dziadek z Donaldem he he. Kochał nas. I oczywiście coroczne wyjazdy nad morze do Sarbinowa. Byłam tam chyba osiem razy. Dziadek bowiem był kierowcą w straży pożarnej i takim wielkim autokarem zawoził ich na wczasy co roku. Wyprawa zaczynałą się w nocy. Budzili mnie chyba o 3. Pakowałysmy z babcią taki duży wiklinowy koszyk. Mnóstwo w nim było jedzenia. W atokarze siedziałam zawsze na pierwszym siedzeniu. Obok babcia. A dziadek kierował. Liczyłam wszystkie miejscowości, które mijalismy. Od czasu do czasu udawało mi sie wybłagac u dziadka możliwość siedzenia na skrzynce z wodą mineralną tuż obok niego. Boże jaka ta przednia szyba była wielka. Pamiętam, ze chowałam się gdy tylko na choryzoncie pojawiała się policja.Mielismy z dziadkiem umówione znaki hi hi. Najbardziej kochałam krowy, które pasły sie na polach obok których przejeżdzaliśmy. Droczyłam się z dziadkiem i mówiłam, że to jego koleżanki hi hi, a on odwzajemniał się tym samym i mówił, : "nie, to twoje koleżanki" hehe. To nasze powiedzonko przetrwało do dzisiaj. Z wypraw do Sarbinowa pamiętam też małżeństwo w średnim wieku, z synem, który był głuchoniemy. Zawsze dziwiłam się czemu on tak macha rękami. Aż w końcu nie wytrzymałam i zapytalam sie babci. Cierpliwie wytłumaczyła. Pamiętam starszego pana w Sarbinowie,który rozwoził po ośrodku pościel na takim dużym metalowym wózku. Pamiętam mecze siatkówki na przyosrodkowym boisku. Mecze o skryznkę piwa. Pamiętam drogę z ośrodka nad morze. Szło się przez mały mostek, pod którym płynął strumyk, potem była ląką z dziadka koleżankami, apotem wchodziło się w las. Dochodziliśmy do rozwidlenia dróg i tam na rogu stał jakiś kolejny ośrodek wczasowy. Droga w lewo prowadziła do miasta, a w prawo na plaże. Szliśmy lasem. Aż ściólka leśna znikała, zaczynał się piach, wydmy, morska roślinnośc.Aż w końu przed oczami pojawiało się przeolbrzymie morze. Miałam strach w ochach jak je pierwszy raz zobaczyłam. Taaakie wielkie. Boże hehehe. I te fale. A potem zbiegałam w dół, żeby czym prędzej dotknąć wody. Dziadkowie lecieli za mną, żebym przypadkiem nie zrobiła czegoś głupiego. Woda zawsze była moim żywiołem. Pływałam wyczynowo. Co sobote jeździłam na zawody. Pamiętam jak czekałam co tydzień na mamę. Ona pryzjeżdzała, żeby pojechać ze mną. Starsznie się stresowałam. Każdy start to było dla mnie kolejne wyzwanie. Nie mogłam przeżyć, gdy kolejny raz byłam druga za tą francowatą Jagodą hehe. Pamiętam, że na ostatnich zawodach ją wzięłam na 50tke dowolnym.Ale była radośc hihi. Właściwie to był mój cel. Żeby w końcu ją pokonać. Teraz czasem spotykam ją na przystanku autobusowym. Skończyła z tym bardzo dawno temu, zresztą tak jak ja. Z dzieciństwa pamiętam jeszcze jak siedziałam z babcią na zapleczu w jej pracy i jadłyśmy gołąbki. Zawsze się pytałam:" Babciu,a te gołąbki, co my jemy, to takie same co tam fruwają i skacza po dachu" Hi hihi Trudno było babci wytłumaczyć mi, że jedno z drugim nie ma nic wspólonego. No bo skoro nie ma to czemu tak samo się nazywa?:oP Pamiętam strażaków, których podglądałam przez płot jak mięli ćwiczenia pożarnicze. Jak wspinali się po linie na taką wysoką drewnianą atrape wieży.Ale chyba tym co najzywiej utkwiło mi w pamięci z dzieciństwa to pewien wieczór. Leżałam już w łóżku, i prawie zasypiałam. W pokoju nie było nikogo, bo babcia jeszcze się krzątała w łazience, dziadek spał w pokoju za ścianą. Leżałam, miałam zamknięte oczy i nagle poczułam, że któs położył mi rękę na głowie. Wyraźnie to czułam. Czyjąś gorącą rękę na mojej głowie. Otworzyłam oczy, ale nie było nikogo. Pomyślałam- to napewno mój Aniołek Stróż. Nie ma się co bać.I zasnęłam.

ani-mru-mru : :
22 września 2002, 13:57
Dziewcze drogie! Przytuptałam tu bo bardzo zaniepokoił mnie permanentny stan bezsenności jaki daje się zauważyć w przypadku Twej osoby w komentarzach u przeróżnych tu piszących!!!!!! To niezdrowo tak po nocach... Ciuś ciuś!!!!!!
DiamentowY_PotworeK
22 września 2002, 10:56
moge umieścić linka Twojego bloga u siebie? :)
DiamentowY_PotworeK
22 września 2002, 10:52
Trafiłam na Twojego bloga.. :) Jejku aż mnie zaryło, jak go zobaczyłam.. jest taki sliczniutki.. a ten wstep na szrym tle odrazu po wejsciu mnie rozbroił :)))) takie to urocze.. A Twoje wspomnienia.. wogóle ślicznie To zrobiłaś.. Buziaki

Dodaj komentarz