lip 29 2003

Walka wręcz. Wręcz interesująca...:)


Komentarze: 2

Mały Yntelygentny Szczwany Zwierzak wdrapał się chytrze na plecy pana inżyniera i w sporze "Muszę już iść" nie dał łatwo zrobić w bambuko. Lądowanie z sofy drastyczniejsze dla owego pana było wszak, aniżeli dla mnie samej, a parkiet dla tego pierwszego niezmiernie twardy. Mi za to omal pstryczek od lampki nocnej, która ostatnimi czasy zalega na podłodze nie wbił się w potylicę, a oczy nie oślepły od nagłego błysku. Wspominać nie muszę już chyba o nadzwyczaj wymęczonej ruchami dynamicznymi przeponę, szczęce, która w banan jeszcze trochę pozostanie i łez jak grochów, które do kubka zbierać można było. Mały Y...S...Z... pełnił tyż, chwil kilka, rolę małpy kurczowo oplecionej giczałami i łapami w okół ciała pana majstra, podczas upartego podnoszenia się z twardego parkietu i przedzierania się przez przedmioty codziennego użytku, które tu okazały się być wielkimi przeszkodami, do drzwi wejściowych, w tymże przypadku - wyjściowych.Przy ścianie, obok drzwi, co raz lądowaliśmy w pozycji 'Poddaj się! Ręce do góry! Już mi się nie wymkniesz łotrze!' to ja to On, w między czasie zatykając sobie wzajemnie jadaczki, gdy zdrowy rozsądek podpowiadał 'Już po dwudziestej drugiej! Pan B. chybcikiem pojawi się obdarować Nas kneblami'.Jak się człowiek dobrze o przedmiot jakiś nogą zaparł, to i można było skutecznie przeciwnika pchnąć na sofę, uściąść na nim okrakiem i uskuteczniać gilgotki, zawsze jednak ryzyko było takie, że rączki sprytnego przeciwnika równie dobrze mogły lądować na brzuchu, pod pachami, pod kolankami, i we wszystkich, tym razem moich, miejscach, których wszelkie dotykanie grozi niechybnym i natychmiastowym uruchomieniem machiny śmiechu o imponującym natężeniu dźwiękowym oraz płaczu spowodowanego tym ostatnim właśnie. Powiedzmy otwarcie: bunt się we mnie zrodził dziecinny iście, a w Nim sprzeciw wobec tego buntu nie mniej dziecinny również. Efekt : Półgodzinne tarzanie się po podłodze, tudzież sofie, przypieranie przeciwnika do ściany, wojna o nieprzewidywalnym przebiegu. Do tego ofiar brak, lecz podział ról zaistniał, wygrany i przegrany wyłowiony po równej(?) walce. Tylko czemu do diaska ja ten ostatni? :P Eh te Jego wielkie niebieskie oczy i moje miękkie serce...:)

ani-mru-mru : :
MF
29 lipca 2003, 12:56
Tak, tak Winietko, gra wstępna..:oP a w ogóle to witam po krótkiej nieobecności:o)
29 lipca 2003, 07:16
przepraszam jestem spiacy i nie bardzo nawet widze co czytam... Ty pisales o grze wstepnej cos tak ? :D eeee gupio pisze, zjaranym spiacym i z trudem nadrabiam kilkudniowe zaleglosci
pozdrawiam, see ya

Dodaj komentarz