wrz 22 2002

Tylko chciałam.....


Komentarze: 2

Huk jaki towarzyszył procesowi wyzbycia się wszelkich wątpliwości co do Jej prawdziwego stosunku do mnie był tak samo głośny jak ten, z którym przedarłam sie w błogi stan ułudy i dziecinnej naiwności.Siedziałam w tej przeklętej kościelnej ławce zapełnionej wspomnieniami i początkiem Tego. Drewniana dębowa ławka w szparach pomiędzy nierównymi listwami kryła moją mozolną pracę nad słabościami, wyłuskaniem tego co we mnie najcenniejsze, kryła wciąż żywe wspomnienia, za których ponowne urzeczywistnienie oddałabym wiele.Zostawiłam tam cząstkę siebie.Okruszek serca, który nabrał mniej transcendentnego wymiaru gdy przetworzyłam go w orobinę spokojnie unoszącej się w przestrzeni melodii. Materializowałam się nutami.W moim wnętrzu siedział małostkowy chochlik na każdym kroku przypominając o wymaganej rzetelności. Trwałam. Jurystyczna w swej naturze rzeczywistość nadesłała niechybny koniec.Koniec tego co materialne. Wydawac by się mogło - tylko tego,co materialne. Bo czyż materialne  nie znaczy doczesne właśnie? Trywializm oczekiwań infantylnego dziecka. Czerpanie ze źródła bezdennej nadziei, zwanej matką głupich. W gruzach, bowiem, poległo również to, co transcendentalne i niby-ponadczasowe. Wspomnienia. Przeszłość. Ja w Jej oczach. Czas modlitwy podczas mszy św. wyjawił się jako odpowiedni i jedyny okres wiązania wydarzeń w całość i wynurzenia rozwiązania jedynego, ostatecznego. Wahadło z mosiądzu w mojej głowie chwiało się osiągając swe wyżyny raz po stronie jednej z walczących rycerskich grużyn myśli, raz po stronie drugiej drużyny o przeciwnych ideach i rozwiązaniach. Szalę przeważyła spontaniczność, otwartość dziecka, głupi optymizm, wiara w ludzkie dobre serca. Pobiegłam. Przedzierałam się przez tłum kroczący w kierunku przeciwnym.Chciałam się z nią zobaczyć jak najszybciej. Prawdziwie tego pragnęłam. Chciałam tylko móc odwrócić klepsydrę, by okruszki piasku odmierzające czas upływający od naszego ostatniego spotkania, przesypywały się od nowa...A droga wydawała się taka długa. W końcu znalazłam się tuż za Nia. Za Tą, która zawsze była moim autorytetem...

-Cześć- powiedzialam ze szczerym uśmiechem. Popatrzyła w moje oczy po czym odwróciła głowę. Spojrzała ponownie. Zimno i wyrachowanie.

-Nieładnie Ci w  tym kolorze włosów...syknęła...

ani-mru-mru : :
Kamil
23 września 2002, 01:34
hehe czytam, czytam i za h.. nie moge zrozumiec o co wlasciwie chodzi :), ale bez kitu czas otwierania tego bloga wystawia moją cierpliwosc na duzą probe... dzieki za pozdrowienia i nawzajem ;)
asmik
22 września 2002, 18:54
no jak widzę są jeszcze na tym świecie potwory a ja głupia myślałam że wyginęły gdzie ja żyję a co do tego czasu otwierania to już mnie zaczyna powoli (a może nawet nie powoli) wkurzać jak ktoś tu w końcu archiwizacji nie zrobi to mu nastukamy kto się dołącza???

Dodaj komentarz