kwi 11 2003

Pająki w kaluży, ja z parasolką, pani...


Komentarze: 1

Zaczęlo się jak w bajce. "Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, tam gdzie deszcz z nieba lal się strumieniami, zdesperowana żaczka wyruszyla w dlugą podróż do dawno nie odwiedzanego, bo aż wczoraj, miejsca codziennych  intelektualnych katuszy."..

Cholera! Matka nie dala mi na bilet i darlam z buta w to zimno,a deszcz lal mi się na leb, szlag trafial nie tylko w najczulsze miejsca i balam się cholernie, bo kolo z baroku mialam zaliczać!

...No ulżylo mi...

Potem byla dalsza część bajki,  a brzmiala mniej więcej tak:

- Czy mi się zdawalo, czy ktos mial dzisiaj zaliczać na konsultacjach, po naszych zajęciach kolo lekturowe z baroku - doktor Kochan tuz po wejściu do sali, mniej więcej kilka minut po ósmej,czyli znowu nie tak dawno.

- Tak, pani doktor, ja dziś chcialam zaliczać - wyściubilam odważnie nos zza pleców koleżanki i postanowilam butnie przyznać się do niecnych zamiarów.

- A czy nie moglaby pani pisać tego we wtorek, bo dziś w moim gabinecie będzie zebranie dyrekcji,a chyba w obecności największych wydzialowych szych.....

- Dobrze, dobrze pani doktor, to ja napiszę we wtorek..

-To świetnie...może o dziewiątej.....

Wcielilam się również, bardzo dobrodusznie zresztą, w rolę dobrej wrózki  z parasolką. Tak drodzy państwo, z parasolką wlaśnie. Ja pojęcia zielonego nie mam, czy wrózki oprócz różdżek parasolki również, posiadaly (posiadają(!)), a może wlaśnie moja parasolka byla tutaj ucieleśnieniem owej różdĄki, w kazdym razie po wejściu do instytutu, gdy stalam przy szatni czekając na to aż ktos się zlituje i weĄmie ode mnie plaszcz i ową mokra parasolkę, po dluższej chwili podeszla do mnie pani szatniarka, pokusila się o zakończenie rozmowy z jakąś studentką kilka metrów dalej i wyszeptala do ucha:

- Ja tu  z Panią zaraz biznes zrobię....Ta Pani ( i tutaj wskazuje skinieniem glowy na osobę z która przed chwilą tak żywiolowo rozmawiala) dzisiaj broni pracę magisterską i chcialaby iść kupic jeszcze kwiaty, czy coś tam, a deszcz pada, no a ona biedaczysko nie ma parasolki...Moze bylaby Pani tak mila i użyczyla swojej parasolki, potem wysuszę elegancko i bedzie jak nowa. Przyjdzie Pani i droga do domu będzie milsza...

Rany boskie. Daję slowo, że przez chwilę, a  dokladniej po jej pierwszych  slowach, czulam się jakby to chodzilo o pożyczenie męża conajmniej, no w każdym razie nie parasolki. Ta śmiertelna powaga, ta sztuka retoryki i perswazji...Oh...

ani-mru-mru : :
11 kwietnia 2003, 17:42
Dobra z Ciebie duszyczka :) Ale męża w przyszłości nie pożyczaj (to zresztą sama wiesz :))

Dodaj komentarz