Ból
Komentarze: 5
A może jednak jestem Aniołem...Dobra, powiedzmy, że pół- aniołem.Anioły chyba nie czują fizycznego bólu, prawda?Bo przecież one nieistnieją. A jak coś nie istnieje, to nie czuje ani bólu, ani zimna, ani ciepła, ani zapachów...I ogólnie wszystko mają gdzieś...Ale jakby na to popatrzeć z drugiej strony to Diabły chyba też ....Pod względem odporności na ból nikt mnie nie przebije.Kiedyś leżałam na stole operacyjnym w ambolatorium, a przystojniak w białym kitlu, z równiutko przycietą brudką, wbijał mi w nogi chyba setki igieł ze znieczuleniem. Raz przy razie. Pięlęgniarki stały nade mną, w tych namordnikach zielonych,i takich samych czapeczkach, a jedna, taka ruda i piegowata, z lekko brytyjskim image , pyta:
-Panią to naprawdę nie boli?
-Hmm, no żeby łaskotało to nie powiem, ale wytrzymać się da..
-No bo wie, pani, zazwyczaj w tym momencie operacji pacjenci rzucają się na łóżku, czasem skaczą z pazurami...igły wchodzą prawie do samych kości, dlatego tak pytam....
-Pewnie jacyś nadpobudliwi
-Hmm, w każdym razie, pani ma taką kamienną twarz...
Sedno tkwi w tym, że umiem ból fizyczny opanować swoją psychiką. Nie boję się bólu. Bo chyba najbardziej boli strach przed bólem niż sam ból. To strasznie ułatwia życie. Jak mnie kiedyś mąż zdzieli siekierą to jest szansa, że z tego wyjdę bez szwanku...No powiedzmy, że nie umrę od razu. Po chwili. Chociaż zdąże się mu odwdzięczyć...A temat taki właśnie poruszyłam , bo przed momentem wyciągałam sobie kawałki szkła ze stopy, bo jakiemuś palantowi się szklanka zbiła i zapomniał posprzątać...
Ale wracając do operacji, to potem rozmowa w ambolatorium zeszła na zupelnie inne tory. Przystojniak w kitlu chciał się ze mną umówić do knajpy...hehe
Dodaj komentarz