Babcia w akcji.
Komentarze: 5
Hopsasa, ale zmokłam:oP ojoj. Kapie z moich włosów, spodni, kurtki, jakbym wlazła przypadkiem pod prysznic w ubranku.Dziś dzień rektorski, lecz musiałam podreptać na uczelnię na szkolenie biblioteczne. Pani o blond lokach tłumaczyła z szczerym zazngażowaniem meandry bliblioteczne i zawiłe to one były niezmiernie. Po godzinie jej paplaninki stracilam rachubę i zapominałam poprzednie kwestie. Nic nie szkodzi, bo w zasadzie to i tak dopiero praktyka czyni mistrza, zatem po kilkakrotnym odwiedzeniu biblioteki w rzeczywistości i na własnej skórze przekonam się o jej funkcjonowaniu. Jedno jest pewne. Pomerdane to wszystko i z goła odmienne od porządku jaki panował w bibliotece pani Miodek w moim Liceum. Czas wydorośleć i przyzwyczić się do samodzielności. Nikt nie będzie już prowadził za rączkę. Szperanie w katalogach, zamawianie książek na rewersach, przywyczajenie się do rewersów zwrotnych w pudełku oznaczających brak poszukiwanej książki.To mnie czeka. A przedwe wszystkim częste odwiedziny zarówno w wypożyczalni, lecz przede wszystkim w czytelni, jest bowiem mnóstwo książek, których do domciu zabrać nie można, aczklwiek nie narzekajmy bo restrykcje w wydziałowej bibliotece i tak nie sa wygórowane jak to ma miejsce np w bibliotece Uniwersyteckiej na Szjanochy, czy w Pedegogicznej na Rynku. Grunt, że nie ma kar pieniężnych za przetrzymywanie książek. Jeśli o mnie chodzi informacja to niezwykle istotna, i że tak powiem, często wykorzystywana. I tu odzywa się kwestia sumienia. Nie uchodzi i tak, czy z restrykcjami czy nie przetrzymywać już nie potrzebnych pozycji,które być może są w zasięgu zainteresowania innych studentów. Koleżeńskim trza być i przede wszystkim nieco mniej egoistycznym niż dotychczas. Założenia są, realizacja nastąpi, miejmy nadzieję. Tuż po szkoleniu postanowiłam zapisać się do biblioteki, gdyż już otrzymaliśmy listę książek na niektórych wykładach i chciałam obadać sprawę. Po prostu sprawdzić, co jest, czego nie ma, a zatem czego trzeba szukac gdzie indziej. Pokornie stanęłam przy dyżurnej pani bibliotekarce i chcąc nie chcąc stałam się naocznym swiadkiem pewnego dialogu, który z jednej strony mnie zaszokował, z drugiej zaskoczył, z trzeciej rozśmieszył a z czartej zniecierpliwił. Przede mnie, do kolejki, wepchała sie pewna starsza, bardzo roztargniona i jak się potem okazało pałająca niezwykle gorącą miłością do swojej wnuczki, pani. Niska, siwe kręcone włosy do lini brody, braki w uzębieniu, okulary w grubych brązowych oprawkach, ubrana w cienki szary prochowiec, zapięty na jeden guzik, spod którego wystawała spódnica w zielono kremowe kwiaty. Bardzo przy tym żywotna, pełna zapału i chyba zdesperowana. Nie odezwałam się nawet słowem, gdy przepychając się łokciami wylądowała na początku kolejki.
- Czy, czy, czy... była by pani tak uprzejma i zechciała wypozyczyć te książki?- podsunęła pani bibioltekarce małą żółta karteczkę na której były zapisane trzy tytuły. Robiła przy tym maślane oczka, i strasznie głupio, delikatnie mówiąc, przy tym wyglądała.Pani bibioltekarka spojrzała na kartkę, potem na panią i powiedziała:
- Ale ja nie mogę wypożyczyć pani książek. To jest biblioteka wydziału Filologii Polskiej i osobom z poza uniwersytetu nie wypożyczamy książek.- po czym spojrzała na kobietę , robiąc przy tym lekko zdziwioną minę. Zresztą jej wyraz twarzy w tamtym momencie był podobny do mojego. Wciąż stałam i pryzglądałam sie z boku sytuacji.
- Proszę uprzejmej pani-rzekła kobieta- to nie dla mnie te książki tylko dla mojej wnuczki. Wie pani, ona taka zapracowana, bierze dodatkowe lekcje, chcemy z córką jej pomóc choć w taki właśnie sposób. Nie dało by się jakoś tego załatwić. Wnuczka jest, wie pani, taka ambitna, stara się utrzymywać stale wysoką średnią.
- Jeśli Pani nie jest zapisana do naszej biblioteki nie mogę wydać pani tych pozycji. Przykro mi- powtórzyła zniecierpliwiona bibliotekarka.
- Bo wie pani, ja byłam w bibliotece pedagogicznej w rynku...- wyciągnęła z torebki kartę magnetyczną wcisnęła w ręke bibliotekarce- i tam mi powiedziano, że tylko tu można dostać książki, które są mi potrzebne... prawie, że pożerała litosnym wzrokiem bogu ducha winną dyzurną bibliotekarkę.
- Czy zdaje sobie pani sprawę, że oszczędzając córkę , dodaje mi pani dodatkowej pracy. Widzi pani, że musze w pierwszej kolejności obsłużyc studentów- powiedziała bibliotekarka, po czym ruchem głowy wskazała na mnie.- Proszę z łaski swojej poczekać. Być moze za chwilę jeszcze o tym porozmawiamy.- Słucham- rzekła następnie w moja stronę.
- Chciałam zapisać się do bibilioteki, oczywiście jeśli to możliwe - powiedziałam, podając indeks i kartę zobowiązań.
- Widzi pani, najpierw trzeba się zapisać- powiedziała bibliotekarka do kobiety, która już prawie odchodziła na bok, posługując się moim przykładem.- A tak poza tym to, przepraszam, że się wtrącam, lecz moim zdaniem trzeba wnuczkę puścić na głęboką wodę. Ja od szóstego roku życia sama sobie radziłam i zyję, a pani wnuczka ile ma lat?
- 20- powiedziała kobieta.
- 20 lat, a pani wciąż ją prowadzi za rączkę. Nadopiekuńczość w przyszłości nie będzie owocować...- bibliotekarka aż się obruszyła sytuacją.
Kobieta odeszła niepocieszona.Ja uśmiechnęłam się pod nosem, a bibliotekarka spojrzala na mnie szukając w moim wzroku aprobaty dla jej słów jeśli chodzi o całą sprawę. " Mamusiu,żeby nie powiedzieć babciu, skocz na uniwerek i wypożycz mi " Sredniowiecze" Michałowskiej"- aż samo cisnęło się na usta....
Dodaj komentarz