maj 15 2003

A teraz biografię Trembeckiego zgłębiam...


Komentarze: 1

W sklepie z torebkami o mało nie zostawiłabym wczoraj reklamówki z nowo kupioną bluzką, "Oświeceniem" Klimowicza własności nie mojej, "Zbiorem nowel" Prusa, i tomikiem poezji Kochanowskiego.Bluzka może by i się komuś na coś nadała, ale kolumbryny trzy to komu na co:) Do Eureki wparowałam za piętnaście szósta, po spotkaniu w strugach deszczu z ojcem, honorowym darczyńcą, dbającym o swój wkład w edukację swojego najstarszego dziecka, co nieczęsto się mu zdarza. Granatowa parasolka od Telewizji Polskiej Oddział Wrocław w jednej ręce, reklamówka z mleczem dla królika i sałatą dla mnie od dziadka w drugiej, dobrze, ze drzwi od księgarni były otwarte...:) Podłoga już umyta, panie szykujące się do zamknięcia interesu i tak długo wyczekiwanego powrotu do domu. Nic  z  tego. Upierdliwy klient na ostatnią chwilę, już na horyzoncie.:) " Poproszę książki z serii..." i tu się zaciełam. Kto by spamiętal jakieś wymyślne nazwy panów i pań z wydawnictwa. Dla mnie to Michałowska, Ziomek, Hernas i Klimowicz w białych oprawkach." ... z serii Wielka Historia Literatury Polskiej..."- Domyślna pani wywnioskowała po moim wzroku skierowanym na górną półkę."Tak, tak..historia literatury polskiej, a konkretnie średniowiecze, renesans, barok, oświecenie." I zostałam uszczęśliwiona czterema reklamówkami z rwącymi się uszami, które to butnie potem kroczyły ze mną po deszczu." Kupić łatwo, gorzej się tego wszystkiego nauczyć w miesiąc"- skwitowałam wyciągając zmiętolony banknot  z kieszeni kurtki. Pani z politowaniem na mnie spojrzała i wyraziła szczere współczucie. Potem już tylko ręce się urywały od ciężaru, parasolkę wywiewało na wszystkie możliwe strony a  w butach chlipało. Ale i tak lubię małe księgarnie. Przynajmniej panowie niewyżyci seksualnie w centrach handlowych nie obserwują kamerą widoków podspódniczkowych, ukrywając sie skrzętnie pod ruchomymi schodami.:)

* Uszka sobie odmrażam po tradycyjnym codziennym wietrzeniu mieszkania przez moją skwapliwie o dom dbającą i z zaangażowaniem niemałym sprzątającą mamę:) Kochanowskiego Tren prawie, że na czynniki pierwsze rozłożony, opatrzony pokaźnego rozmiaru wstępem, a w niego wplecione wątki wszelakie, a najważniejsze przy tym, ze praca wre:) To znaczy wre, ale może już nie dziś:) na dziś dość:) Dziś są juwenalia (a "kto nie pije w juwenalia ten jest świnia i kanalia" według Olka L), dziś trza się bawić.:) Nie marudzić. Pogoda nie dopisuje, ale i tak się uśmiechać:) I przytulać:) Ja dziś może się będę i kropka:) Tylko, że "aaa i jeszcze jedno, tym razem pan doktor mówił...że przez jakiś czas całować się nie będę mógł:(". Sprawdzimy, sprawdzimy, kochanie:)

* Wieczór pod tytułem awantura. Wieczór z nieoczekiwanym zwrotem akcji. Słowa, których żałuję. 8 mila. Sofiówka. Bolący ząbek, który jeszcze nie wydobrzał po zabiegu.A przede mną bardzo krótka noc i ciężki piątkowy poranek.To tak mniej więcej na tyle. Acha. I jeszcze kolejne rozczarowanie, zawód na całej linii. Chyba przyjdzie mi się tu do tego przyzwyczaić. Dobranoc.

ani-mru-mru : :
15 maja 2003, 18:10
uff! kurdesz nareszccie mogem zrobic normalny obchod blogulcow!!! a co do trenu - ty go tak za mocno nie rozkladaj, bo co zostanie dla potomnosci??? i poza tym czy Kochanowski zostawil instrukcje jak go potem do tzw. kupy poskladac?:)))

Dodaj komentarz