Najnowsze wpisy, strona 72


lip 23 2002 Oczy tej małej...
Komentarze: 3

"Oczy tej małej jak dwa błękity, myśli tej małej białe zeszyty..."

Posłuchaj. Była sobie maluteńka, drobniutka, szkaradna dziewczynka. Nienawidziła świata, nienawidziała siebie samej Nie mogła pogodzić sie z tym, że jest jaka jest. Niepotrafiła spojrzeć w lustro by nie wymamrotać pod nosem: "Przecież widzę, że coś jest ze mną nie tak".Pewnej nocy owa dziewczynka poszła spać, a jak się przebudziła t o nie byłą już tą samą szkaradną dziewczynką o wstrętnej buziulce. Stała się kobietą niebanalną Siedziała na polanie. Przeogromnej, zielonej polanie na której można było pisać wiersze. A te wiersze przywędrowały do naszych serc i długo będą w nich gościć, mimo, że dziewczynka odeszła na zawsze Ja sama dowiedziałam się o Niej, jak byłam taką samą wstrętna, gówniarzowatą dzieczynką, lecz w odróżnieniu do niej nie udało mi się jeszcze zgłębić i pewnie nigdy nie uda tych wszystkich tajemniczakamarków duszy, po których ona poruszała się bez map, w zupełnych ciemnościach.To ta od "Małgośki tak ją wtedy kojarzyłam.Pamiętam, że poznawałam ją po gładko zaczesanych do tyłu włosach, z czasem siwych, po ubraniu delikatnie mówiąc niezbyt na czasie.Ale to była jej urok.Jakby była z inenj epoki. Pisarka,poetka, tekściarka.Po prostu Osiecka.A raczej AŻ Osiecka.Moje Stereotypowe myślenie umiejscawia ją wpapierosowym dymie kawiarenek dwudziestolecia wojennego, wśród hałaśliwych gwarów i dysput, niejednokrotnie okraszonych sporami i emocjonalnymi przepychankami. I chyba właśnie w takim środowisku stworzyła swoją historię. Historię przegadaną. Przegadaną o rzeczach istotnych, takich, które bezposrednio dotyczyły jej samej, ale nie tylko. Umiała widzieć rzeczy dla zwykłych maluczkich niewidzialne. Umiała słyszeć rzeczy dla zwykłych maluczkich niesłyszalne.Dzięki niej i ja uczę się tej sztuki, choć jej doścignąć nie zdoła nikt. Niemodna?Nudnawa?Wyświechtana?Zostawmy zarzuty bez komentarza...I wolną rękę...Pisała o ludziach, gdyż umiała ich kochać. Miłość ta dziwna i dla wielu niezrozumiałą.Tak ognista dla jednych, że aż lodowata dla innych. Miłość do niektórych, przysłaniała jej potrzeby innych. Miłość dziwaczna, lecz jedyna i niepowtarzalna."Wraz z osobą Agnieszki Osieckiej odszedł ostatni romantyk wspólczesnej poezji" Mówiła Maria Janion.Agnieszka  chyba taka była.Romantyczna i buntownicza zarazem. Za nic w świecie nie chciała zgodzić się z ustawowo przyjętymi normami życia społecznego.Czytałam swojego czasu, że denerwowała ją etykietka, którą rozdawano kobietom. Etykietka matek, żon, kochanek, wdów.Ona nie chciała być banalna. Być może stąd jej pogmatwane życie. Wyrzuty ze strony Agaty, jej córki, że nie umiała być dla niej matką.To fakt. W tej roli się nie spełniła...I nie próbuję jej w żaden sposób usprawiedliwać. Jędzowata matka. Jędzowata żona. Bo nie lubiła być matką, nie lubiła być żoną. Ona chciała miłości...                                                                                                                   

Teraz tej małej dziewczynki nie ma już ani przed lusterkiem, ani na zielonej polanie wśród kwiatów. Ale pewnie jest jej dobrze tam gdzie jest i już szykuje  powitanie dla swych wszystkich przyjaciól,a w niebiańskiej knajpie zamawia  piwo...

ani-mru-mru : :
lip 21 2002 Człapu, człap....
Komentarze: 3

Już od ponad pół godziny, przemierzam pokój wzdłuż i wszerz. Człapu, człap...Moim egzystncjalnym celem,aspiracją chwili  jest osiągnięcię kątów pokoju, które już od dziesięciu lat stoją samotnie, zapomniane przez wszystkich, wyzute z codziennego życia, jako skrawki najmniej użyteczne i odwiedzane.Człapu, człap... Nie poręczne  "odludki", chciałoby  się powiedzieć, albo raczej "odkątki" w tym wypadku. Człapu, człap...Nieliczni zajmowali sie kątami. Wszakże  "Samochwała"w kącie stała, urwisy na worku z grochem kleczały  w kątach zapewne, nieposłuszne przedszkolaki stały w  kątach buźkami do ściany i był on dla nich drogą krzyżową. W nich potulniały, stawały się bardziej "ludzkie", zgodne z wszelkimi prawami przystosowanego do systemu człowieka. System istniał bowiem caly czas, nawet gdy wmiawiano nam, ze został przed laty unicestwiony. Człapu, człap...Bezpańskie te kąty, choć biurokracja i dla nich zarządcę i przełozonego znalazła.Na skrawku, chyba jednak niewiele znaczącego papierka one przynależą.Ale oczywiście papierki z rzeczywistością wspólnego za wiele nie mają. Teoria nie równa się praktyce. Postanowilam udowodnić swój wrodzony, choć za sprawą systemu , nie zawsze okazywany "samarytanizm"Człapu, człap..Będę pierwszą, która zainteresowała się ich losem.Ale to nie jedyny powód, dla którego to robię.Zatem, po co? Uzmysłowiłam sobie, że nie każde działanie  musi być poparte solenną definicją użyteczności Człapu, człap...Że nie wszystko musi mieć znaczenie mieszczące się w kanonach wytłumaczalności. Zresztą nie ja jedna uskuteczniam "człapanie".Czy ktoś się pyta po jasną cholere tak zwani peudo kibice rozwalają sobie szanowne noski baseballowymi pałeczkami odwołując się do obrony honoru drużyny?! Rolandzi dwudziestego pierwszego wieku. Giną w imię ideii...  Idea Śląsk Wrocław...! hmmm...   Moje człapanie przynajmniej nie rozwala nosków nikomu, choć za pożyteczne też nie jest, przynajmniej dla otoczenia. Bo dla kątów i dla mnie i owszem....Człapu człap...Moje człąpanie jest mi potrzebne.Wakacje dla rozumu.  Dzialanie poza sferą umysłu. Człapu, człap...Jak stawiam nogi? Nierównomiernie, bez rytmu, pokracznie.Bo co kogo to obchodzi. Człapu, człap...Nie muszę się nikomu tłumaczyć. To mój występ, moje przedstawienie. Sztuka artystycznego człapania, nikomu do szczęścia nie potrzebna i dzieki Bogu. Człapu, człap...Chodź w tym nie potrzebuję widowni. Bezsensownego oceniania, odwoływania do jakiś bzdetnych norm, porównywania z człapaniem rówieśników z sąsiedztwa, ewentualnie z młodszą siostrą.Człap, człap...To tylko moje człapanie. Moja wolność.Nie przyjmuję żadnych krytycznych uwag na temat człapania, gdyby przypadkiem się ktoś o nim dowiedział.  Człapu, człap... O czym myślę wtrakcie człapania? O tym, że podłoga jest śliska, zimna, twarda, a moje nogi są bose..."Agata! Na miłość boską, załóż kapcie! Przeziębisz się, a ja po lekarzach z tobą chodzić nie będe!!!! "Ha ha ha...Bzduuuurrraaa! Człapu, człap... Moje człapanie jest WOLNE i tylko MOJE...Nikt mnie nie widzi... Gdyby chociaż rozsypali mi igły  na podłodze...Gdyby chociaż to zrobili.Zastanowliłabym się wtedy czy przestać.Podłoga tonęłaby w krwi ....  Cała purpurowa, słodka, lepka...Ale nic z tego. Nie tym razem kochani...Człap, człap, człap...

ani-mru-mru : :
lip 20 2002 Ona, On i Kot
Komentarze: 2

 

Dziś na poważnie, choć może nie do końca. Problem stary jak świat, odkąd istenieli kobieta i mężczyzna. Feministką nie jestem w żadnym wypadku i broń mnie Panie Boże przed tym.Lecz życie tak sprawiło, a właściwie to faceci, że nie sposób wyzbyć się tych powiedzmy pól-feministycznych poglądów, które od czasu do czasu targają moim umysłem i utrudniają i tak nie łatwą egzystencję.

Pani Kinga Dunin,z całą pewnością obcasków na swoje szanowne nóżki nie założy nigdy, tym bardziej wysokich, więc by zaspokoić tą naturalną, choć śmieszną kobiecą potrzebę do " Wysokich Obcasów" pisuje swoje felietony. A ponieważ jestem stalą czytelniczką Wyborczej, z racji profesji powiedzmy, swego  czasu regularnie dumałam nad tym co też ciekawego wypisuje. Efektem  mych przemyśleń jest tekst, który zamieszczam poniżej.Humorystyczne ujęcie jest tu jak najbardziej odpowiednie i stosowne. Miłej lektury, jeśli komuś kolwiek będzie chciało się to czytać 

 

Ona, On i Kot

                                                                                                          

 

7.30-8.30  Zwlec się się z łóżka  w sypialni i przejść na kanapę w salonie. 8.30-8.35 Przenieść się z kanapy w salonie na parapet.8.35-9.35 Czmychnąć się z parapetu do kuchennego zlewu.10.30 Sprawdzić zapasy jedzenia w górnej kuchennej szafce. 10.31-11.00 Zdrzemnąć się na górnej półce szafki z talerzami.11.00 Spróbować wspiąć się na firankę.Przy okazji lekko ją uszkadzając. Jeśli za pierwszym razem się nie uda, spróbować jeszcze raz.11.00-12.45 Sjesta. Wślizgnąć się pod kapę na łóżku w sypialni.Wygodnie ułożyć główke na podusi. 12.50 Przekładanie poduszek.Zrzucić te, najbrzydsze na podłogę, porozciągać po pokoju, a niektóre ukryć pod łóżkiem. 13.00 Siagnąć kapę, poszarpać chwilę, schować ją pod łóżkiem. 13.01 Jeszcze raz spróbować wspinaczki po firankach tym razem w sypialni 13.05 Zatrzymać się podziwiać swoje odbicie  w lustrze.Zachwycać się powabem swojej sierści i niezwykle uroczymi wąsami 13.30 Wyciągnąć kabelki z tyłu telewizora, pomieszać je upewnić się, że do naprawy bedzie potrzebny elektryk. 14.00 Odwiedzić łazienkę. Skorzystać z kuwey  z piaskiem. Rozsypać zawartość w wannie i na podłodze.Zostawić ślady brudnych i mokrych łapek na umuwalce. 14.30 Zanieść papier toaletowy do salonu. Rozwinąć całą rolkę, pobawić się nią chwilkę . 16.00 Porozmawiać z papugą, obrazić ją, oblizywać się łakomie.Jeśli padnie na atak serca, wrzucić ciało do kosza na śmieci.18.00 Zjeśc wszystko, co jest jadalne, bądź nie jadalne. wykończyć rośliny doniczkowe, które zostały z wczoraj. 19.00 Powitać właścicielkę przy drzwiach, udawać, że się cieszymy na jej widok.Poocierać się o jej nogi, zaciągając przy tym nowe rajstopy. 19.15 Plątać się pod nogami, kiedy przygotowuje kolację. Wskoczyć na stół.Prychnąć. Być wszędzie tam gdzie się nie spodziewa.20.35-22.00 Pooglądać stare filmy w telewizji.22.00-22.15 Czas spać.Wyprzedzić właścicielkę w  drodze do łazienki. Wleźć pod koc przed nią.Rozłożyć się na środku, nie zostawiając jej dużo miejsca Głośno mruczeć.

 

Dzień ten sam. Osoba nie.

 

7.20-8.30 Przenieść się z łóżka w sypialni na kanapę salonie. 8.30-8.35 Przenieść się z kanapy w salonie na rattanowy fotel na biegunach (ten od mamusi). 10.30 Sprawdzić zapasy jedzenia w lodówce. Wykląć żonę, że znów nie ma salcesonu i zimnego piwa10.30-11.00 Zdrzemnąć się na sofie w salonie. Pół godzinki dla słoninki.11.00 Spróbować zadzwonić do Julka i umówić się z nim na wypad do knajpy. Żony przecież jeszcze nie ma.11.00-12.45 Odpoczynek. Poprzednia czynność wymagała bowiem nie lada wysiłku. Wleźć pod kapę łóżku w sypialni. 12.50 Wyciągnąć odkurzacz. Zanieść go do salonu. Włączyć. Udawać, że się odkurza, ale nie starać sie zbyt mocno. Jutro i tak się pobrudzi.13.01 Jeszcze raz spróbować zadzwonić do koloegi w sprawie knajpy.13.05 Zatrzymać sie.Podziwiać swoje odbicie w lustrze. Robić to niezwykle dokładnie, Chwilkę czasu poświęcić swoim uroczym wąsom.No i koniecznie poprawić fryzurę. 13.30 Spróbować naprawić telewizor. Żona narzekała, że śnieży. Wyciągnąć kabelki z tyłu telewizora. Pomieszać je.O kurcze! Do naprawy bedzie potrzebny elektryk! 14.00 Odwiedzić łazienkę. Skorzystać z toalety. Umyć ręce. Ochlapać całą umywalkę, lustro i podłogę. Wytrzeć ręce ręcznikiem. Rzucić go w kąt.14.30 Zawalić cały stół w salonie częściami z najnowszego modelu samolotu. 16.00 Porozmawiać z papugą. Obrazić ją, nawrzeszczeć, a jak padnie na atak serca, wyrzucić do śmieci. Szybko skoczyć do zoologicznego i kupić nową, żeby żona się nie zorientowała. 18.00-19.00 Zjeść wszystko co jest w lodówce. Nie przejmować się co żona będzie jeść na kolację.19.00 Przywitać żonę przy drzwiach. Udawać, że się cieszymy na jeje widok.Dać jej całusa, ale tylko w policzek 19.15 Plątać się pod nogami gdy przygotowuje sobie kolację. Być wszędzie tam gdzie się nie spodziewa. 20.35-22.00 Pooglądać stare filmy w telewizji. 22.00-22.15 Czas spać. Wyprzedzić żonę w drodze do łazienki. Wleźć pod koc przed nią.Rozłożyć się na środku, nie zostawiając jej dużo miejsca. Głośno chrapać.

 

Dzień ten sam. Osoba nie.

 

Hmmmm...Co prawda nie śpi na parapecie, woli fotel na biegunach.Nie wspina sie po firankach, przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Jak wyciąga kabelki z telewizora, nie robi tego umyślnie, może chce dobrze, ale mu nie wychodzi. Jak wykończy papugę szybko kupuje nastepną . Jaki on wspanialomyślny!Jest zawzse przede mną w łazience, ale ważne jest by dbać o higienę. Z trudem podnosi się z kanapy, gdy wracam z pracy. Jest pewnie zmęczony. Nie miauczy, a chrapie....

Zdaje się, że mężczyzna to inny gatunek. Mój ma te same nawyki co Mruczek. A kotki trzeba kochać...Podobno...

 

 

ani-mru-mru : :
lip 19 2002 Aniołki Garbate
Komentarze: 1

Wrobelek Elemelek, co prawda,mialby to na dnie swego, z calym szacunkiem, ptasiego kuperka, lecz mnie na tak dalece lekcewazaca postawe po prostu nie stac.Wojna z GARBATKAMI!!!! Oddzialy do walki z wrogiem, NAPRZOD!!!!hi hi hi. Co za Aniolki szczebiotliwe, kute na cztery lapki, szczwane szakradziejstwa z szelmowskim usmieszkiem na swych pulchniutkich i oblesnych buziulkach! A feeee...hi hi hi.Szeleszcza cos pod noskami i w najlepsze drwia ze mnie.Szatanskie istotki zeslane na ziemie przez sily nieczyste zza swiatow. Skrzetnie ukrywaja swoje figlarne, diabelskie ogonki pod warstwa snieznobialych piorek. Najchetniej wypatroszylabym je wszystkie, usmazyla w osmolonym kotle i podala na porcelanowej zdobionej tacy jako obiad w sosie mietowym.Mmmm Pychotka.hi hi hi.     To już trzeci tydzien jak trwa ich przeuroczy wprostu TURNIEJ potterowskiego QUIDDITCHA.Okolicznosci ich inauguracji byly conajmniej dziwne, tajemnicze, po prostu magiczne. Stalo sie to sobotniej, bardzo dzdzystej i deszczowej nocy. Deszcz udzerzal miarowo i dzwiecznie o szyby mojego okna, jakby muzyk orkiestry detej dawal upust swym umiejetnosciom gry na blaszanym bebenku, podobnym do tego  z ksiazki Guntera Grassa. W powietrzu unosil sie dziwny spokoj, taka przeszywajaca melancholia. Nagle potezny podmuch wiatru otworzyl okno. Oslupialam.Na parapecie siedzialo olbrzymie ptaszysko o bialych jak plotno rozlorzystych skrzydlach. Krogulcze pazury, ostry dziub, i te oczy.Glebokie, brazowe, starszne oczy, ktorych wyrazu jeszcze dlugo nie zapomne. Magiczne...No wlasnie, to slowo najlepiej oddaje ich specyfike. To byla Sowa. Ta sama, ktora swego czasu z nieublagana zapalczywoscia zasypywala Harrego Pottera korespondencja z Hogwarthu, ze szkoly magii dla mlodych czarodziejow.Tylko, ze tym razem list na bialym pergaminie opasany czerwona wstazka, ktory trzymala w dziobie, zaadresowany byl do mnie. Upuscila go na lozko, zatrzepotala skrzydlami, zostawiajac po sobie chmure grawitujacych pior i odleciala. Nie zdarzylam podbiec i otworzyc listu. Nagle, jakby  spod ziemi, wyrosl jeden z tych psotnikow, ktorych tak doskonale znalam.Pulchniutki, rudzielec z piegami na zadartym małym nosku, z odstajacymi uszkami. Ten sam niezdara, ktory niedawno rozwalil sobie nozke o drut wystajacy z furtki do Nieba.Lecz teraz najwyrazniej był w olsniewjącej kondycji. Wyrwal mi list z lapek.Nie zdarzylam nawet zareagowac. I wtedy sie zaczelo. Zwolal kumpli. Ten ich przerazajaco dudniacy w uszach nawolujacy gwizd.Nie moglam go zniesc. Okazalo sie, ze w liscie znajdowaly sie z niesamowicie zegarmistrzowska dokladnoscia opisane zasady gry  w Quidditcha. O zgrozo! Podzielili sie na piec garbatkowych druzyn.Kryterium była ilosc piorek na srzydelkach garbatkow. I tak, druzna numer jeden to Garbatki o najwiekszej ilosci piorek na skrzydelkach, druzyna numer dwa skladala sie z Garbatkow o mniejszej ilosci piorek na ich skrzydelkach i tak dalej.Trywialna metoda.Naiwniacy.Jak z latwoscia mozna sie domyslic takie kryterium stworzylo bardzo sprzyjajace warunki nieczystej grze. Grze podstepnej.Zaczely ujawniac sie ich cwaniaczkowate umiejetnosci hi hi hi.Nie raz widzialam jak podkradaly sie noca do kumpla, ktory najwidoczniej nie odpowiadal im jako gracz w ich druzynie, wyrywaly mu odpowiednia ilosc piorek ze skrzydelek i w taki to sposob biedaczek niboraczek czy chcial czy nie, zmuszony byl spakowac swoje aniolkowe zabawki i wyniesc się na podworko druzyny Garbatkow  z mniejsza iloscia piorek na srzydelkach. A jaka rozpacz przy tym. Morze wylanych lez, ktore nie wiedziec czemu pachnialy wiosennymi konwaliami, takimi samymi jakie pamietam z  dziecinstwa, z babcinego przydomowego ogrodka. Teraz TURNIEJ GARBATYCH POTWORKOW w QUIDDITCHA jest na etapie rozgrywek finalowych i cale szczescie, bo wiecej rozbitych w drobny mak zastaw stolowych, szklanek, kubkow i wazonow nie zniosalabym . No i te siniaki na moim czolku, od "przypadkiem" przelatujacego znicza. Wiem, ze to ich podstepnosc i nic nie dzieje sie przypadkiem jesli o Garbatki chodzi. Wczoraj przekonalam sie o ich wrednym charakterze.Pisalam list do mojego Misiaczka.I wszystko byloby wspaniale, gdyby nie to, ze jeden z nich napatoczyl sie w okolicy i ciakawosc nie pozwolila mu uczynic inaczej, jak tylko zabrac mi go i przeczytac od deski do deski. Wyniknela szarpanina, a jej efektem bylo to, ze list wyladowal w kominku w salonie. Na szczescie udalo mi sie go odratowac, tylko, ze w stanie jest oplakanym.Niech to.   Zastanawiam sie czesto, dlaczego ich nie wysle do wszystkich diablow, albo sama nie wiem co. Ale jak tak patrze na te pyzate, rumiane buzki, zwinne paluszki, malutkie noski, odstajace uszka i jak przygladam sie ich czerwonym, zarzacym sie serduszkom to wiem, ze dzieki nim moj kazdy dzien jest inny od kolejnego...Dzieki mojej wyobrazni...;o)))
 


 

ani-mru-mru : :