mar 30 2003

Chmiel, czarny chlebek i smalczyk:o)


Komentarze: 1

A dzialo się bo ja, jako istoka czasem dająca się manipulować, sterować i podawać nie zawsze aprobowanej integracji z kimś, postanowilam wylamać się i zgodzić na wszystko co oferują." Yo:)) czas akcji:jutro 20.00 stop miejscoofka: pręgierz stop spontan-ustafki sa:) Sigma ekipa na Cie liczy. Za ten rok w kotle...:))PNC" Co uważniejsi kojarzą nierozgarniętego niezwykle pozytywnie "naprawiacza tego nędznego świata", w postaci kolegi dziennikarza napaleńca, niejakiego pana D. Otóż w czwartek kolejny raz dal o sobie niespodziewany znak i w ramach owego naprawiania świata postanowil rozpocząć od polepszenia stosunków między absolwentami studium dziennikarstwa i public relations Sigma, czyli speców od reklamy, dziennikarstwa i public relatnions. Punkt nadrzędny programu to integracja przy kuflu (kuflach:o)) piwa, i jak się potem okazalo chlebka ze smalczykiem. Od razu do pana D. oddzwonilam, na co moje kochanie zareagowalo niebylejaką miną i dowiedzialam się większej ilości szczególów. Wtegy również po raz pierwszy uslyszalam o bycie i nie bycie niejakiego pana Flaishera. Potem niejaki pan Flaisher byl dominantem naszych integracji usilnych przy chmielowym trunku wlaśnie. Arturka oczywiście wzięlam pod rączkę i dalam zastrzezenie, że bez niego nosa nie ruszam nawet za drzwi, a pod drugą rączkę Ewcię, której zastrzeglam to samo. Oboje przyjęli zaproszenie z większą, czy mniejszą aprobatą, grunt, że przyjęli.W piątek punkt 19.30 wyruszyliśm. Pod pręgierzem wszyscy, czyli nikt, w każdym razie nie nasi. Czyżby kolejny szczwany chwyt pana D?( w pamięci mialam sfiingowany wywiad ze mną, który pan D. swego czasu popelnil wlasnie ze mną w niejakiej Arce:o)). Nie bądźmy pesymistami jednak, dajmy spóźnialskim akademicki kwadrans. Podrepatlismy kilka kroków dalej, co by z uwagą poobserwować panienki tańczące z ogniem i panów przyklepujących im do rytmu na bębnach. Swoją drogą- fajna zabawa:o). W końcu ich zobaczyliśmy. Paula jak zwykle w porywie wszechznaczącej gestykulacji, Dominik z fajką w ustach( Malboro Lighty na wieki wieków amen), z jedną ręką w swych skateowskich spodniach, wywracal ślepiami i szarymi komórkami co by zdąrzyć za jej rozumowaniem. Nic a nic się nie zmienili. I zaczynam wysuwać wnioski, ze tak specyficzni ludzie nie zmieniają się nigdy, gdyż byloby wręcz grzechem ze strony tego na górze, gdyby im na to pozwolil:oP Kolejne pól godziny spędziliśmy na przeszukiwaniu przyrynkowych knajp w celu odnalezienia wolnego stolika. I czegoż można się bylo spodziewać wpól do dziewiątej wieczorem w piątek, pierwszy dzień weekendu. No czego się można bylo spodziewać jak nie straszliwego tloku i mieszkańców w ferworze walki z wlasnymi resztkami przyzwoitości. Znaczy się picie. Znaczy się palenie. Znaczy się imprezowanie. I na zdrowie. W rezultacie wylądowalismy w Spiżu. Przy wejściu jeszcze tylko spotkanie z milym ( z pewnością dlatego, że podpitym już) towarzystwem, które usilnie próbowalo uslyszeć od nas konstruktywne rady na temat tego gdzie warto iść i dlaczego. To się chlopcy lekko zdziwili, gdy powiedzielismy im , że za bardzo szans nie mają, bo ludzi wszędzie pod dostatkiem. W Spiżu zgromadzilismy potrzebną ilość krzesel, zamówilismy piwo, gratisowo dostaliśmy chlebek ciemny, i smalczyk, który potem, jak sie okazalo byl obiektem zainteresowania jedynie Arturka( w formie jeszczenia) i pana D.( w formie zrzucania go z talerzyka) ALe przecież każdy robi to co lubi. Po jakimś czasie przyszedl Robert. Rozmowa zdeterminowana przez opowieści uczelniane pana D. jego karierę dziennikarską i niejakie pismo "Negatyw", usilne opowieści o jego fotografowaniu, byla tez polityka z racji funkcji pelnionej przez Roberta, nasze wspominki z czasów studium, pan Fleisher, plotki, ploteczki na tematy osób ogólnie nam znanych, smiechy, chichy i ogólnie super. Usmialam się za wszystkie czasy, moje kochanie bylo naprawdę pod wrażeniem tego towarzysta i myślę, że czul się nieźle.I dwa telefony od mamy. Najbardziej rozbawil mnie ten drugi:"Agata ile zaplacilaś za stanik i majtki i gdzie je kupilaś, bo chcialabym takie same kupiś Aśce":o) Taka to nowa forma sprawdzenia czy córka jeszcze na nogach, czy lezy już pod stolem. Grunt, że zamierzony cel uzyskany, a co dzięki Bogu, na moją korzyść. Gdyby zadzwonila trochę później moglabym już nie zrozumieć tego, czy owego...:o) Po wyjściu ze Spiża wydarzylo się coś, co bedędlugo jeszcze pamiętać, a o czym pisać tutaj nie za bardzo mam ochotę, ani pozwolenie, sygnalizuję jedynie, że takie coś mialo miejsce i jestem strasznie szczęśliwa.

A wczoraj? Wczoraj urodzinki Michalinki:o) Osiemnastka Aśki i kolejny dzień balangi. Ehh  z tymi weekendami:o)

Przytulam wszystkich mocno do serducha, a najmocniej Martynię, dzięki kórej odzyskalam moje notki z lutego. Dobre duszyczki i istotki o anielskim serdudzku chodzą po tym świecie. Trzeba tylko mieć oczy w okól glówki i otwarte ramionka. Buźka:o)

ani-mru-mru : :
30 marca 2003, 16:14
I ja przytulam Martynię, dzięki niej mam te lutowe notki :)

Dodaj komentarz